Kiedyś pani Stasia powiedziała: „Wie ksiądz, modlę się, żeby Pan Bóg najpierw zabrał Jurka, a potem mnie”. I tak się stało.
Przekonaliśmy się, że nie trzeba wcale gdzieś daleko szukać, wystarczy tylko rozejrzeć się wokół siebie, by przekonać się, jak wielu potrzebujących żyje tuż obok nas.
Przemiana dziecka, otoczonego opieką, karmionego i pilnowanego, w samodzielnego człowieka bywa niełatwa. Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej im. kard. S. Wyszyńskiego wspiera tych, którym jeszcze trudniej niż innym zrobić krok w dorosłość.
Dla wolontariuszy sprzątanie, karmienie, przebieranie czy zmienianie pościeli jest na porządku dziennym. Czasem jednak ich dyżur to coś znacznie więcej.
– Każdy człowiek, niezależnie od tego, w jaki sposób powstał, jest Bożym dzieckiem. A w tej metodzie, na samym początku, traktuje się go jak produkt – mówi ks. prof. Marian Machinek MSF.
Tu nie ma pobudki o 6 rano ani sztywnego planu dnia. – Sami sprzątamy, robimy zakupy, robimy śniadania i kolacje. I w ogóle to jest super! – przekonują dzieci, które we wrześniu przeprowadziły się do mieszkania przy ul. św. Gertrudy 2.
– Często wydaje się, że nasza pomoc Afryce została przez Kogoś zaplanowana – mówią Małgosia i Andrzej Rzepeccy. Nie dziwi ich to jednak, bo wiara jest sensem ich życia.
40 dzieci, 25 seniorów i 30 bezdomnych mężczyzn. Za każdym z nich stoi jakaś historia. Potrzebują 120 tys. zł. W przeciwnym razie placówka Caritas dla dzieci zostanie zamknięta.
Uśmiechnięta reprezentacja kolorowych klaunów gotowa do walki z dziecięcymi smutkami.
- Nigdy nie myśleliśmy, że będziemy mieli aż czwórkę, a teraz czujemy, że to jest nasze powołanie. Wiemy, że tak naprawdę to życie On nam wybrał – mówią Ewa i Tomek Pogorzelscy.