Kiedy usłyszał, że pod zawalonym dachem znajdują się setki osób, zabrał wyszkolonego wilczura, by ratować rannych spod gruzów. Nie wiedział, że to jego ocalą.
A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje. Papież Jan Paweł II na Wielki Post 2004.
- W ciągu kilku godzin przeżywaliśmy poczęcie, ciążę i poród – mówią małżonkowie. Wkrótce adoptują dziecko z gorzowskiego okna życia.
Mają rodziny, pracę i codzienne obowiązki. Kiedy jednak pojawia się potrzeba pomocy, ruszają natychmiast. Szybko ubierają kolorowy strój, robią makijaż i wkładają czerwony nos.
Niezależnie od pory dnia, roku, pogody, w sanktuarium Wspomożycielki Wiernych nigdy nie jest pusto.
Uważamy się za społeczeństwo wrażliwe na potrzeby innych. Jednak ubiegłoroczna powódź oraz liczne sytuacje kryzysowe pokazały, jak bardzo brakuje dobrze zorganizowanej grupy ludzi przygotowanych do bezinteresownej pomocy.
Od prostego zauważana i doceniania „małych darów codzienności” zaczyna się wewnętrzne nastawienie do czynienia dobra innym.
Był pilotem w czasie wojny. Przeżył Niemców, przeżył bolszewików – nie przeżył wnuka, który wygonił go z domu. Znalazł swoje miejsce i zrozumienie w schronisku.
– Kiedy ludzie się dobrze bawią, to zapominają o dopalaczach. Do zabawy w miłej atmosferze alkohol nie jest potrzebny – mówi Szczepan Babiuch, wodzirej z Gdyni.
Przerażenie rodzi się nie tam, gdzie jest miłość, ale tam, gdzie jest niewiedza.