Zdominowany przez socjalistów francuski parlament przyjął 2 lutego kluczowy artykuł kontrowersyjnej ustawy dopuszczającej związki "małżeńskie" między osobami tej samej płci. Tym samym cały projekt ustawodawczy, promowany przez prezydenta Hollande’a pod hasłem „małżeństwa dla wszystkich”, zmierza nieuchronnie do realizacji.
Debacie parlamentarnej na ten temat towarzyszyły liczne protesty i demonstracje. Projekt krytykują nie tylko autorytety religijne. Także w środowiskach całkiem laickich przypomina się, że nie ma czegoś takiego, jak „prawo do dziecka”, natomiast istnieją prawa dziecka, nad którymi ustawodawca zobowiązany jest czuwać. Promując „prawo do dziecka” sprawia się, że zamiast być osobowym podmiotem prawa, staje się ono jego przedmiotem.
Przestrogi te czytamy w oświadczeniu wydanym 21 stycznia przez Akademię Nauk Moralnych i Politycznych, która powstała u schyłku XVIII wieku, jest więc owocem oświecenia i rewolucji francuskiej. Przypomina ona władzom publicznym, że nie zastanowiono się dostatecznie nad reperkusjami prawnymi, antropologicznymi i psychologicznymi, jakie może wywołać proponowane usunięcie z kodeksu cywilnego wszelkich odniesień do płci małżonków. W imię praw homoseksualistów narzuca się radykalne zmiany parom złożonym z mężczyzny i kobiety.
Natomiast proponowana we Francji adopcja przez pary homoseksualne rzutuje też na los adoptowanych dzieci. Wprowadzenie jej spowodowałoby problemy międzynarodowe w przypadku adoptowania tam dzieci zagranicznych. Dopuszczalna jest ona bowiem tylko w kilku państwach zachodniej Europy i północnej Ameryki. Żadne inne kraje prawa adopcji parom homoseksualnym nie przyznają – przypomina francuska akademia.
Sprawy te poruszyła też na łamach Le Monde z 27-28 stycznia znana socjolog Nathalie Heinich. Pytając, co znaczy „małżeństwo dla wszystkich”, zwraca ona uwagę, że nigdy nie będzie można tego rozumieć dosłownie. Przecież np. dzieciom małżeństwo musi pozostać zabronione.
Francuska socjolog przypomina, że podstawą instytucji społecznej małżeństwa jest możliwość rodzenia dzieci. Ona także uważa, iż mówić o „prawie do dziecka” znaczy zrównywać je z rzeczą, którą można sobie przywłaszczyć. Ponadto przypomina obowiązki dorosłych względem dzieci. Pyta, czy będą one miały dostęp do tożsamości swych rodziców.