– Każde dziecko kochamy jak swoje, dając mu to, co najważniejsze: własne serce – podkreśla Anna Gajewska.
– Lżej jest, gdy trafiają do nas niemowlaki zostawione przez mamę w szpitalu, one jeszcze nie są aż tak zranione emocjonalnie. Mogą szybciej trafić do adopcji i mieć normalne, piękne dzieciństwo. Dużo trudniej jest wtedy, gdy dzieci przywozi policja, czasem prosto z interwencji. Wtedy trzeba szybko sprawić, aby poczuły się jak w domu. A trafiają do nas dzieci naprawdę skrzywdzone przez najbliższych. Niektóre są na głodzie alkoholowym, inne zaniedbane higienicznie i zdrowotnie, często głodne, wystraszone, a nawet dotknięte przemocą fizyczną. Najpierw trzeba o nie po prostu zadbać, nakarmić, wykąpać, przytulić i ukochać. To najlepiej leczy zranione uczucia. Wiele z nich wymaga pomocy lekarzy specjalistów, więc staramy się im taką opiekę zapewnić. Nie wracamy do tego, co przeżyły, ale przede wszystkim dajemy miłość i rodzicielską troskę. Szybko przyzwyczajają się do nas jako do swojej nowej cioci i wujka – opowiada, nie kryjąc wzruszania pani Ania.
Pod ich opieką dzieci pozostają do momentu, aż sytuacja rodzinna się wyklaruje lub trafiają do ośrodków opiekuńczych. Czasem trwa to krótko, a nieraz trochę dłużej, więc dzieci pozostają u nich nawet ponad rok. Są przypadki, że rodzice zdołają zrozumieć swój problem, rozwiązują go i dzieci wracają do nich. Jednak to zdarza się rzadko. Częściej dzieci trafiają do rodzin zastępczych, domów dziecka lub zostają adoptowane przez nowych rodziców. Tak najczęściej dzieje się z najmłodszymi.
Choć państwo Gajewscy byli już doświadczonymi rodzicami, to jednak musieli się na nowo uczyć opieki nad noworodkami, które przywożone są czasem prosto ze szpitala. – Zaraz na początku dostaliśmy miesięcznego maluszka, potem dołączył nieco starszy trzymiesięczny, więc przechodziliśmy na nowo chrzest rodziców małych dzieci. Było nocne wstawanie, bieganie po schodach z butelkami z mlekiem i przewijanie. Oczywiście przychodziło zmęczenie i pytanie, po co to robię, ale ono przechodziło bardzo szybko, gdy na buzi dziecka pojawiał się uśmiech szczęścia – opowiada pani Ania.
Po tych kilkunastu latach doświadczenia, gdy w domu pod opieką jest jedno lub dwoje dzieci, to dla nich jest to niemal sytuacja wypoczynkowa i – jak mówią – duży luz. – Bywało i bywa tak, że pod opieką mamy kilkoro dzieci, więc wtedy pracy jest naprawdę sporo. Był czas, że przez chwilę mieliśmy szóstkę takich kilkulatków, nie było łatwo podołać. Przy takiej grupce jest cała masa prania i prasowania. Jednak rodzicielstwo nas nie męczy, a ja nie umiem powiedzieć, nie. Bo gdy w nocy dzwoni ktoś z interwencji, to jak możemy nie przyjąć dziecka. Zawsze jest u nas dla niego miejsce – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |