Motor - i jestem na urlopie

Co może łączyć lekarza, przedsiębiorcę, budowlańca, górnika, policjanta, a nawet księdza? Zamiłowanie do jednośladów.


Najważniejsza jest chęć spotkania się z ciekawymi ludźmi. Jest wielu fantastycznych motocyklistów. Motor to nie tylko jazda – zauważa ks. Jarosław Zagozda, jeden ze współorganizatorów Diecezjalnej Pielgrzymki Motocyklistów do sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie.


Randka z żoną


Tomasz Leśniak z Rzepina prywatnie jest szczęśliwym mężem Katarzyny, ojcem dwóch synów – Fabiana i Huberta, a zawodowo dyrektorem regionu w firmie handlującej sprzętem sportowym. Jego pierwszą wielką pasją jest muzyka. Wraz żoną organizują warsztaty gospel, prowadzą zespół Shema, grający muzykę chrześcijańską, oraz zespół Generation grający covery rockowe. – Ta muzyczna pasja, obok życia rodzinnego i oczywiście pracy zawodowej, pochłania w naszym życiu najwięcej czasu – wyjaśnia Tomasz Leśniak. Drugą pasją są motocykle. – Na razie jazda motocyklem to weekendowe oderwanie się od codzienności, wypady z kolegami na zloty i ewentualne wyjazdy nad morze – tłumaczy.
Obecnie jeździ suzuki intruder M1500.

Zamiłowanie do motorów towarzyszy mu od dzieciństwa. – Dziadek jeździł WSK-ą i na różnych zawodach zdobył wiele nagród – opowiada Tomasz. – W wieku 
16–17 lat poznałem kolegę Krzysztofa, który jeździł motocyklami. Zaraził mnie i innych kolegów. Początkowo, abym załapał bakcyla, użyczał mi swój motocykl. Później, gdy zrobiłem prawo jazdy, jeździłem już na wielu „sprzętach”. Po założeniu rodziny pasję odstawiłem na bok, ale cztery lata temu, przesiadając się ze ścigaczy na cruisera, wróciłem do hobby. I tak jest do dzisiaj – dodaje. 
 Na motorach spotykamy najróżniejsze osobowości. Nie ma znaczenia, czy to ksiądz, nauczyciel, księgowy, czy lekarz… każdy ma prawo do realizowania swoich pasji – zauważa Tomasz. – Jazda motorem to dla mnie przyjemność, adrenalina, oderwanie się od codzienności, poznawanie i kontakt z różnymi ludźmi, wolność i swoboda. To też okazja na randki z żoną. Kasia lubi te nasze wieczorowo-weekendowe wypady w nieznane na motorze – dodaje.


Watacha na motorach


Dla niektórych motor to całe życie. – Z tym trzeba się urodzić. Już w wieku 14 lat miałem pierwszy motocykl. Najpierw panonię, potem junaka, a dziś dragstara 1100 – mówi Jan Sosnowski z Głogowa, który jest prezydentem Klubu Motocyklowego Gremium w Słupcy. – Pociąga mnie wataha. Samotnie to nie jeżdżenie. 20–30 motorów jadących koło siebie to jest coś! Człowiek szuka watahy jak wilk. – Ludzie szukają ludzi takiego samego pokroju. Braterstwo, lojalność, honor tym się kierujemy – dodaje.
W życiu bywało jednak różnie. – Był alkohol, narkotyki i rozboje – wyznaje motocyklista. – Dostałem od Boga drugą szansę. Nawróciłem się po ciężkim wypadku samochodowym, po którym posadzili mnie na wózek. Na szczęście lekarze z Poznania zajęli się mną i mnie poskładali. Wylazłem z tego i żyję. Powiedziałem Bogu, że nie będę robił tego, co dawniej. Tamtą złą stronę poznałem od podszewki. 40 lat chodziłem pod ramię z diabłem, to teraz odwróciłem się i idę w drugą stronę, z Panem Bogiem.

Człowiek wierzący nigdy nie jest sam, jest on i Bóg, a ten, co nie wierzy, jest sam i w krytycznych sytuacjach nie ma kto mu pomóc. Jak powiem kumplowi: „Pomóż przestać mi pić!”, to mnie może co najwyżej odwieźć na odwyk, a Bóg może człowieka naprawdę uratować – dodaje.
Zmiana życia nie oznaczała rezygnacji z motorów. – To nie jest moje hobby, to moje życie! – podkreśla zdecydowanie. – Nie odszedłem od ludzi z którymi byłem. Ja ich tam ewangelizuję. Uczę ich odróżniać dobro od zła. Jestem takim głównym hersztem tej watahy. Jak ja powiem, to tak ma być i koniec – dodaje.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg