- Najcenniejszą rzeczą, jaką mamy, jest czas, a najwspanialsze, co możemy z nim zrobić, to dać go komuś - mówi Małgorzata Lempart, jedna w uczestniczek projektu.
Naprawa kranu, skrócenie spodni, lekcja włoskiego, pomoc w lepieniu pierogów, zrobienie zakupów, pieczenie ciast, rozmowa przez telefon, odwiedziny, spacer z psem, umycie okien, robienie biżuterii, nauka gry na gitarze czy obsługi komputera – to tylko nieliczne przykłady usług, z których można skorzystać w Banku Czasu. Każdy z uczestników wypełnia formularz i deklaruje, co może zaoferować innym i czego sam potrzebuje. Po przejrzeniu listy z propozycjami dochodzi do wymiany.
Przysługa za przysługę
Idea Banku Czasu powstała w latach 80. XX wieku w Ameryce. Jej autor Edgar Cahn chciał stworzyć system wymiany umiejętności między ludźmi, w którym zapłatą byłaby przysługa, a nie pieniądze. Pomysł od razu okazał się trafiony i rozpowszechnił się w różnych miejscach świata. Obecnie Banki Czasu działają na wszystkich kontynentach.
– Inspirowaliśmy się tym, który funkcjonował w Katowicach i pomyśleliśmy, żeby wprowadzić to również u nas, w Gliwicach. Chcieliśmy spróbować, czy coś takiego przyjmie się w dzisiejszym społeczeństwie – mówi Beata Antosik, jedna z inicjatorek. – Inicjatywa polega na tym, żeby ludzie, którzy mają zdolności, czas czy jakieś ciekawe doświadczenia życiowe, mogli się między sobą powymieniać – dodaje.
Jednak Bank Czasu to także okazja do poznania nowych osób, nawiązania nowych znajomości. Dlatego też raz w miesiącu organizowane jest spotkanie dla wszystkich uczestników, w którego trakcie oprócz umawiania się na wymiany można również spędzić czas z innymi. – Nasze ostatnie spotkanie przeciągnęło się do 21.00, bo było tak sympatycznie, że nikomu nie chciało się iść do domu – mówi z uśmiechem Beata. Co zrobić, by się zapisać? Należy przede wszystkim chcieć, jednak Bank Czasu przeznaczony jest tylko dla osób pełnoletnich. Można przyjść na comiesięczne spotkania bądź umówić się z jednym z koordynatorów na spotkanie indywidualne i dowiedzieć się o wszystkich szczegółach.
Dawać, nie brać
Po zapisaniu się do Banku Czasu wypełnia się formularz, w którym zaznacza się rzeczy, które się potrafi i którymi można się podzielić z innymi uczestnikami. Poza tym można też wpisać swoje pomysły. Jednostką rozliczeniową jest godzina czasu. – Jeśli ja komuś pomogę, to zarabiam jedną godzinę i potem mogę ją wykorzystać. Ważne jest, że można to zrobić u dowolnej osoby, która oferuje coś, co mnie interesuje – tłumaczy Beata Antosik. – Większość zainteresowanych na początku zadeklarowała jednak, że chce coś dać komuś innemu, a nie otrzymać. Po to tu są – dodaje.
Uczestniczka Małgorzata Lempart uważa, że Bank Czasu to świetna inicjatywa. – Ludzie pędzą nie wiadomo dokąd i nikt na nic nie ma czasu, mimo że tak okropnie się go marnuje, zamykając się we własnych czterech ścianach i nie interesując się tym, co dzieję się obok. Trzeba też zrobić wszystko, żeby zdegradować choć trochę wartość pieniądza, a przywrócić wartość bezinteresownej pomocy czy czystej ludzkiej solidarności i nauczyć się zwracać uwagę na potrzeby innych. Najważniejsze, że w naszym banku nie ma pieniędzy, a tam, gdzie ich nie ma, wychodzą z ludzi same pozytywne emocje – mówi.
Koordynatorzy projektu, jak i sami uczestnicy podkreślą również, że Bank Czasu nie jest działaniem typowo bezinteresownym (dlatego nie powinno się go nazywać wolontariatem), ponieważ polega na zasadzie: coś za coś. – Nie jest do końca tak, że nic za to nie otrzymujemy – zapłatą, prócz tego, że i my możemy się czegoś nauczyć albo skorzystać z jakiejś usługi zupełnie za darmo, jest uśmiech, wdzięczność drugiej osoby i nasza satysfakcja – dodaje Małgorzata Lempart.
Spotkania odbywają się w siedzibie Gliwickiego Centrum Organizacji Pozarządowych przy ul. Jagiellońskiej 21 w Gliwicach. Następne będzie 10 grudnia o 18.30.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |