Czasem podchodzą do mnie dzieci i pytają: „Co ci się stało?”. Patrzę im głęboko w oczy i mówię poważnie: „To przez papierosy! Nie próbujcie palić!” – żartował Nick Vujicic, przemawiając do ok. 27 tys. Polaków zgromadzonych na stadionie INEA w Poznaniu.
Była to tylko próbka jego możliwości. Nieraz zdarzyło mu się poprosić swojego asystenta, aby na lotnisku postawił go na taśmie, na której jeżdżą walizki, albo aby ukrył go w schowku na bagaże w samolocie. Gdy ktoś chciał włożyć tam plecak, mówił: „Przepraszam, ale nie słyszałem, żeby pan pukał”. 2 lata temu przebrał się za pilota i witał zaspanych, wchodzących o 6 rano do samolotu, pasażerów. – Miałem na sobie elegancką marynarkę i mówiłem: „Witam Państwa na pokładzie” – opowiadał Nick. – Pasażerowie pytali: „Ale jak to? To pan będzie pilotem? Będzie pan sterował za pomocą myśli?”. Mówiłem, że wprowadziliśmy nową technologię. Dzieci były podekscytowane, a rodzice wyraźnie zaniepokojeni.
Gdy zbliżał się start, usłyszeli, jak proszę ich o zapięcie pasów. Wyraźnie ulżyło im, gdy powiedziałem, że to żart. Nick Vujicic, mówca i autor książek, odwiedził już 56 państw i spotykał się z 13 prezydentami. Choć dziś ma własną firmę, dwa dyplomy, piękną żonę i jest ojcem dwóch synów, gdy przyszedł na świat, nikomu nie było do śmiechu.
Jesteś normalny!
Nick urodził się w Australii jako najstarsze dziecko imigrantów z Serbii. Ponieważ jego rodzice należeli do Kościoła Apostolskiego, który sprzeciwia się służbie wojskowej, i nie wstąpili do partii komunistycznej, wybrali emigrację. Gdy mama Nicka była w ciąży, żadne badania nie wskazywały na wady u dziecka. Jako doświadczona położna dokładała wszelkich starań, aby dbać o swoje zdrowie w tym czasie. Gdy okazało się, że Nick nie ma rąk ani nóg (nie licząc stopy z dwoma palcami), nikt z rodziny nie przysłał jej kwiatów ani gratulacji.
Tata Nicka nie chciał, aby syn był uzależniony od innych i wolał, aby dziecko umarło. Mama bała się, że nie podoła opiece i rozważała oddanie Nicka do adopcji. – Po kilku miesiącach rodzice stwierdzili, że Bóg nie popełnia błędów, a ich dziecko jest darem. Inaczej zapakowanym niż pozostałe, ale ciągle darem. Uznali, że zrobią to, co w ich mocy, a resztę powierzą Bogu.
Na początku Nick nie mógł chodzić do zwykłej szkoły, ponieważ prawo stanu Wiktoria zakazywało tego dzieciom niepełnosprawnym fizycznie. Rodzice nie chcieli dawać synowi taryfy ulgowej. Mówili: „Musisz bawić się z normalnymi dziećmi, bo jesteś normalny. Po prostu nie masz rąk i nóg – tyle!”. Dzięki staraniom mamy Nicka zmieniono prawo i jej syn był jednym z pierwszych niepełnosprawnych uczniów uczęszczających do szkoły razem z pełnosprawnymi. Nie było łatwo. Musiał zmierzyć się z kpinami ze strony rówieśników. Gdy miał 8 lat, po raz pierwszy pomyślał, że odbierze sobie życie. W wieku 10 lat próbował utopić się w czasie kąpieli w wannie. Powstrzymała go myśl o tym, jakim ciosem byłoby to dla jego rodziców. – Nie chciałem być samotny. Myślałem, że przez całe życie będę dla innych ciężarem.
Nie potrzebowałem rąk ani nóg – mówi z perspektywy czasu. – Potrzebowałem celu, a moje serce uzdrowienia. Gdy miał 15 lat, przeczytał, że Bóg miał plan dla ślepego człowieka. Pomyślał, że skoro Stwórca znalazł plan dla niewidomego, to może ma też coś dla człowieka bez kończyn. – Mój tata pomógł mi zaakceptować to, czego nie mogę zmienić, i zmienić to, na co mam wpływ. Nie mogłem biegać tak jak inni. Musiałem się z tym pogodzić. Byłem najlepszy w matematyce w całej klasie. Gdy nie umiałem czegoś zrobić, koncentrowałem się na tym, co potrafię. Dziś mam 2 dyplomy: z księgowości i planowania finansowego. Nick podjął decyzję: przestać być złym na Boga za to, czego nie dostał, i postawić na wdzięczność za to, co ma.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |