Tomasz Wilgosz i jego bliscy od pobożnych rozważań chcieli przejść do działania. Syryjscy chrześcijanie natomiast pragnęli po prostu… przeżyć. Ich losy splotły się. Dziś są sobie bliscy jak rodzina.
We Wrocławiu żyją i pracują Syryjczycy, którzy przybyli tu w minionych latach. Udało im się odnaleźć na Dolnym Śląsku, dlaczego więc nie miałoby się udać i tym, którzy obecnie przyjeżdżają? Szczęśliwie niedawno otrzymali status uchodźcy, co umożliwia choćby podjęcie legalnej pracy. 3,5-letni Adel zaczął chodzić do prywatnego przedszkola. Jego dyrektorka sama wyszła z inicjatywą, by przyjąć dziecko. Okazało się, że może korzystać z placówki bezpłatnie. Malec na razie pewnie się czuje, gdy wie, że pod drzwiami czeka ktoś bliski. Ostatnio takie dyżury przedszkolne pełni przyjaciel T. Wilgosza – Tomasz Żmuda, równie mocno zaangażowany w pomoc Syryjczykom. Gotów jest w razie potrzeby pojechać z nimi do lekarza do Wrocławia, wyruszyć do Warszawy, gdzie co rusz trzeba załatwiać jakieś formalności.
Syryjczycy otrzymali darmowy karnet na basen miejski; bilet na komunikację miejską. Powstaje ponoć program dla uchodźców, umożliwiający im pobieranie przez 12 miesięcy zapomogi z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. I Tony, i Carmen intensywnie uczą się polskiego (ach ta gramatyka), poznają otoczenie – choćby i zwyczaje dotyczące jedzenia. – W Syrii mamy podobne potrawy do polskich, ale inaczej przygotowywane i przyprawiane – tłumaczy mężczyzna. Oboje myślą o swoich krewnych, którzy pozostali w Syrii. Marzy im się, by i oni dostali szansę ucieczki.
Franciszkowy model
Tony podkreśla, że często ktoś w sklepie proponuje im pomoc, zagaduje po angielsku. W stosunkowo niewielkim mieście ludzie wiele o sobie wiedzą. Odkąd w lokalnej gazecie pojawił się artykuł na temat Syryjczyków, są rozpoznawalni. – Sporo osób zna obu Tomków, wie, że jesteśmy ich przyjaciółmi, gośćmi – mówi Tony. Tomasz zauważa, że taka formuła przyjmowania uchodźców jest chyba najlepsza. – Bliska tej, do jakiej zachęcał Franciszek – wyjaśnia. – Przyjęcie jednej rodziny w parafii, otoczenie jej troską opartą na osobistych więziach. To o wiele lepiej się sprawdza niż tworzenie wielkich skupisk uchodźców w jakichś ośrodkach, gdzie żyliby we własnym gronie, odizolowani od mieszkańców.
Adel senior codziennie z Tomaszem idą rano na Mszę Świętą. Potem każdy rusza do swoich zajęć. Raz po raz Syryjczycy spotykają się z rodzinami obu Tomków – sporą gromadką, bo jeden ma trójkę, drugi czwórkę dzieci; z ich przyjaciółmi. Bywa, że razem grillują czy jadą na wycieczkę w góry. W sierpniu goście z daleka uczestniczyli częściowo w pielgrzymce na Jasną Górę. – Mamy też u siebie podobne miejsce poświęcone Maryi, ale dużo mniejsze – tłumaczy Tony. – Jest to niewielki kościół na wzgórzu, do którego wszyscy chrześcijanie pielgrzymują 15 sierpnia. Ważne dla chrześcijan są także Malula, gdzie w użyciu pozostał język aramejski, którym prawdopodobnie posługiwał się Jezus, oraz Saidnaya, ważny ośrodek pielgrzymkowy niedaleko Damaszku.
Oławianie zasadniczo są przyjaźnie nastawieni do przybyszów – choć T. Wilgosza spotkało nieco przykrości internetowych. Anonimowo, w sieci, znalazły się osoby – delikatnie mówiąc – nieprzychylne wspieraniu Syryjczyków, także chrześcijańskich. W realu tacy „nieprzekonani” ograniczają się raczej do milczenia. O wiele więcej jest ludzi deklarujących chęć pomocy, dopytujących, czego trzeba. Sąsiedzi czasem zapukają do Syryjczyków z pierogami, pewien starszy pan odwiedza Adela. Jeden mówi po polsku, drugi po arabsku, ale… rozumieją się bez słów.
Zaufanie
– Oczywiście jest wiele dylematów towarzyszących przyjmowaniu uchodźców. Ale przypomnijmy: ci ludzie tam topią się, w obozach uchodźców w Libanie czy Syrii kończy się żywność. Mamy nic nie robić? – pyta T. Wilgosz. – Słyszy się czasem zarzut, że przyjeżdżają do nas nie rodziny, a młodzi mężczyźni, niewyglądający na ofiary wojny. Tak, przyjeżdżają ci, którzy mogą przejść trudy podróży, poradzić sobie w trudnych warunkach, by potem pomóc swoim bliskim. Padają pytania, czemu nie zostaną w swoim kraju i nie walczą. Pytanie, po jakiej stronie? Tam nie ma jasnego podziału na „dobrych” i „złych”. Jest ISIS, jest mnóstwo zwalczających się nawzajem grup rebeliantów… Czasem T. Wilgosz spotyka się ze słowami uznania i podziwu. – Nie ma co podziwiać – mówi. – To wszystko wcale nie jest takie trudne. Tyle mieszkań stoi pustych, czemu by ich nie wykorzystać? Trzeba tylko trochę zaufać Bogu.
Obecnie w naszej archidiecezji Syryjczyków gości też katolicka wspólnota Hallelu Jah; przez pewien czas inni Syryjczycy znajdowali się pod opieką wrocławskich baptystów; na wrocławskim Strachocinie, w parafii pw. NMP Bolesnej, przebywają z kolei uchodźcy z Krymu i Donbasu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |