Brudne ręce

Dzieci urodziły im się spontanicznie albo – jak kto woli: ponieważ pozwolili się im wszystkim urodzić.

Myliła się

Próba pogodzenia macierzyństwa ze studiowaniem też się nie powiodła. Gdy doszły kłopoty z pieniędzmi na życie, wybrali rodzicielstwo, poświęcili swoje ambicje, byle tylko kochać życie, które otrzymali w darze, które przyjęli. – Tak zresztą odpowiadam na szczególnie nachalne i niegrzeczne zaczepki: mam tyle dzieci, bo pozwoliłam się im wszystkim urodzić – rzuca Bernadeta. Dzisiaj Maja ma lat 11, Iga 8, a potem… Karolina 6, Anatol 5, a Marianna 4. – Niektórzy przekonywali mnie, że każde kolejne dziecko na świecie to widmo coraz bardziej realnego głodu, smrodu i ubóstwa – uśmiecha się mama. – Trójka rok po roku… co to znaczy? Przede wszystkim, że lata, jakie mam w papierach, a zużycie biologiczne – to dwie różne bajki – wtrąca Jarek.

Wychowanie dzieci daje w kość, jest to ogromny wysiłek i oboje tego nie ukrywają, jednak nigdy nie uważali swoich dzieci za balast. Uczyli się za to pokory. Dostali bowiem szkołę nie tylko z powodu standardu życia, który musieli wybrać, ale przede wszystkim z powodu ludzkiego niezrozumienia. Głupota! Średniowiecze! Wstyd! – to tylko bardziej cenzuralne okrzyki wydawane przez znajomych i krewnych na wieść o kolejnej ciąży lub narodzinach. – Byli przerażeni, nie mieściło im się to w głowach – wspomina Jarek. – Tym bardziej że wśród kuzynostwa nie było żadnego dziecka, za to jedynym tematem rozmów były studia, kredyty, wydatki, kalkulacje i ciułanie. Doszło do tego, że przed rodziną Stasyszynów zaczęły się zamykać drzwi, które jeszcze do drugiego, a nawet trzeciego dziecka były otwarte. Piątka bowiem wywoływała...

… popłoch nawet u jehowitow

– Zdarzyło się bowiem, że przez jakiś czas mieszkaliśmy w bloku, w którym większość sąsiadów należała do Świadków Jehowy – opowiada Bernadeta. – Ci ludzie, widząc, że katolicy potrafią panować nad tak liczną rodziną, a co gorsza: ja znowu jestem w ciąży, dawali nam do zrozumienia, że nie mogą się z tym pogodzić i nie jesteśmy mile widziani. Złośliwości pod naszym adresem stawały się coraz bardziej uciążliwe i z czasem przerodziły się we wrogość, więc gdy nadarzyła się okazja na zamianę mieszkania, skorzystaliśmy z niej bardzo chętnie.

Zgorszenie u sekciarzy to jedno, a znaczące miny ze strony własnych braci w wierze – to drugie. A z tym muszą się liczyć rodzice, gdy z całą piątką zajmują pierwszą ławkę w kościele. – Tak to już jest. Kojarzymy się z… Apokalipsą – uśmiecha się Jarek. Na szczęście nie musi tak być, ale do tego potrzebna jest wiara, bo dewocja jest za słaba. Przynajmniej takie wnioski nasuwa doświadczenie. – Ostatnio nasza znajoma, bardzo mocno zaangażowana w odnowę charyzmatyczną, zaprosiła całą naszą rodzinę do siebie – wszystkich! – relacjonują Staszynowie. – Dla niej i jej męża staliśmy się znakiem Bożego błogosławieństwa. Z wdzięczności zafundowali nam wakacje, o jakich nie odważyliśmy się nawet marzyć – konkretyzują. – Przekonujemy się coraz bardziej, że jesteśmy swego rodzaju testem dla innych: wobec naszej rodziny wychodzi z ludzi prawda o tym, co myślą...

… o życiu, o wartościach, o Ewangelii

– My sami zrezygnowaliśmy ze swoich ambicji i rozwoju zawodowego, choć wszyscy namawiali nas, a czasami wręcz żądali od nas, żebyśmy się stali „rozsądnymi ludźmi” – mówi Jarek. – Dla nas jednak ewangeliczne życie, choć bardzo wymagające i niekiedy budzące w nas samych trudne pytania oraz stawiające nas na mało komfortowych rozdrożach, jest życiem samym w sobie, dlatego z kolei wybraliśmy je jako receptę na życie nasze – zapewnia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg