Choroba to nie kara

Choroba to nie kara za grzechy – choć wielu po diagnozie tak uważa. Jak odzyskać sens życia i wewnętrzny spokój zapytaliśmy księdza Mariusza Bernysia, kapelana ze Szpitala przy ul. Banacha w Warszawie.

„Jestem przy Tobie” to program, który pomaga chorym na nowotwory i ich bliskim edukując na temat tego, jak radzić sobie w obliczu choroby. Rozmowa z bliską osobą, z księdzem, z przyjacielem czy psychologiem przynosi spokój, ulgę, pomaga odnaleźć wartość w tym, co jest naszym doświadczeniem.

Jestem przy Tobie: Czy choroba jest karą za grzechy?

ks. Mariusz Bernyś: Każdego dnia spotykam bardzo ciężko chorych ludzi, którzy są zaskoczeni nagłym pojawieniem się choroby. O swojej chorobie mówią, że to wyrok. Po poznaniu diagnozy na początku jest szok, a później pojawiają się różne pytania. Człowiek zadaje sobie pytanie „dlaczego?” i zwraca się do Boga. Często pojawiają się myśli, że choroba jest karą za grzechy. Każdy człowiek żyje w rzeczywistości, która jest grzechem naznaczona, a więc każdy człowiek nawet najszlachetniejszy mógłby znaleźć w swoim życiu taki moment, że może powiedzieć, że za to Pan Bóg mnie ukarał, bo się nieuczciwie zachowałem.

Spotykam często takich pacjentów. Kobieta która załamała się swoją ciężką chorobą, uznała, że jest to kara za grzechy i to spowodowało potworny lęk i ogromne poczucie winy. Ona bała się przyjść do mnie, porozmawiać, choć miała ogromną potrzebę. Kiedyś sam ją zaprosiłem do kaplicy. Uważała, że jej choroba to kara za grzechy, choć z rozmowy nie wynikało, żeby aż tak nagrzeszyła. Tymczasem Pan Bóg nie karze za grzechy, bo jest miłosierny. Nie można tak patrzeć. Bo wtedy w sercu wypacza się obraz Boga, który zawsze przychodzi człowiekowi z pomocą. Ta Pani przez godzinę słuchała, zadawała pytania i pod koniec naszej rozmowy, miałem wrażenie, że żaden z moich argumentów nie dotarł do niej. Bóg pomaga nieść krzyż, jest zawsze z osobą cierpiącą. Trudno ją było do tego przekonać.

Na końcu przyszło mi do głowy bardzo proste zdanie. Powiedziałem jej: „Nie lękaj się niczego. Bóg Cię kocha” i wtedy jej twarz bardzo udręczona, z poczuciem winy, zaczęła się zmieniać, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i zapytała z niedowierzaniem: „Naprawdę? Nikt mi tego wcześniej nie powiedział bezpośrednio” i się uspokoiła. Widziałem ją później w kaplicy z uszczęśliwioną twarzą. To jedno zdanie ją przemieniło. Robiła wrażenie osoby szczęśliwej. Zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób to przesłanie o miłości Boga przemienia chorego. Osoba chora potrzebuje indywidualnego podejścia, przesłania miłości. Miłość jest odpowiedzią. Nie jest łatwo do każdej osoby trafić, ale jak się to udaje, to jest to bardzo piękne. Jak ktoś pyta o karę, gdzie trudno jest przekonać, że nie jest to kara, że on nie zawinił, że Bóg nie karze, bo jest miłosierny – zawsze staram się prowadzić do miłości, żeby w miłości szukali odpowiedzi na to, co najtrudniejsze. Jestem przekonany, że po nawiązaniu osobistej relacji z Bogiem, odpowiedź miłości przyjdzie, nie wiadomo jak, bo to tajemnica. W tej Pani ożywiło to wielkie pokłady nadziei, że zaczęła pisać wiersze o tym, jak Bóg przyszedł do niej powiedzieć, że ją kocha i dał jej nadprzyrodzoną nadzieję. Te słowa niosły ją w chorobie.

Wracając do pytania, często sami sobie nie potrafimy wybaczyć swoich złych uczynków, myślimy, że skoro sami siebie oceniamy źle, to Pan Bóg też pewnie ocenia nas negatywnie. Trzeba chcieć samemu sobie wybaczyć grzechy, które sobie uświadamiamy, za które żałujemy.

A co w przypadku, gdy człowiek unika kontaktu z Kościołem, Bogiem?

To co Pani mówi jest bardzo ważne, w moim doświadczeniu widać to bardzo jasno, że cierpienie – i to takie, w którym często jest nawet zagrożenie życia, jest początkiem obudzenia się głębszych uczuć religijnych. Widzę, że cierpienie dla wielu ludzi staje się szansą. Przykład mężczyzny, który szedł na operację guza mózgu. Kiedy go zapytałem, czy chciałby przystąpić do Komunii Świętej powiedział, że nie chce, ale był smutny, więc nie zostawiłem go samego, chciałem nawiązać rozmowę. Wyjąłem obrazek Bożego Miłosierdzia „Jezu ufam Tobie” i powiedziałem: „Jak Panu będzie ciężko, to niech Pan spojrzy na ten obrazek, a oblicze Chrystusa przyniesie Panu ulgę”. On się bardzo wzruszył i powiedział, że poczuł miłość w sercu i poprosił o spowiedź. Czyli cierpienie, które w sobie nosił, nie miał się z kim nim podzielić, otworzyło jego serce na działanie Bożej Łaski. Po tym, jak przyjął Komunię Świętą, powiedział, że nie boi się operacji, bo wie, że będzie dobrze. Kiedy był na kontroli, przyszedł do mnie i powiedział, że dla niego cierpienie było łaską od Boga, bo teraz dopiero żyje głębią, pełnią życia, tak jak zawsze chciał. On odkrył to, że cierpienie jest szansą. Nasza posługa polega na tym, żeby pokazać człowiekowi nawet bardzo trudną nadzieję, która wydobywa się z cierpienia, że to nie jest nigdy ostateczna katastrofa dla człowieka wierzącego. Często towarzyszę osobom, które odchodzą. Śmierć wygląda zupełnie inaczej u osób, które głęboko zawierzają Bogu i dla których choroba nie staje się ostateczną katastrofą. Choroba staje się szansą na zjednoczenie z Bogiem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg