O cudzie radosnego życia, który trwa mimo trudów i bólu, z Magdaleną i Pelagią Buczek rozmawia Agata Puścikowska .
Bolało, gdy Kazimiera Szczuka szydziła z Pani, nazywając w jednej z telewizji „starą dziewczynką”?
M.B.: Mama i siostra ukrywały to przede mną. Chciały zapewne oszczędzić mi bólu. Kiedy się dowiedziałam, oczywiście było mi przykro. Jednak jakoś nie żywiłam urazy. Raczej współczułam tej pani. Myślę zresztą, że może być mocno zagubiona. Może potrzebowała naszej modlitwy? Może dzięki takiemu jej zachowaniu wiele osób zaczęło się za nią modlić? Ja tak.
P.B.: Natomiast mnie ta sytuacja bolała. Jak wiele innych, gdy Magda jest po prostu źle traktowana. Niedawno ukazał się o niej tekst, a właściwie paszkwil, w jednym z tzw. tygodników opinii. Stek kłamliwych bzdur: że Magda skończyła studia właściwie „na litość”, że lansuje się na swojej chorobie oraz modlitwie różańcowej. A w ogóle to „idziemy w politykę”, bo ośmieliłam się startować w wyborach samorządowych. Nieskutecznie zresztą. Matkę boli, gdy dziecku dzieje się krzywda.
M.B.: Przyznam, że kiedy pani Szczuka powiedziała tamte słowa, było nam z mamą o tyle ciężko, że próbowali się przez nasz dom przetoczyć dziennikarze. Tabuny dziennikarzy. Miałyśmy ochotę gdzieś się zaszyć, aż to okropne zamieszanie się uspokoi.
Pani Szczuka przeprosiła?
M.B.: Dzwoniła. Sprawiała jednak wrażenie, że to ona jest pokrzywdzona... Słowa „przepraszam” nie usłyszałam, natomiast proponowano mi... pieniądze. Oczywiście odmówiłam. Pani Kazimiera też twierdziła, że jest mi w stanie pomóc i np. przysyłać jakieś książki.
Może chciała z Pani zrobić feministkę?
M.B.: Może. (śmiech) Nie udało się jej. Potem nie odbierałam już telefonów. Życzę pani Szczuce jak najlepiej. I mam nadzieję, że następnym razem się zastanowi, nim kogoś skrzywdzi słowem.
Jest Pani dziennikarką. Jaki świat chce Pani pokazywać, opisywać?
M.B.: Prawdziwy. Czyli taki, jakim go widzę: piękny, radosny, dobry. Mimo że wokół jest też wiele bólu, trudów. Chcę nieść nadzieję, pokazywać dobro i Słowo, które ewangelizuje. Mam też świadomość wagi słowa: ono może uskrzydlać człowieka. Ale może również, niestety, zabijać.
Jest Pani młodą, radosną, kobietą. Lubi się Pani bawić i dobrze ubrać?
M.B.: Uwielbiam tańczyć. A przy metrze wzrostu modnie mogę się ubrać tylko dlatego, że panuje moda na ubrania dziecięce mocno stylizowane na „dorosłe”. To, co jest zapewne utrapieniem wielu matek, które nie chcą ubierać swoich malutkich córek zbyt dojrzale, mnie pomaga dobrać garderobę.
Drażni Panią czasem, gdy ktoś próbuje traktować Panią jak dziecko?
M.B.: Bywa tak, rzeczywiście. Ale bardziej mnie boli, gdy ludzie się mnie boją, gdy nie bardzo wiedzą, jak podejść, jak porozmawiać. Uwielbiam ludzi i nie wyobrażam sobie zamknięcia w czterech ścianach. Gdy studiowałam, byłam w swoim żywiole, bo ciągle coś się działo wokół mnie. Teraz jest spokojniej. Bardziej monotonnie. Ale to po prostu dalsza część życia: praca, dom. Na tym polega dojrzałość, prawda?
Przechodziła Pani próbę wiary?
M.B.: Tak. To było kilka lat temu, właśnie gdy ciężko zachorowałam. Wylądowałam na OIOM-ie. Właściwie lekarze nie dawali mi znów żadnych szans. Przeżyłam dzięki modlitwom tysięcy osób. I to był też cud. Niemniej musiałam przerwać studia, porzucić plany. Leżałam i zastanawiałam się: „Co teraz?”. Musiałam korzystać z tlenu, respiratora. Byłam uziemiona. Wszystko mi się zawaliło. Modliłam się. W końcu przyszło pogodzenie: widocznie Bóg ma taki plan. Jednak po pół roku mogłam wrócić do swoich planów. Skończyłam studia. Bóg znów darował mi życie. I mogę dalej działać. Widocznie Jemu jest to potrzebne.
P.B.: I Jemu, i mnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |