O różach, mocy starych trawników i witaminie C opowiada Piotr Kardasz w rozmowie z Barbarą Gruszką-Zych.
Jak przejawia się ich moc?
Mają bardzo krótkie cykle rozwojowe. W ciągu roku jedna roślina może wydawać dwa, a nawet trzy pokolenia nasion. Dlatego potrafi szybciutko zasiedlić każdy zniszczony teren.
Jakie znane rośliny są chwastami?
Na przykład wykorzystywany w ziołolecznictwie mniszek lekarski to chwast. Gdyby obiektywnie ocenić chwasty, to się okaże, że niszczymy to, co jest najwartościowsze. Niektórzy twierdzą, że na przykład składające się z chwastów siano ze skoszonej łąki jest jednym z najlepszych materiałów prozdrowotnych i dobrze na nim spać.
Tak jak mutuje się coraz nowsze gatunki róż, tak też stale pracuje się nad hodowlą ulepszonych owoców i warzyw, coraz większych i dorodniejszych.
Niestety, one są uszlachetnione jedynie z wyglądu, a tak naprawdę zostają pozbawione wielu składników odżywczych. Prawda jest taka, że pierwotne owoce i warzywa miały optymalne stężenie składników, które wystarczały na pełnowartościowe pożywienie ludzi i zwierząt. Kiedy człowiek pierwotny zjadał owoc, to on zapewniał mu wystarczającą ilość mikroelementów i minerałów.
Jak jest dziś?
Owoce i warzywa zawierają tylko śladowe ilości tych składników. Przykładem na to jest polska kosztela wprowadzona na rynek przez cystersów w XIV w. W latach 60. prof. Szczepan Pieniążek – wybitna postać polskiego sadownictwa – odkrył, że właśnie te jabłka mają dużo witaminy C. Kiedy dziecko zjadło je cztery, miało zaspokojony dzienny poziom witaminy C, odpowiedni dla jego wieku. Gdybyśmy chcieli dziś zapewnić mu ten sam poziom witaminy, musiałoby zjeść aż 6 kg koszteli uszlachetnionej, rosnącej na ziemi pełnej chemii.
Uszlachetniając gatunki, zniszczyliśmy ich wartość odżywczą?
To się odnosi do wielu działań człowieka w zakresie botaniki. Świat znalazł się na zakręcie. Może się zdarzyć, że będziemy głodować, bo sami sobie zgotowaliśmy taki los, ponieważ to, co jemy, ma coraz mniej wartości odżywczych.
Powiedział Pan, że rośliny się wspierają, ale pomagają im też zwierzęta.
Na przykład mrówki – choć nie mają skrzydeł, przyczyniają się do rozsiewania fiołka lekarskiego. To roślina bardzo sympatycznie odbierana przez człowieka, bo kolor niebieski jest w przyrodzie rzadkością. Nasiona fiołka mają w środku wabiącą, słodką kropeczkę, a mrówka słodycz kojarzy z pokarmem i dlatego bierze je na grzbiet i niesie do mrowiska. Po drodze mijają ją mrówki i zlizują tę słodycz. Gdzieś w połowie drogi orientuje się, że tej słodyczy już na nasionku nie ma, więc zostawia je i wraca po kolejne. Tak rozsiewa fiołek od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów od miejsca, w którym znalazła jego nasiona.
Łatwiej mogą przyczyniać się do rozsiewania roślin ptaki.
To prawda. Ich temperatura ciała wynosi 42–44 stopnie, a więc tyle, ile potrzeba do kiełkowania nasion. Zjadają owoce, a niestrawione nasiona wydalają z kałem, na przykład gdzieś na dawnej hałdzie. Potem dziwimy się, skąd się tam wzięła np. nigdy dotąd nie widziana dziewanna.
Obserwując mechanizmy rządzące przyrodą, aż chce się zapytać, kto to wszystko tak genialnie wymyślił.
Kiedy spotykam się z ludźmi niebędącymi katolikami, mówię im: „Pokażcie mi lepsze rozwiązanie od tego, które proponuje nam natura”. Nawet niewierzący, kiedy zaczyna poznawać prawa przyrody, musi nabrać przekonania, że to dzieło Stwórcy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |