Nie wiemy, jak towarzyszyć, jak o tym mówić. Uciekamy subtelnie lub na oślep. Ludzka reakcja na dziecięcą śmierć. A dzieci jej się nie boją.
Dzieci nie boją się umierać. Martwią się, czy rodzice nie będą się za to gniewać...
– Dwa razy „ratunek” z mielonym! – woła Ramona Błachowicz do otworu w podłodze przy barze. Jej szefowa Gabriela Grzybek uśmiecha się. – Ktoś kiedyś pomógł mnie... Staram się oddać choć część tego, co sama dostałam.
Kiedy urodził się Oskar, jego rodzice – Krystyna i Andrzej Goldowie czuli, że świętują Boże Narodzenie. Po diagnozie postawionej w ósmym miesiącu życia syna razem z nim znaleźli się na drodze krzyżowej. Szli nią 11 lat.
– Zamiast narzekać na otaczający nas świat, czujemy, że robimy coś pożytecznego. Kwestia materialna jest tu drugorzędna. Najważniejsze jest dobro, które potem zawsze do nas wraca – uśmiecha się Urszula Zalewska, prezes gdyńskiej fundacji „Nadaktywni”.
„Słodki poniedziałek” dla powodzian, pluszowe maskotki dla dzieci z Zambii czy słodkości dla najmniejszych pacjentów szpitala… Akcje prowadzone przez międzyrzecką młodzieży można by wymieniać bez końca.
- Zaraz po śmierci Wiktorii spadła na nas wielka straszna cisza, nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić - mówi Magda, mama Wiktorii.
Niecałe 20 godzin zajęło Pawłowi Cieślikowi, policjantowi z Katowic, dotarcie na rowerze do Gdańska. W niecodzienną podróż wyruszył w piątek, 16 sierpnia, o godz. 6.00 spod siedziby Fundacji ”Śląskie Hospicjum dla Dzieci” w Tychach.
Jak można przeżyć chorobę i śmierć najmłodszego członka rodziny? O bólu, pomocy i mądrej żałobie mówi dr n. med. Krzysztof Szmyd, kierownik Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci.
Gdy rodzice dowiadują się, że ich dziecko jest nieuleczalnie chore, w ich życiu zmienia się wszystko. Jeszcze dramatyczniejsza jest chwila, gdy wiadomo, że szpitalne leczenie trzeba zakończyć, bo nic już nie pomoże.