Robert Rodzik, uczeń pierwszej klasy rawskiego liceum, w szkole był tylko dwa razy. Mimo to na brak troski ze strony kolegów nie może narzekać. W ostatnich tygodniach dostał od nich wyjątkowy prezent.
Uczniowie I klasy LO w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Władysława Reymonta w Rawie Mazowieckiej na początku roku szkolnego dowiedzieli się, że do ich klasy będzie chodził Robert, niepełnosprawny chłopak cierpiący na dystrofię mięśniową. Od pierwszego spotkania, które odbyło się 1 września ubiegłego roku, wiedzieli, że choroba nie pozwoli mu normalnie uczestniczyć w zajęciach, a indywidualny tok nauczania odbierze im szansę bliższego poznania. W porozumieniu z wychowawcą klasy postanowili do tego nie dopuścić.
Lofer i kibic
Robert urodził się jako zdrowe dziecko. Pierwsze problemy z chodzeniem pojawiły się u niego, gdy miał 6 lat. Po serii badań i konsultacjach neurologicznych okazało się, że cierpi na dystrofię mięśniową. Do trzeciej klasy szkoły podstawowej chodził o własnych silach. Do I Komunii poszedł na swoich nogach. W rocznicę miał już znacznie większe trudności, ale też był razem ze swoimi rówieśnikami. Na wózek usiadł w czwartej klasie.
– Poszedł kiedyś do szkoły i już o własnych siłach nie wrócił – mówi Lidia Rodzik, mama Roberta. – To był bardzo trudny moment. Przez pewien czas jeszcze próbował chodzić, jednak z miesiąca na miesiąc stawało się to coraz trudniejsze. Przez ostatnie dwa lata podstawówki Robert chodził do szkoły tylko raz w tygodniu. Wiadomo było, że lekcje będą się wówczas odbywały na parterze. W pozostałe dni nauczyciele odwiedzali go w domu. W gimnazjum miał słaby kontakt z rówieśnikami. Zapraszano go tylko na imprezy szkolne. – Przez te trzy lata syn zamknął się w sobie. Mimo to nawet na chwilę nie przestał być pogodnym i zawsze uśmiechniętym młodym człowiekiem. W szpitalach, w których bywał czasem kilka tygodni, lekarze i pielęgniarki nieraz podkreślali, że tak sympatycznego pacjenta dawno nie mieli. Pomimo choroby i ograniczeń, on zawsze we wszystkim potrafi dostrzegać plusy. Interesuje się sportem, od piłki nożnej po skoki narciarskie. Razem z mężem kibicuje przed telewizorem wszystkim naszym drużynom. Trzeba przyznać, że na ich temat ma rozległą wiedzę. Nieraz też wygrywa mecze w grach komputerowych. Ciągle kupuje jakichś zawodników, ustawia rozgrywki, gra. Jest też z niego niezły „lofer” [łazik, włóczęga – przyp. aut.], któremu trudno usiedzieć w domu. W każdą sobotę jeździ z ojcem na wycieczki. Lubi kino i wyprawy do sklepów. Czasem też z telefonem na szyi wybiera się swoim wózkiem na krótkie samotne spacery – opowiada pani Lidia. Nic więc dziwnego, że bez problemu udało mu się nawiązać kontakt ze swoją klasą. Jak zgodnie podkreślają jego koledzy i koleżanki, poza niemożnością samodzielnego poruszania się, niczym się od nich nie różni. Interesują go te same rzeczy i podobnie patrzy na świat. – No, może czasem ciut dojrzalej, bo potrafi doceniać rzeczy, których my nawet nie potrafi my dostrzec – przyznaje Edyta Firek.
Troska o kontakt z Robertem jest szczególnie ważna dla Dominiki Wodnickiej z Ib, która chodziła z nim do jednej klasy w gimnazjum. Wtedy jednak nie udało się jej go poznać. Wiedziała jedynie o jego istnieniu. Dziś wie, jak wartościową jest osobą, od której wiele można się nauczyć.
Zrzutka na mikrofon
Od września ubiegłego roku Robert był w szkole tylko dwa razy – na rozpoczęciu roku i na zajęciach integracyjnych, na które zaprosiła go jego klasa. – Za pierwszym razem wszyscy wyszliśmy do niego przed budynek szkolny. Każdy z nas podał mu rękę. On sam nie był w stanie swojej podnieść – mówi Grażyna Król, wychowawca klasy Ib, do której zapisany jest Robert.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |