Wojna, a po niej miłość

– Za dużo historii złożyło się na jedną biografię, aby je zapomnieć, a ponieważ Pan Bóg dał mi dobrą pamięć, piszę o mojej rodzinie, nauce i mojej żonie – o naszym wspólnym szczęśliwym życiu – mówi Józef Wereda z Płocka.

Gdy u żony zaczęła się choroba, gdy zaczęła tracić pamięć, a później musiała trafić do domu opieki, aby mieć stałą i profesjonalną pomoc, zrodziła się we mnie myśl, aby ocalić moją jeszcze dobrą pamięć i spisać to wszystko, co przeżyłem – mówi pan Józef. – To mi pomaga oderwać się od samotności, zmartwień i złych myśli, więc piszę... dla siebie i moich najbliższych. Pisanie po prostu chroni mnie przed myśleniem o chorobie i starości – dodaje 85-letni mieszkaniec Płocka.

Co stało się tamtego września?

Pan Józef kilka lat temu zaczął pisać kronikę swej rodziny. – To 50 stron historii, która sięga drugiej połowy XIX wieku. Dziadek pisze ręcznie, a ja przepisuję na komputerze. Wszystko z pamięci, bo z wojny nie ocalały żadne rodzinne pamiątki ani dokumenty. A mimo to dziadek wymienia precyzyjnie kolejne nazwy miejscowości, nazwiska i przywołuje wspomnienia – mówi Michał Pałgan, wnuk pana Józefa.

– Urodziłem się na Wołyniu, w Majdanie Mokwińskim, niedaleko Kostopola. Nasza rodzina cudem uratowała się z rzezi wołyńskiej. We wrześniu 1939 r. miałem iść do szkoły, ale przestraszona nauczycielka nie przyszła na lekcje, bo właśnie zaczęła się wojna. U nas nie było słychać, że Niemcy napadli na Polskę. Dopiero po kilku dniach, gdy ojciec przyniósł z targu gazetę, przeczytał, że wojna się zaczęła. A potem przyszedł 17 września. Ja wtedy po raz pierwszy zobaczyłem samolot. A później przyszli czerwonoarmiści. Ci pierwsi, którzy wkroczyli, byli dla nas dobrzy. Wygłodniali i byle jak uzbrojeni, kupowali u nas żywność. Za armią szli cywile: to była biedota, obdarci, nic nie mieli. Też prosili nas o chleb, o cokolwiek do jedzenia. Gdy i ci przeszli na zachód, pamiętam, jak ojciec zawołał nas do stołu i powiedział: „Patrzcie, to jest wojna: tułaczka i wielka bieda”. Prawdy tych słów mieliśmy doświadczyć wkrótce na własnej skórze – opowiada pan Józef.

W czasie wojny zginął jego ojciec. – Był sołtysem we wsi, a więc jako człowiek wpływowy wśród mieszkańców musiał być usunięty. On przeczuwał takie niebezpieczeństwo, dlatego zaczął się ukrywać. Ale w Wielki Piątek przyszedł do domu, aby się umyć. Wtedy widziałem po raz pierwszy, jak ojciec płacze... Wtedy go też aresztowali i wywieźli na Sybir. Nic o nim więcej nie słyszeliśmy. Podobno wycieńczony miał się zgłosić do tworzącej się armii Andersa i tam miał umrzeć. Myśmy się wtedy bali, żeby i nas nie wywieźli – wspomina.

Ale młody Józef miał chodzić do szkoły. – Zapamiętałem ruską szkołę, a w niej portrety dwóch brodaczy: Lenina i Marksa. Nie chciałem tam chodzić i uczyć się – dodaje. Co jeszcze zapamiętał z tamtego czasu? – Cały czas mam w pamięci dumki, ukraińskie smutne piosenki, które śpiewała młodzież. Tak, były one smutne, bo los Ukraińców zawsze był ciężki... – opowiada. – Potem przyszła wojenna tułaczka. W 1943 r. musieliśmy zostawić nasze gospodarstwo i uciekać. Zatrzymaliśmy się m.in. w Śniadowie k. Łomży i w obozie przejściowym w Działdowie, aż wreszcie przyszło wyzwolenie. W Działdowie cudem spotkaliśmy mojego najstarszego brata, który jechał z pociągiem repatriantów do Kwidzyna. Później i my z mamą dołączyliśmy do niego.

Mówiąc o okresie szkolnym, pan Józef wspomina, jak po wojnie wyglądała rekrutacja do szkoły. – Zwołano nas na boisku i ustawiono według wzrostu. Nauczyciel chodził między rzędami z gazetą w ręku i pytał: „Umiesz czytać, a więc czytaj” – i dawał gazetę „Wolność”, aby czytać na głos. „Umiesz liczyć, licz”. Ja uczyłem się czytać na książeczce do nabożeństwa i gdy pasłem bydło w czasie wojny. Taka to była szkoła – wspomina Józef Wereda.

Danulka „Czarnulka”

Jest rok 1950. Wtedy zaczyna się historia 10-letniej znajomości, przyjaźni i narzeczeństwa pana Józefa z jego przyszłą żoną Danielą Zdziarską. Jak dopisuje w rękopisie sam autor, to wspomnienie dedykuje swemu 20-letniemu wnukowi, „aby porównał swoją i dziadka młodość”. A zaczyna się wszystko tak: „Byłem w ostatniej klasie liceum i członkiem szkolnego chóru. Na próbę chóru dyrygent zaprosił uczniów pierwszej klasy. Podczas sprawdzania obecności po wyczytaniu Zdziarskiej Danieli poprosił Ją, aby wstała. Wywołana uczennica wstała, ale bardzo zdenerwowana i zakwitła młodzieńczymi rumieńcami. Wszyscy chórzyści zauważyli tę ładną dziewczynkę”.

Po pierwszym zauroczeniu przyszły studia i praca w innym mieście, zabawa na balu nauczycielskim, spotkanie po latach, spowiedź przed dziewczyną, opalanie nad Wisłą, pierwszy obiad, przedstawienie mamie, pierwszy pocałunek i wreszcie oświadczyny – takie są kolejne tytuły rozdziałów wspomnień. Ale tu na kilka najważniejszych wątków warto oddać głos samemu autorowi:

„Na koniec służby w marynarce wojennej, gdy zdałem egzamin wstępny na Politechnikę Gdańską, zostałem zaproszony na zabawę nauczycielską w Kwidzynie. Zauważyłem na niej tę Danulkę »Czarnulkę« z chóru. Poprosiłem ją do tańca, ale dostałem kosza, bo nosiłem mundur marynarski. Wówczas nauczycielka nie mogła sobie pozwolić na zabawę z wojskowym. Minęły dwa następne lata, gdy w pociągu spotkałem tę piękną Czarnulkę. Potem, w Kwidzynie, w parku spytała mnie, czy gniewam się za incydent na zabawie. Odparłem, że nie. Od tego pamiętnego spotkania zaczęła się nasza przyjacielska, koleżeńska znajomość. Doszliśmy również w naszych rozmowach, że mamy podobne życiorysy: bo jesteśmy półsierotami (mój tata nie wrócił z Syberii, a Danki zginął w Sztutthofie), byliśmy absolwentami tego samego liceum pedagogicznego, oboje studiowaliśmy i byliśmy bardzo biedni. To nas zbliżało i zachęcało do kontynuowania przyjacielskiej, koleżeńskiej znajomości. Po roku, jesienią, w drodze z pociągu do domu, mocno zmarzliśmy. Ogrzewamy się przy piecu. Ośmieliłem się do Danulki przytulić i doszło do pierwszego, bardzo szczerego, niewinnego, koleżeńskiego pocałunku”.

Oświadczyny i na Mszę

„Miałem właśnie godzinę przerwy w wykładach. Poszedłem z kolegą do parku. Zobaczyłem młodą, piękną mamę, jak bawi się i cieszy swoim dzieckiem w wózeczku. Zauważyłem jak cała »w skowronkach«, bardzo szczęśliwa podziwia swoje dzieciątko. Ten obrazek uprzytomnił mi, jakim szczęściem jest macierzyństwo. Miałem już 27 lat, więc postanowiłem oświadczyć się mojej Dance. W najbliższą sobotę, w świątecznym ubraniu, pojechałem więc do Kwidzyna. Podczas trzygodzinnej drogi układałem sobie mowę. Zastanawiałem się też, czy nie biorę na siebie zbyt wiele obowiązków, gdyż Danulka miała na utrzymaniu niedołężną mamę. Jednak doszedłem do wniosku, że oświadczam się Dance, a nie jej mamie. Miałem też świadomość, że nie stać mnie na pierścionek zaręczynowy. Postanowiłem więc w zamian kupić i wręczyć czerwoną różę.

Wieczorem zaprosiłem ją na spacer. W kwiaciarni kupiłem kwiatek. Drżącym głosem wyznałem, że bardzo ją kocham i proszę o rękę, jeśli chce być moją narzeczoną. Zaskoczona i zdumiona podała mi dłoń. Zaproponowała, abyśmy następnego dnia z tej okazji poszli do katedry na godz. 7 na Mszę, a przy okazji do spowiedzi i Komunii. Tam modliliśmy się o pomyślność naszego narzeczeństwa. Po Mszy Danulka uklękła przed obrazem Matki Boskiej. Nasza dawna nauczycielka matematyki zauważyła nas i zapytała się, co się wydarzyło?! Danka odpowiedziała, że wczoraj jej się oświadczyłem i tak chcemy rozpocząć nasze narzeczeństwo.

Po oświadczynach Danulka skończyła studium nauczycielskie w Toruniu, a ja Politechnikę w Gdańsku. Byliśmy spokojni i pewni, że po studiach będziemy małżeństwem. 20 sierpnia 1960 r. wzięliśmy ślub. Było bardzo wiele naszych koleżanek i kolegów. Wesele natomiast było bardzo skromne. Tylko dla najbliższej rodziny – około 30 osób. Od 1966 r. zamieszkaliśmy w Płocku i tu szczęśliwie przeżyliśmy 50 lat. Doczekaliśmy się córki, wnuków i prawnuka. Danulka w 2014 r. zachorowała na chorobę podobną do alzheimera i obecnie przebywa w prywatnym domu opieki. Odwiedzam ją codziennie w dowód stałej wiernej miłości” – pisze Józef Wereda. 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg