Zaraz po odzyskaniu świadomości po wypadku Iwona Lis zapytała lekarzy, czy musieli wybierać między życiem jej a córeczki. Usłyszała, że maleńka Ania nie miała szans. Dziś jej fundacja „Forani”, mająca w nazwie imię jej córki, pomaga poszkodowanym w wypadkach. – Jest jak moje dziecko – mówi.
Wiemy, co robić
Kilka dni temu ponad godzinę rozmawiała z ojcem 17-latki, którą na jego oczach na przystanku zmiótł z chodnika samochód. – Ten 50-letni mężczyzna płakał, opowiadając o tym. Przypuszczam, że cierpi na stres pourazowy, o którym sama się dowiedziałam pięć lat po moim wypadku. Ma kilka typowych objawów, na które skarży się wielu cierpiących – bezsenność, lęk przed sytuacjami przypominającymi tamto zdarzenie, myśli samobójcze. Pomogłam mu, uświadamiając, że musi się leczyć. Właśnie monitoruje powtórną operację miednicy u poszkodowanej w wypadku dziewczyny. Musi się wystarać o najlepszy sprzęt i lekarzy, żeby nie uszkodzić nerwów odpowiedzialnych za poruszanie.
Boczny tor działalności „Forani” stanowi przekazywanie dzieciakom z biedniejszych rodzin komputerów i ubrań. Ale też znajdowanie poszkodowanym zatrudnienia, nadającego ich życiu sens. Mirek, sparaliżowany po wypadku, nie chciał od niej pieniędzy, ale jakiegoś zajęcia, żeby poczuć się potrzebnym. Sama pani Iwona jeszcze w chorobie zaczęła robić bransoletki, zawieszki do telefonów z wymyślonymi przez siebie aniołkami – zdrowia, spokoju, miłości. Z jej rąk wyszły ich już tysiące. Teraz w tej pracy pomaga jej niepełnosprawna fizycznie Paulina. Pieniądze z ich sprzedaży oczywiście wędrują na fundację.
Sama, rozmawiając ze zgłaszającymi się po pomoc, nieraz zachwycała się przykładem ich życia. Prawie zaprzyjaźniła się z rodziną 31-letniego Jakuba, który jadąc do pracy, spadł z roweru i nieszczęśliwie uderzył się w głowę. – Teraz nie mówi, nie chodzi, ale ma żonę, która opiekuje się nim z ogromnym oddaniem, mimo że mają jeszcze dwójkę dzieci. „Najważniejszy jest mój Kubuś” – powtarza. – Już organizujemy panu Jakubowi specjalne łóżko, konsultacje u neurologa, rehabilitację – wylicza. – Wiemy, co robić, ale musimy mieć na to finanse.
Dziękuję za nogi
Po pięciu latach jej fundację uznano za organizację pożytku publicznego. Przez miniony rok korzystała w związku z tym z pieniędzy uzyskanych z projektu. Teraz jednak znów codziennie towarzyszy jej pytanie: jak utrzymać „Forani”? – Jeśli znajdę sobie inną pracę, nie będę miała czasu pomagać ludziom – zamyśla się. Jest przekonana, że trudne wydarzenia nie zdarzają się po to, by nas łamać, ale budzić, uświadamiając, co posiadamy. – To kwestia tego, co chcesz widzieć – podkreśla. – Codziennie rano dziękuję Panu Bogu, że mam ręce, nogi, słyszę i widzę. To nie jest coś, co każdy ma, dlatego traktuję to wszystko jako dar. Dziękuję Bogu za osiem miesięcy życia z moją córeczką, ale i za wszystkie inne doświadczenia. Sama ich nie wybrałam, ale dzięki nim mogę być skuteczna i wiarygodna, pomagając innym.
Przyznaje, że ostatnio dużo się modli o pomoc dla fundacji za wstawiennictwem o. Pio. On przecież prawie z niczego zbudował swój Dom Ulgi w Cierpieniu. Iwona marzy, by stworzyć ogólnopolski ośrodek pomocy poszkodowanym w wypadkach, w którym potrzebujący na miejscu będą mogli skorzystać z kompleksowej pomocy lekarzy, rehabilitantów, psychologów. – Wierzę, że jeśli moje pomysły są zgodne z wolą Bożą, to się rozwiną – mówi. – Moja Ania miałaby teraz 11 lat. Ale nie umarła, żyje poprzez to, co robię.
Był czas, że chodziłam na jej grób i czytałam jej głośno bajki. W pewnej chwili poczułam dotknięcie i usłyszałam: „Nie płacz, że twoja córka była, ale ciesz się z tego, że jest”. Pewnie, że nieraz chciałabym ją przytulić, ale mam teraz większą pewność, że przebywa w domu, gdzie jest jej lepiej niż tu. Namiastkę tego, co nas czeka po drugiej stronie, poczułam podczas tamtego przytulenia w trakcie reanimacji. Moja wiara jest silniejsza niż przed wypadkiem. Przecież Pan Bóg nie chciał mnie skrzywdzić. On tylko miał w tym swój plan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |