Byłam szczęśliwa, że synek się rodzi

Tomek wracał od Komunii św. i uśmiechnął się do Basi tak promiennie... W tamto Boże Narodzenie nie przypuszczali, co stanie się dalej: że zaczną specjalnie uczęszczać do tego samego słupskiego kościoła, który nie był ich parafialnym, że uda im się spotkać i razem wrócą do domu. Że wezmą ślub. I że narodziny w ich rodzinie staną pod znakiem zapytania.

Mama przekonuje

Przyznają, że pierwsze tygodnie leczenia zawładnęły ich życiem. – Wszystko kręciło się wokół tego. Badania, wyjazdy do Gdańska, czasem dwa razy w tygodniu, wizyta u lekarza, u dietetyka, zmiana diety… – wylicza Basia. – Tu teczka jednych wyników, tam innych – dodaje Tomek. W klinice powiedziano im, że pierwsze efekty leczenia można zobaczyć po trzech miesiącach. U nich było książkowo: trzy miesiące po tym, jak włączyli leczenie, Basia zaszła w ciążę. Nie mogła uwierzyć szczęściu. Teraz uśmiecha się zagadkowo i mówi: – Gdybym się spodziewała, że wszystko pójdzie tak szybko… Nie zrezygnowałaby z pracy. Zrobiła to na początku grudnia 2013 roku, ponieważ chciała założyć własną firmę. – Wystartowałam w konkursie, chciałam dofinansować ze środków unijnych swoje nowe miejsce pracy, gabinet psychologa dziecięcego. A tu w styczniu, kiedy byłam jeszcze bezrobotna, okazało się, że jestem w ciąży – opowiada.

Wahała się, czy nie zrezygnować ze starań o wymarzoną pracę. Do tego, by nie rezygnowała, przekonała ją mama. Basia złożyła dokumenty, przeszła do następnego etapu. Dostała dofinansowanie, założyła gabinet. Radości z poczęcia dziecka towarzyszyła obawa o donoszenie ciąży. – Z powodu mojego zaburzenia możliwość utrzymania jej przez pierwsze miesiące była dużo niższa niż normalnie, były więc realne obawy – mówi Basia, a Tomek jest przekonany, że tylko dzięki dalszemu prowadzeniu lekarzy z kliniki naprotechnologicznej udało się donosić ciążę do bezpiecznego 38 tygodnia. – Mieliśmy wielkie zaufanie do prowadzących nas lekarzy: dr. Aleksandry Kicińskiej i dr. Moniki Wojtkiewicz, gdańskiej ginekolożki prowadzącej ciążę. Byliśmy całkowicie doinformowani: w jakiej jesteśmy sytuacji, dlaczego mamy brać takie leki i w takich dawkach, po co tak częste badania poziomu hormonów, co oznaczają wyniki badań – mówi Tomek. – Szanse zwiększały się z każdym tygodniem.

Julek się rodzi

– Kiedy wszystko szło dobrze, ciąża się rozwijała, miałam coraz więcej nadziei. Mijał 25 tydzień, a przecież sama pracowałam jako psycholog dziecięcy w szpitalu z dziećmi urodzonymi w 25 tygodniu. Dotrwaliśmy do 38 tygodnia. Kiedy w końcu przyszedł czas porodu, nie myślałam o bólu. Byłam tak szczęśliwa, że mój synek już się rodzi! Ta radość całkowicie mnie zdominowała – wspomina Basia. Tomek towarzyszył żonie. Nie wyobrażał sobie, że opuści ją w tym momencie, w końcu ich płodność, jak skutecznie nauczył ich instruktor, to ich wspólna sprawa. – Zresztą wszystkiego musiałem dopilnować – mówi z uśmiechem pełnym sprytu, którym musiał się wykazać przed lekarzami jeszcze w ostatnich dniach przed porodem. Urodził się Julian. Bez komplikacji. – Szybko wyszedł – chwali syna Tomek. Julian ma już pół roku. Jest zdrowy, Basia karmi go piersią. Czasem zostawia swoich chłopaków samych. – W soboty idę do mojego gabinetu i pracuję z dziećmi – mówi z dumą. – A przy okazji mam taką moją odskocznię od codziennych obowiązków. Nie przestają opowiadać o naprotechnologii. Bywa, że udaje im się kogoś na nią namówić. Chcieliby, by była to metoda dostępna dla wszystkich, promowana przez państwową służbę zdrowia. Za jakiś czas zamierzają z niej sami skorzystać, nie chcą, by Julek był jedynakiem. – Wiemy, że to może się udać – potwierdza Tomek. – To naprawdę da się zrobić.

Naprotechnologia w Koszalinie

Caritas DKK we współpracy z Wydziałem Duszpasterstwa Rodzin rozpoczyna cykl spotkań z naprotechnologią. – Pomysł czerpiemy od Caritas Diecezji Częstochowskiej, która już takie spotkania prowadzi – wyjaśnia dyrektor koszalińskiej Caritas ks. Tomasz Roda. – Niebawem zaproponujemy małżonkom 4 spotkania w ciągu roku z fachowcem naprotechnologiem. Każde rozpocznie się Mszą św. połączoną z modlitwą w intencji przywrócenia płodności małżonkom i specjalnym błogosławieństwem, potem będzie konferencja wyjaśniająca metodę naprotechnologii oraz warsztaty. Jeśli po tych spotkaniach zgłoszą się do nas pary, które chciałyby być prowadzone według tej metody indywidualnie, to zaproponujemy im spotkania z instruktorem naprotechnologii. Początkowo będziemy się posiłkować specjalistami z Częstochowy, ale mamy w planach przygotowanie ekipy lokalnych instruktorów. Spotkania będą miały miejsce w parafii św. Wojciecha. Pierwsze z nich odbędzie się w kwietniu.

NaProTechnologia

NaProTechnologia powstała w USA 30 lat temu jako skrót od słów Natural Procreative Technology (Metoda naturalnej prokreacji). Pierwsza polska placówka naprotechnologiczna powstała w 2009 roku. Twórcą NaProTechnologii jest prof. Thomas Hilgers. Zainspirowany przesłaniem encykliki „Humane vitae” Pawła VI założył Instytut Pawła VI w Omaha. Wcześniej opracował model Creightona – metodę obserwacji płodności opartą na bardzo dokładnej i standaryzowanej obserwacji śluzu. NaProTechnologia wykorzystuje zarówno specjalistyczną wiedzę medyczną z dziedzin endokrynologii i chirurgii ginekologicznej, jak i dokładne prowadzone obserwacje cyklu płodności u kobiety. Jej celem jest eliminacja czynników wywołujących problemy z poczęciem.  Naprotechnologia jest metodą naturalną, bezpieczną dla zdrowia pacjentki i dziecka, rzetelną diagnostycznie, przydatną również przy problemie poronień nawykowych i ciąż zagrożonych. Jest przy tym stosunkowo tania, ok. trzykrotnie tańsza od in vitro.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg