Tuż przy estakadzie jakiś mężczyzna próbuje odpalić agregat. Brrrum! Mężczyzna znika za masywnymi drzwiami z napisem: „schron”.
W 1941 r. na terenie gdyńskiej dzielnicy Leszczynki okupacyjne władze niemieckie założyły obóz pracy przymusowej nazywany „Nussdorf”. Około 1942 r., kiedy nad Gdynię coraz częściej nadlatywały alianckie bombowce, na masową skalę w mieście zaczęły powstawać schrony przeciwlotnicze. Również „Nussdorf” zyskał bezpieczne schronienie dla niemieckiej kadry obozowej. Stąd napis na masywnych drzwiach.
Jak za czasów wojny
– Ten obiekt jest jednym z dwóch schronów przeciwlotniczych z czasów II wojny światowej na ul. Morskiej – wyjaśnia Michał Szafrański, prezes Gdyńskiego Klubu Eksploracji Podziemnej. Jeszcze kilkanaście lat temu obiekt był opuszczony i każdy mógł do niego wejść. Stał się noclegownią dla bezdomnych, a wszystkie elementy dawnego wyposażenia padły łupem gorliwych złomiarzy. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. – Koczujący tu bezdomni postanowili się chyba ogrzać i rozpalili w schronie ognisko. Podpalili wszystko, co udało im się zgromadzić, czyli znajdujące się w środku drewniane ławki oraz plastikowe butelki i materace. Sama konstrukcja budowli nie ucierpiała, ale skutkiem, z którym przyszło nam się zmierzyć, było okopcenie wszystkich ścian i sufitów. W środku nawet pajęczyny zostały pokryte sadzą. Człowiek, wychodząc stąd, wyglądał jak kominiarz – wspomina pan Michał.
Mężczyzna razem z grupą kilku pasjonatów postanowił odnowić obiekt. Początkowo nie wiedzieli za co się zabrać. A było w czym „wybierać”: śmieci, sadza, fetor i spora ilość ziemi i błota. Ostatecznie zdecydowali, że pierwszym krokiem będzie... zamknięcie drzwi.
– Prace zaczęliśmy od zabezpieczenia tego obiektu przed bezdomnymi. Naprawiliśmy drzwi i zamontowaliśmy zamek, tak aby żadne osoby niepowołane tutaj się nie kręciły – wyjaśnia prezes GKEP. To była inicjatywa oddolna, bo grupka pasjonatów z panem Michałem na czele nie miała nawet pozwolenia na użytkowanie obiektu. Dopiero po uzyskaniu stosowanych dokumentów od miasta mogli zakasać rękawy i ruszyć do sprzątania pomieszczeń dawnego schronu – społecznie, bez żadnych grantów, a tym bardziej bez wynagrodzenia.
– Na szczęście w akcję sprzątania włączyła się jedna z firm zajmujących się wywozem nieczystości. Podstawili nam tu kontenery na śmieci. Początkowo spodziewaliśmy się, że zapełnimy jeden i to wystarczy – opowiada pan Michał. Zapełnili trzy, bo w niektórych pomieszczeniach góra śmieci miała aż pół metra.
Kolejny etap był równie pracochłonny. – Musieliśmy ze ścian usunąć sadzę. Okazało się, że ten zabieg możemy przeprowadzić jedynie ręcznie, przy użyciu drucianych szczotek. Później zostało nam już „tylko” gruntowanie oraz malowanie – mówi prezes klubu. Samo doprowadzenie pomieszczeń do stanu surowego nie zakończyło żmudnej pracy, bo schron należało wyposażyć. – Nie było tutaj żadnych elementów metalowych, poza drzwiami wejściowymi, które – ze względu na to, że były „na widoku” – pozostały na swoim miejscu – wyjaśnia pan Michał.
Krok po kroku zdobywali kolejne elementy. Jednak nawet pieniądze pochodzące z członkowskich składek nie zapewnią rekonstrukcyjnego sukcesu, jeżeli się nie wie, gdzie „kupić” m.in. drzwi do obiektu z czasów II wojny światowej. – Nam udało się odzyskać kilka par z likwidowanego schronu na terenie dawnej Stoczni „Gdynia”. Dostaliśmy również sporą ilość osprzętu elektrycznego, który po przeglądzie częściowo można było wykorzystać do rekonstrukcji instalacji oświetleniowej – wyjaśnia prezes klubu.
W czasie prac rekonstrukcyjnych GKEP stara się jak najwierniej oddać to, jak obiekt wyglądał w czasie wojny. – Instalację elektryczną prowadzimy po trasach dawnych przewodów i używamy materiałów podobnych do tych wówczas wykorzystywanych. Przykładem są te czarne bakelitowe uchwyty na kable, które od czasów funkcjonowania obiektu praktycznie się nie zmieniły – pokazuje pan Michał. Po wojnie schron został zinwentaryzowany przez Terenową Obronę Przeciwlotniczą, która była pierwowzorem późniejszej Obrony Cywilnej. Został zakwalifikowany jako schronienie dla okolicznej ludności i taką funkcję pełnił do roku 1998. Zły stan techniczny doprowadził do wykreślenia go z ewidencji i dopiero remont przeprowadzony przez członków Gdyńskiego Klubu Eksploracji Podziemnej pozwolił na ponowne wpisanie go do rejestru w 2011 roku.
– Pierwsze prace w schronie rozpoczęliśmy w 2007 roku. Pracowaliśmy systematycznie, ale powoli, bo każdy z nas w klubie działa hobbystycznie i nie zawsze uda się nam spotkać większą grupką – wyjaśnia prezes klubu. Schron po raz pierwszy został udostępniony zwiedzającym w 2012 r., jednak niedługo potem został na powrót zamknięty.
– Kontynuowaliśmy remont. Bywało tak, że pracowaliśmy z kolegą tylko w dwójkę, dlatego też roboty przeprowadzane były etapami. Były też odpowiednio wcześniej planowane i sukcesywnie, pomieszczenie po pomieszczeniu, wykonywane – opowiada pan Michał.
Historia do zwiedzania
Pasjonaci z klubu nie tylko eksplorują, ale również szukają i odnajdują. Korzystają przy tym z najróżniejszych źródeł historycznych. – Cenne są dla nas historie świadków, choć bywają mniej dokładne niż archiwalne zdjęcia lotnicze, dzięki którym „namierzyliśmy” kilka zapomnianych obiektów. Przydają się również współczesne zdjęcia satelitarne, bo dzięki nim „widzimy” te fortyfikacje, które znajdują się na terenach prywatnych bądź wojskowych – mówi prezes GKEP. I choć na swoim koncie mają sporą liczbę odkrytych obiektów, to odratowany schron na Leszczynkach jest niewątpliwie największym sukcesem zapaleńców z GKEP.
Gdyby nie ich pasja, obiekt przypuszczalnie niszczałby nadal. W samej Gdyni jest około 300 schronów, ale również w całym Trójmieście można znaleźć wiele powojennych pozostałości, które wymagają konserwacji. Przez ostatnie 30 lat wiele z nich zniknęło z krajobrazu miasta. – Czasami były zasypywane bądź burzone, bo nie było zainteresowania ze strony władz miasta, aby taki obiekt uratować, gdyż znajdował się w „nieciekawej” lokalizacji – wyjaśnia prezes GKEP. Łatwiej jest udostępnić do zwiedzania obiekt znajdujący się w centrum miasta.
Jeszcze kilkanaście lat temu turyści nie wykazywali chęci zwiedzania powojennych obiektów. Stąd zaskoczenie, kiedy na początku marca tego roku, po dłuższej przerwie remontowej, GKEP otworzył drzwi schronu dla zwiedzających. – W ciągu kilku godzin schron odwiedziło ponad tysiąc osób – mówi pan Michał. Wśród zwiedzających były całe rodziny. – Byli również świadkowie historii. Poznaliśmy pana, który w czasie wojny ukrywał się w sąsiednim schronie. Takie momenty jeszcze bardziej motywują do działania – podkreśla pan Michał.
Dla członków GKFP zorganizowanie dnia otwartego to spore wyzwanie. – Wiadomo, wszystko robimy po godzinach, dlatego w ciągu roku planujemy dwukrotne otwarcie schronu dla zwiedzających. Przy czym każdorazowo poruszymy inną tematykę – opowiadając historię tego obiektu oraz innych ciekawych miejsc w Gdyni – mówi pan Michał.
Do użytkowania miejsca na co dzień GKEP zaprosił harcerzy i społeczny komitet na rzecz Obrony Cywilnej. – To jedyny taki obiekt w Trójmieście i w sumie dobrze, że nie jest jedynie atrakcją turystyczną. Bo łatwiej przekazuje się młodym wiedzę w miejscu przesiąkniętym historią – mówi Tomasz Pietrzak, szef Sekcji Obrony Cywilnej. W schronie mają swoje „biuro”, gdzie zdobywają niezbędną wiedzę. – Uczymy m.in., jak udzielać pierwszej pomocy, a także jak bezpiecznie eksplorować takie fortyfikacje jak ta – wyjaśnia T. Pietrzak.
Zapaleńców czeka jeszcze sporo pracy. – Musimy udrożnić wentylację, przydałoby się też stałe źródło prądu, bo jeszcze chwila, a stracimy fortunę na benzynę do agregatów – mówią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |