– Jest nieustannie obecna w naszym życiu, decyduje o wszystkim. Nasza córeczka jest ubrana tak, jak ona tego chce, i je to, co każe jej dać. Często z Alą dzwonimy do Kasi, a przed wyjazdem do szpitala nagrywam ją, jak się bawi, i pokazuję nagrania żonie – mówi pan Kamil.
Katarzyna Cieślak i jej rodzina każdego dnia przekonują się o kruchości i wartości życia. Kobieta walczy z chłoniakiem Hodgkina. Koszt terapii ratującej jej życie to około 500 tys. zł. Kasia jest pod opieką Fundacji „Rak’n’Roll”. Obecnie na koncie kobiety jest już ponad 120 tys. zł. Lecz to ciągle za mało. Na leczenie potrzebuje 16 dawek leku. Do rozpoczęcia terapii trzeba uzbierać przynajmniej połowę kwoty całego leczenia, czyli ok. 250 tys. zł. Dzięki zaangażowaniu jej znajomych, którzy wymyślili internetową akcję #zapalsiędodziałania, pomoc dla niej w dość szybkim tempie zakreśla coraz szersze kręgi. Włączają się w nią artyści, sportowcy i przedsiębiorcy. Odbył się m.in. koncert w Kadzielinie, a w Łowiczu: mecz koszykówki, zajęcia zumby i wieczór filmowy połączony ze zbiórką pieniędzy, które trafiły na konto fundacji.
Plecak z Soczi
W pomoc zaangażowali się też uczniowie łowickich szkól oraz Szkoły Podstawowej w Zielkowicach, gdzie pracuje Kamil Cieślak, mąż Katarzyny. Jest on nauczycielem wychowania fizycznego, a od zeszłego roku również katechetą. Kasia pochodzi z Kadzielina. Pracowała w Banku Spółdzielczym w Głownie. W tym mieście ma wielu znajomych. Dlatego to tam właśnie zawiązał się społeczny komitet, który ma prawo organizować wydarzenia połączone ze zbiórką pieniędzy dla Kasi. Do akcji przyłączyło się również studio urody „Oliwia” w Łowiczu, gdzie pracuje Paulina Milczarek, siostra cioteczna Katarzyny. 4 listopada całkowity dochód z działalności studia – ponad 4 tys. zł – przeznaczono dla Kasi. Wystarczyło, że osoby, które przychodziły, wsparły akcję kwotą 10 zł i mogły skorzystać z drobnych usług zakładu. Wśród klientek były takie, które przyszły tylko po to, by wrzucić banknot do skarbonki.
– Nasze myśli krążą wokół Kasi. Staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, by jej pomóc. Dziś pracujemy charytatywnie. Najgorsze jest to, że znajduje się ona z dala od swoich bliskich, w szpitalu. Nie może nacieszyć się swoją córeczką, patrzeć, jak się rozwija. Jej choroba sprawiła, że inaczej patrzę na życie, bardziej dbam o siebie, doceniam to, co mam – mówi pani Paulina.
Los Kasi porusza mnóstwo osób. Niektóre były świadkami, jak na ich oczach odchodzili ich bliscy. – Dwa lata temu na raka płuc zmarła moja mama. Podczas choroby każdego dnia czekała na mnie. Czułyśmy, że wspólne przebywanie zbliża się nieubłaganie do końca. To doświadczenie sprawiło, że wtedy, kiedy mogę komuś pomóc, robię to – wspomina Agnieszka Misiak, która wsparła akcję studia urody. Trwają także aukcje internetowe. Na ten cel swój plecak z Igrzysk Olimpijskich w Soczi przekazał Zbigniew Bródka, który zdobył tam złoty medal w łyżwiarstwie szybkim na 1500 m.
Kasia i Kamil
Państwo Cieślakowie decyzję o ślubie podjęli po roku znajomości. Pobrali się trzy lata temu. Od początku spotykały ich rozmaite nieprzewidziane zdarzenia. Na ich weselu przez pół godziny nie było prądu, a kiedy mieli wyjechać w wymarzoną podróż poślubną do Grecji, okazało się, że ich biuro podróży zbankrutowało. Nie zrezygnowali z marzeń. Choć wyjazd odwlókł się w czasie, doszedł do skutku. Wzięli kredyt na mieszkanie. Kupili je w Łowiczu. Katarzyna prowadziła zdrowy tryb życia. Nie paliła papierosów, nie piła alkoholu, zdrowo się odżywiała, biegała, lubiła jeździć na rowerze – nawet do pracy, około 25 kilometrów! Po pewnym czasie okazało się, że Kasia i Kamil zostaną rodzicami. Nie tak wyobrażali sobie jednak dalsze wspólne życie, jak wygląda ono teraz...
Pierwsze objawy choroby pojawiły się podczas ciąży. Skóra na całym ciele swędziała panią Katarzynę tak, że tylko wzięcie prysznica przynosiło jej ulgę. Choroba nie została w porę rozpoznana. Stan pani Kasi znacznie pogorszył się po porodzie. Podczas niego na świat przyszła zdrowa i śliczna Alicja. Ale mama czuła się źle – spała na siedząco, czuła ucisk w klatce piersiowej. Dwa tygodnie później, z powodu duszności, trafiła do szpitala. Okazało się, że wywoływał ją guz o średnicy 15 cm.
Sen Katarzynie z powiek spędzało nie nocne karmienie i zmiana pieluszek, ale widmo długiego i wyczerpującego leczenia. Na domiar wszystkiego nie można było pobrać wycinka guza do badan histopatologicznych, ponieważ znajdował się zbyt blisko naczyń krwionośnych. „W ciemno” podano Kasi chemię. Pojawiła się nadzieja na wyleczenie. Guz zmniejszył się do 9 cm, co umożliwiło pobranie jego fragmentu, lecz szybko wrócił do dawnych rozmiarów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |