To z przymrużeniem oka. A na serio: czy warto uczyć dzieci muzyki? I jak to zrobić, by dziecko pokochało muzykę, a muzyka dziecko. Tak jak Seong-Jin Cho.
Natalia Niemen uczyła się w szkole muzycznej 12 lat. Grała na pianinie, skrzypcach, a w szkole średniej na altówce. Jest szczera, swojej edukacji muzycznej nie wspomina zbyt dobrze. – Nie wszyscy pedagodzy byli, delikatnie mówiąc, wydolni wychowawczo. Bywało, że w sposób niezbyt grzeczny i mało sympatyczny koniecznie chcieli mi dać do zrozumienia, że jestem niezdolną córką Czesława Niemena… Nauczycieli instrumentów wspominam jednak raczej pozytywnie. – Gdy w trzeciej klasie liceum przechodziłam poważny bunt i chciałam zmienić szkołę, to właśnie mój profesor, wybitny altowiolista Marek Iwański, razem z moimi rodzicami przekonał mnie do kontynuacji nauki. I nie żałuję tego kroku, bo gdy coś się zaczęło, warto to skończyć. Jednak nie uważam, żeby edukacja muzyczna dzieci w klasycznej szkole muzycznej była nieodzowna. Przeciwnie: żeby zostać dobrym muzykiem, wcale nie trzeba przechodzić całego systemu muzycznej oświaty.
Synowie Natalii Niemen uczyli się prywatnie gry na pianinie. Zrezygnowali. Obecnie jeden gra na perkusji, drugi przymierza się do nauki gry na gitarze. – Nie muszą iść w ślady muzykującej rodziny. To ich wybór. Mają na szczęście wiele innych pasji, które z pewnością będą rozwijać. A rolą rodzica jest mądra obserwacja, dawanie wsparcia. Ale nie wymuszanie.
Jaki cel?
Przed rozpoczęciem edukacji muzycznej dziecka warto zastanowić się, jaki jest jej cel. – Czy chcemy koniecznie wychować wirtuoza, czy chcemy, by dziecko rozwinęło poprzez muzykę wrażliwość, świetnie się bawiło, zyskało dodatkowe umiejętności – tłumaczy Adam Męczywór, multiinstrumentalista, fagocista Filharmonii Zielonogórskiej i pedagog. – Dziecko powinno od początku mieć wsparcie rodziców, nauczyciela, mieć możliwość ćwiczeń na dobrym instrumencie. I czuć, że to, co robi, daje mu satysfakcję. Czy wysiłek włożony w muzykę przełoży się na wybór drogi życiowej? Bywa różnie. Jednak nauka gry na instrumencie zawsze bardzo rozwija i nie jest nigdy straconym czasem.
Pan Adam sam zaczął edukację muzyczną w wieku siedmiu lat. I choć najpierw, w podstawówce, to rodzice musieli pilnować godzin ćwiczeń i całej organizacji nauki, już w wieku nastoletnim role się odwróciły. – Zmieniłem instrument z wiolonczeli na fagot, już świadomie. I świadomie sam kontynuowałem drogę edukacji muzycznej. Zacząłem kochać to, co robię. Dzisiaj widzę, że dobrze wybrałem. Swoim uczniom staram się przekazać szacunek do muzyki, uczę młodych ludzi, jak ćwiczyć efektywnie, z sensem.
Jeśli dziecko, które uczy się muzyki, jest zdolne, umie konstruktywnie pracować, a do tego robi to z chęci – jest niemal „skazane” na sukces. Choć nie zawsze tym sukcesem będzie występ w Konkursie Chopinowskim. Sukcesem przede wszystkim będzie umiejętność gry i miłość do muzyki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |