Wszystkie dzieci są nasze - to takie znane powiedzenie. W Rodzinnym Domu Dziecka prowadzonym od kilkunastu lat przez Urszulę i Jana Wawrzeczków zyskuje głębszy wymiar i sens. Tu przestaje być banalną formułką.
Na ścianie domowej galerii wisi już 20 fotografii. Na każdej dziecięca buzia. – Łącznie mamy już dwadzieścioro dzieci – bo tyle mieszkało tu z nami od 2000 roku, kiedy oficjalnie powstał Rodzinny Dom Dziecka – wylicza Urszula i przypomina, że ta duża rodzina pojawiła się już dwa lata wcześniej, kiedy zostali rodzicami zastępczymi dla sześciorga dzieci. Teraz mają ośmioro dzieci. Niektóre są w gimnazjum, inne kończą szkoły ponadgimnazjalne. Najmłodsze – bliźniaki Piotruś i Pawełek – mają 16 miesięcy. Jest jeszcze Magda, która ma już 23 lata, zdobyła licencjat i pracuje, ale nadal mieszka w starym domu Wawrzyczków i codziennie odwiedza rodzinę.
Dzieci są na zdjęciach, w swoich pokojach – i w sercach Urszuli i Janka, dla których stały się częścią ich własnego życia. Dzieci to marzenie – Mieliśmy je od początku, kiedy tylko zaczęliśmy myśleć o wspólnym życiu. Zawsze chcieliśmy mieć dzieci – wspominają. Potem przyszedł ból, kiedy okazało się, że nie będą rodzicami. A trochę później Janek wpadł na pomysł, by zastąpić tych, którzy nie mogli lub nie umieli stworzyć rodziny własnym dzieciom. To, że nie mają dzieci biologicznych, dziś uznają za ułatwienie, bo mogą bez żadnych ograniczeń zająć się tymi, które potrzebują pomocy.
Według statutu placówki muszą spełnić wszystkie rodzicielskie obowiązki: nakarmić, ubrać, zapewnić dach nad głową i edukację, zatroszczyć się o zdrowie. No i nauczyć dzieci, jak powinny wyglądać życie w rodzinie i właściwe relacje z otoczeniem. Oficjalnie Urszula jest tu dyrektorem, a Jan pracownikiem, ale w praktyce prowadzą dom razem i wspólnie rozwiązują problemy – jak to w rodzinie. A problemów nie brakuje, bo dzieci przychodzą nieraz mocno poranione wcześniejszymi doświadczeniami, nie radzą sobie z emocjami, cierpią na zaburzenia więzi i wiele innych zakłóceń prawidłowego rozwoju. Poza tym, jak wszystkie nastolatki, przeżywają nieraz burzliwie okres dorastania. Czasem łatwiej porozumieć się z nimi potrafi Urszula, czasem Janek.
Każde jest ważne
Swoje rodzicielskie obowiązki wypełniają najsumienniej, jak potrafią. I pamiętają, że ich dzieci potrzebują jeszcze więcej miłości i cierpliwości niż inne. – Nasze dzieci muszą się wielu rzeczy nauczyć w krótkim czasie, więc musimy bardziej się starać. Każdy ma tu swoje miejsce przy rodzinnym stole, ale ma też swoje obowiązki, uczy się odpowiedzialności. Tego będą potrzebować, żeby móc żyć samodzielnie, a poza tym obowiązki dają poczucie bezpieczeństwa, którego często brakowało w biologicznych rodzinach. A każde dziecko musi czuć się ważne, potrzebne, kochane – wyjaśnia Urszula.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |