Hodowla ptaków. Oponenci, szaleńcy? Miłośnicy zwierząt i edukatorzy dzieci? Agnieszka i Bartosz Kukurudzowie z firmy a. KUKU opowiadają, dlaczego na podwórku bytomskiego familoka zdecydowali się hodować sokoły, sowy, jastrzębia oraz myszołowa, z którymi jeżdżą na pokazy do przedszkoli.
Szymon Zmarlicki: Hodowla ptaków drapieżnych to dość nietypowe zajęcie dla mieszkańców Górnego Śląska.
Agnieszka Kukurudza: To właśnie przeciwieństwo tego, co na Śląsku jest normalne, czyli gołębiarstwa. Ludzie często dziwią się i pierwsze pytanie, jakie słyszymy, to zazwyczaj: „Czy on nie zje nam gołębi?”. To rzeczywiście coś nietypowego, ale dlatego jest tak ciekawe dla dzieci.
Jak można zarazić się taką pasją?
A.K.: Wystarczy podejść do ptaka, to bardzo zaraźliwe! (śmiech) Na początku to ja byłam hamulcem i mówiłam mężowi, że w mieście, w dodatku przy małych dzieciach, hodowla ptaków drapieżnych to nie jest dobre rozwiązanie. Dopiero kiedy zaczęłam jeździć z nim, bo przekonałam się, że nie da się go uspokoić i będzie miał tego ptaka, to zakochałam się! Pierwszy ptak to mój prezent urodzinowy.
Gdzie taki prezent można sobie sprawić?
A.K.: U hodowcy. Jeśli jest taka możliwość, to najlepiej u sokolnika, u którego się uczyło, bądź u hodowcy znajomego lub z polecenia, który zna nasze umiejętności. W zależności od gatunku hodowcę znajdziemy naprawdę w przeróżnych częściach kraju.
Ale to nie jest takie proste, żeby pójść i kupić sobie drapieżnego ptaka.
A.K.: Nie. Przede wszystkim osoba, która będzie nam ptaka sprzedawać, musi mieć pewność, że będziemy w stanie odpowiednio się nim zaopiekować.
Jak wygląda opieka nad młodymi ptakami?
A.K.: To zależy od wielu czynników – czy jest to ptak drapieżny, czy sowa. Czy mamy go od pierwszych tygodni życia, czy później… Trochę jak z dzieckiem albo małym psiakiem – trzeba nauczyć go wszystkiego od początku. Jeśli jest to sowa, musimy bardzo wcześnie ją odebrać, żeby wiedziała, że to my jesteśmy jej rodzicami. Wtedy jest karmienie pęsetą, dokładne selekcjonowanie kawałków pokarmu. Trzeba też nauczyć podchodzenia, podbiegania, a później przylatywania po jedzenie. Nie można przy tym nauczyć niczego złego, bo akurat to zapamięta najszybciej.
Zwykle w domach hoduje się psy, koty, chomiki…
A.K.: Mamy trzy psy, świnkę morską i myszkę! Ale ptaki też można. Na szczęście w domu są tylko jako maluszki, bo później idą do swoich wolier, czyli pokoików na ogródku, i tam spędzają cały dzień.
Czyli nie ma zagrożenia, że sokół pożre domowego gryzonia?
A.K.: Byłoby, gdybyśmy do tego dopuścili. Ale ponieważ każdy ptak lata osobno, a małe zwierzęta są wtedy zamknięte, nie ma takiej możliwości.
O jakie codzienne czynności musi zadbać hodowca ptaków drapieżnych?
A.K.: Kiedy pogoda tylko nam sprzyja, z każdym ptakiem wychodzimy polatać – w zależności od gatunku – albo na otwartą przestrzeń, albo do lasu. Wyciągamy rękawicę, na której jest jedzenie, a one chętnie po nie przylatują, i wypuszczamy je dalej. „Wylatanie” wszystkich ptaków zajmuje dziennie około czterech godzin. Jeśli mamy pokazy, wtedy latają trochę krócej, a resztę jedzenia dostają do woliery jako nagrodę za loty wśród dzieciaków.
Trudno oswoić i wytresować takiego ptaka?
A.K.: Trzeba wiedzieć jak. Na początku robi się dużo błędów, ale z czasem nabieramy doświadczenia i przestaje być to trudne. Po prostu wykonuje się rzeczy, które trzeba wykonać. My uczyliśmy się rok. Było dużo nauki i dużo czytania. Ale po tym roku mogliśmy mieć pierwszego ptaka, który jest bardzo „elastyczny”, podatny na wychowanie, więc pozwalał na pewne błędy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |