Marżuha buja się w ogródku

Cztery rodziny syryjskich chrześcijan, które sprowadziła na Górny Śląsk Fudacja Estera, wyjechały już dalej na Zachód. Dwie rodziny zostały – obie w Chorzowie.

Bracia z Syrii

Ślązaków, którzy zetknęli się z syryjskimi chrześcijanami, bolą wyzwiska, którymi ich goście są czasem obdarzani w internecie. Piotr denerwuje się, słysząc takie określenia jak „śmierdzące nieroby”. – To ludzie z europejską mentalnością, przypominającą trochę Włochów. Są bardzo chętni do pracy – uważa.

Mała Miriam po przyjeździe na Śląsk była oczarowana przydomowym ogrodem. Razem ze starszym bratem oraz dziećmi Ani i Piotra skakała na ustawionej koło domu trampolinie. W pewnym momencie zaczęła wołać: „Marżuha! Marżuha!”. „Ona chyba chce huśtawkę” – domyślił się trafnie Piotr. Wyciągnął huśtawkę i poprosił Musę, żeby ją zawiesił. Syryjczyk zamontował ją wprawnie i fachowo.

Musa to człowiek bardzo inteligentny, świetny także w informatyce. Jest katolikiem; jego żona nie zawsze szła do kościoła, ale on z dziećmi był na Mszy co niedzielę. Rano chodził z synem do piekarni. Pięknie wyglądali, wracając z ciepłym pieczywem, bo idąc, Musa otaczał synka ramieniem. – To ludzie bardzo łagodni w stosunku do dzieci – ocenia Ania. Często razem się śmiali. Piotr rzucił kiedyś, że na Śląsku „chopy” nie myją okien. – Jak jakiś mężczyzna myje okna, to znaczy, że jego żona jest w ciąży – powiedział. Gości strasznie to rozbawiło, a Sausan pokazywała później co chwilę na migi, że... jest w ciąży. Choć było lato, goście mieli w domu wciąż za mało światła: jednocześnie włączali lampy i otwierali na oścież okna. Siadali na parapetach. Dziwili się, po co Polakom firanki. – Pod oknami mieliśmy pielgrzymki, ludzie patrzyli, co oni tam na piętrze robią... Brakuje mi ich. Dzięki nim góra w naszym domu była żywa – mówi Ania.

Uchodźcy boją się o pozostawionych w Syrii krewnych. Widać, że spędzili życie w państwie policyjnym, bo są bardzo ostrożni w tym, co mówią. – I to do tego stopnia, że przez 1,5 miesiąca nie do końca wiedziałem, kogo mam pod swoim dachem. Czasami się otwierali i mówili o sobie więcej – ocenia Piotr. – Zaprzyjaźniliśmy się. To jest moja rodzina – deklaruje. Po wyjeździe Syryjczyków zostało coś jeszcze: z ludźmi niosącymi im pomoc Ania i Piotr zawarli tak serdeczne przyjaźnie, jakby znali się całe życie.

Imiona Syryjczyków zostały zmienione.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg