Ponad 10 lat temu spełniły się marzenia Wiktora Gackowskiego, który chciał mieć dużą rodzinę i dom z ogrodem. Bóg wysłuchał jego pragnienia, a przy okazji spełnił także marzenie żony. Dał im dwór z parkiem i rodzinę, która nie mieści się w busie.
Okrągłe jubileusze są okazją do refleksji i podsumowań. Sprzyjają także bilansom zysków i strat. Wszędzie tam, gdzie jubilaci są szczęśliwi i spełnieni, są także zaproszeniem do dziękczynienia i świętowania, które może trwać nawet cały rok. Tak jest w przypadku Doroty i Wiktora Gackowskich, o których śmiało można powiedzieć, że są specjalistami od dziękczynienia. Powodów do niego mają bez liku.
Korepetycje i klucz do sukcesu
Dorota i Wiktor wraz z 10 dzieci (w tym dwójką swoich) mieszkają w otoczonym parkiem dworze, w którym znajdują się dom formacyjny diecezji i Rodzinny Dom Dziecka Caritas Diecezji Łowickiej. Propozycję poprowadzenia placówki złożył im zaprzyjaźniony ksiądz, który na wstępie przyznał, że chce im wywrócić życie. Dziś wiedzą, że nie żartował. Mimo to podjętej decyzji nie żałują. W Wigilię rozpoczęli świętowanie 10. rocznicy istnienia domu, w którym ciepło i miłość znalazła już spora gromadka dzieci. Obchody planują zakończyć w okolicach maja, podczas rodzinnego grillowania. Mają nadzieję, że do Strzegocina, gdzie mieszkają, przybędą wszystkie dzieci, które przez lata znalazły u nich bezpieczną przystań. W sumie 20 osób. Do tego czasu każdego dnia dziękują Bogu za Jego hojność, serca z gumy, stalowe nerwy i miłość małżeńską, która – mimo wyzwań – ma się bardzo dobrze.
Bez wątpienia pierwszym kluczem do sukcesu był fakt, że oboje pochodzą z rodzin, w których nie brakowało miłości. Dzięki temu bez większych oporów nie tylko zgodzili się poprowadzić placówkę, ale także całkowicie poświecić się tej służbie. Ogarnięcie tak licznej gromadki nie było i nie jest łatwe. Najtrudniejsze – jak przyznają – były początki. Zwłaszcza że każde z dzieci, wchodząc do rodziny, wniosło ze sobą spory bagaż doświadczeń, a także zupełnie inaczej ustawione normy i zasady funkcjonowania. A – jak wiadomo – to, co było w rodzinnym domu, długo pozostaje w świadomości jako coś normalnego i najbliższego. Dziś mają opracowaną strategię. Jej podstawą jest jedność. By się nie pogubić, każdy problem starają się omawiać na bieżąco. Najlepszym doradcą jest Pan Bóg, do którego nieraz biegną po pomoc. A biegać nie muszą daleko. W domu mieści się bowiem kaplica. Dłuższa modlitwa to dla nich zawsze korepetycje u najlepszego Nauczyciela.
Niezwykły prezent
Praca przez 24 godzinę na dobę nie jest sielanką. Na szczęście zarówno organ prowadzący, jak i PCPR wspierają i służą pomocą. Nie narzucają też rozwiązań. Dobry klimat pomaga w codziennych zmaganiach i wyzwaniach.
– Trzeba przyznać, że bywamy zmęczeni, czasem nawet bardzo – mówi Dorota. – Mamy też wrażenie, że dzieci, które do nas trafiają, są coraz trudniejsze. Mimo to nasz bilans jest na plus. Nie zamienilibyśmy naszej drogi na żadną inną. W tym, co robimy, jesteśmy szczęśliwi. Tak wiele się tu dzieje. Po 10 latach mamy ogrom wspomnień. One sprawiają, że mamy wrażenie, iż przeżyliśmy znacznie więcej lat. A to znaczy, że nie marnujemy życia.
W tej służbie nie jesteśmy sami. Od lat należymy do Domowego Kościoła. Formacja i pomoc, jakiej doświadczamy od wspólnoty, są nie do przecenienia. Poza tym czujemy także prowadzenie Świętej Rodziny, która „wynajmuje u nas jeden pokój”. Stałymi gośćmi jest też kilku świętych z Judą Tadeuszem na czele. Mając przy sobie taką ekipę, trudno narzekać – zdradza Dorota, na którą z czułością co chwilę zerka Wiktor.
– Co tu ukrywać, ja naprawdę bardzo kocham Dorotę – mówi z błyskiem w oku. – Ona jest niezwykłą kobietą. Czasem jestem zły, że mam mało czasu, by ją afirmować, zapewniać o miłości. Jej cierpliwość, czułość rozkładają mnie na łopatki. Ja w wielu sytuacjach już bym odpuścił, a ona, mimo ogromnego zmęczenia, nadal pomaga w lekcjach, rozwiązuje małe i duże problemy dzieci. W całym zabieganiu nie zapomina też o mnie. Zawsze mogę liczyć na jej uwagę i zrozumienie. Z taką kobietą to można wychowywać i kilka tuzinów dzieci – przekonuje.
Kto wie, czy kolejne wypowiedziane przez Wiktora marzenie się nie spełni. Otwartość Doroty nie zna granic. Na czas świąt, Nowego Roku Gackowscy pod swój dach przyjęli samotną matkę z dwójką dzieci. Jedno z nich było kilkumiesięczne. Jak nietrudno się domyślić, Dorota była w swoim żywiole. Możliwość opiekowania się maleństwem uznała za prezent rocznicowy.
– Dzięki mojej żonie nie grozi nam syndrom pustego gniazda. Jak tylko jakieś dzieci się usamodzielniają, w ich miejsce pojawiają się inne. Taki stan ma wiele plusów. Jednym jest to, że mając mało czasu, nie nudzimy się sobie nawzajem. Nie doszukujemy się też słabości czy oznak starzenia. Dlatego Dorota ciągle jest dla mnie piękna. I ciągle o niej marzę. Nawet gdy przypada mi w domu rola złego policjanta, jestem szczęśliwy. Na własnej skórze doświadczyłem tego, o czym inni tylko czytają. Ja wiem, że więcej radości jest w dawaniu niż braniu. Mam nadzieję, że za 10 lat będę tego samego zdania – mówi Wiktor.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |