Angielski sąd zawiesił wyrok, na podstawie którego londyński szpital - wbrew woli rodziców - miał odłączyć aparaturę utrzymującą przy życiu 11-miesięcznego chłopca Charliego Garda.
Historia chłopca obiegła już chyba cały świat. Charlie cierpi na tzw. syndrom wyczerpania mitochondrialnego DNA (mtDNA). Choroba atakuje mięśnie i uszkadza mózg. Szpital, w którym przebywa niemowlę, postanowił wbrew woli rodziców odłączyć niemowlę od aparatury podtrzymującej jego życie. Jego stanowisko poparły swoimi wyrokami dwa brytyjskie sądy oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Za Charlim stanęła wielka rzesza modlących się chrześcijan. W obronie chłopca i praw jego rodziców stanęli m.in. papież Franciszek i prezydent USA Donald Trump. Opiekę na maleństwem zaoferowała także watykańska klinika dziecięca.
Jednak bardziej przekonująca okazała się oferta nowojorskiego lekarza, występującego w mediach jako "dr I." Podczas telekonferencji przekonywał on brytyjski sąd, że zaproponowana przez niego terapia daje Charliemu 10-procentowa szanse na poprawienie stanu zdrowia. Wspierający rodziców w walce o życie dziecka pastor Patrick Mahoney stwierdził, że owo 10-procentowe prawdopodobieństwo to kalkulacja bardzo ostrożna. Dr I. miał bowiem powiedzieć, że szanse maleństwa mogą wynosić nawet 56 proc. Sąd zapytał dr I., czy jest gotów przylecieć do Londynu. Odpowiedź była twierdząca. To zdecydowało o zmianie wcześniejszej decyzji o odłączeniu Charliego od aparatury podtrzymującej życie.
5 News
Charlie Gard's parents walk out of court