Prokuratura w Szczecinie umorzyła śledztwo w sprawie pomyłki w procedurze in vitro, do której doszło w klinice Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Policach. W efekcie jej pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, zostało połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi.
Jak powiedział we wtorek w rozmowie z PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Damian Kordykiewicz, śledczy po uzyskaniu opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej stwierdzili, że w nie doszło do czynów, za które ponosi się odpowiedzialność karną.
"Mówimy o przestępstwie polegającym na narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu matki oraz córki, a związanego z przeprowadzeniem zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego" - wyjaśnił.
Prokuratura umorzyła śledztwo po analizie opinii, która wpłynęła z prywatnego zakładu medycyny sądowej w Łodzi.
"Biegli stwierdzili, że do obciążenia dziecka zespołem genetycznym mogło dojść na trzech etapach, poprzez: wadę zawartą w plemniku ojca, wadę zawartą w jajku nieznanej dawczyni oraz w wyniku powikłań, do których mogło dojść po prawidłowym połączeniu plemnika z komórką czyli na etapie rozwojowym. Eksperci nie są w stanie stwierdzić, kiedy i w jaki sposób do tego powikłania mogło dojść" - zaznaczył Kordykiewicz.
Jak dodał rzecznik szczecińskiej prokuratury, śledczy również badali procedury medyczne, które były przeprowadzane w klinice w Policach, a także rozpoznawane były skargi na zachowanie pracującego tam personelu.
"Po umorzeniu śledztwa pokrzywdzonym przysługuje prawo zaskarżenia od tej decyzji. Jeśli zostanie ona podtrzymana, umorzenie zostanie prawomocne i prokuratura zakończy swoje postępowanie w tej sprawie" - powiedział.
Niezależnie od śledztwa prowadzonego przez szczecińską prokuraturę od kwietnia br. w Okręgowym Sądzie Lekarskim we Wrocławiu trwa proces Tomasza B., lekarza obwinionego w sprawie tej pomyłki. Jest to trzeci sąd lekarski, do którego sprawę skierowano; dwa poprzednie się nią nie zajęły.
Na początku sprawę miał rozpatrywać Okręgowy Sąd Lekarski w Szczecinie, jednak uznał, że "może nie zachować bezstronności", i odesłał ją do Naczelnego Sądu Lekarskiego, który wyznaczył białostocki SL. Ten odesłał ją z powrotem do naczelnego sądu, uznając, że "może być niewystarczająco przygotowany merytorycznie". Ostatecznie w lutym tego roku sprawa trafiła do Wrocławia.
Rozprawy przed wrocławskim sądem są utajnione z powodu tajemnicy lekarskiej i dobra pokrzywdzonych.