– Nigdy nie przypuszczałam, że zostanę siostrą zakonną. Myślałam, że mają szpilki przyczepione do głów i unoszą się metr nad ziemią. To był jakiś kosmos – mówi s. Natalia, nazaretanka.
Światowy Dzień Życia Konsekrowanego, ustanowiony przez papieża Jana Pawła II w 1997 r., obchodzony jest 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego. Stanowi on okazję do odkrywania wartości życia według rad ewangelicznych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Pójście do zakonu może spotkać się z niezrozumieniem i brakiem akceptacji ze strony najbliższych. Często towarzyszy im głos: „Marnujesz sobie życie”. Czy aby na pewno?
Ja tego nie chcę
Natalia pochodzi z Gdyni. Wychowywała się w rodzinie wierzącej, katolickiej. Pierwsze zauroczenie Panem Bogiem przeżyła w gimnazjum, podczas przygotowania do przyjęcia sakramentu bierzmowania. – Wraz z naszym duszpasterzem byliśmy na zimowym wyjeździe. Po jednej z Eucharystii, w czasie uwielbienia, doświadczyłam spotkania z żywym Bogiem. Tego, że On jest dobry i że zawsze był przy mnie – mówi. Później wstąpiła do wspólnoty młodzieżowej przy rodzinnej parafii.
– To był czas, w którym wyjeżdżałam na spotkania na Lednicę, do Taizé oraz chodziłam w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Każdego dnia odkrywałam, jak Pan Bóg działa w moim życiu – dodaje. – Gdy byłam w pierwszej klasie liceum, koleżanka zaproponowała mi wyjazd na dzień skupienia u sióstr nazaretanek. Dla mnie była to okazja, żeby się trochę pomodlić. Nie chciałam być siostrą zakonną. Nawet nie było tego w mojej wyobraźni. W tym czasie siostry urzekły mnie swoją radością i prostotą. Wcześniej w ogóle ich nie znałam. Myślałam, że mają szpilki przyczepione do głów i unoszą się metr nad ziemią. To był jakiś kosmos. Zobaczyłam, że są promienne, sympatyczne, normalne. Wtedy pomyślałam, że kiedyś jeszcze chciałabym do nich pojechać – opowiada.
Po dwóch latach Natalia pojechała do Krakowa na rekolekcje prowadzone przez siostry nazaretanki. – Miałam czas tylko pod koniec czerwca, a w tym terminie były akurat rekolekcje dla zainteresowanych życiem zakonnym. Mnie w ogóle to życie nie interesowało, jednak pojechałam. Z tych rekolekcji wróciłam jako aspirantka [pierwszym etapem formacji zakonnej u sióstr nazaretanek był wtedy aspirat ukryty – przyp. aut.]. Dostałam medalik i zobowiązałam się do głębszego rozeznawania powołania. Wróciłam do domu, nie mówiąc o niczym rodzicom – wspomina s. Natalia. Po maturze nie była jeszcze gotowa, aby wstąpić do zakonu.
– Bałam się, nie dowierzałam, że Bóg mnie powołuje. Umówiłam się z Nim, żeby w ciągu roku pokazał mi życiową drogę: Nazaret albo mąż i dzieci. Rozpoczęłam studia w Słupsku, mieszkałam w akademiku. Pewnego dnia kolega z grupy zaprosił mnie do kina. Siedziałam w swoim pokoju w powyciąganym swetrze i dżinsach. Pomyślałam, że skoro idę z kumplem, to nie będę się stroić. Gdy zobaczyłam go w drzwiach, wystrojonego, wyperfumowanego, uświadomiłam sobie, że to chyba randka. I powiedziałam wtedy w myślach: „Boże, zrób coś, ja tego nie chcę”. Najpierw uciekł nam autobus, a kiedy doszliśmy pieszo do kina, okazało się, że jesteśmy jedyną parą i dla dwóch osób nie wyświetlą filmu. Kolega się zmartwił, a ja się serdecznie ucieszyłam. To wydarzenie pokazało mi, że moje serce jest już zajęte, że nikt nie będzie mnie kochał bardziej niż Pan Jezus. W 2006 r. wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, a w 2014 r. złożyłam Bogu śluby wieczyste – mówi z dumą.
Z misją w codzienności
Magdalena urodziła się w Pile. Jako młoda dziewczyna co niedzielę uczęszczała na Mszę św. do parafii prowadzonej przez braci kapucynów, przez co życie w duchu braterstwa i ubóstwa stało się bliskie jej sercu. Do Gdańska przyjechała studiować chemię. Od samego początku miała pragnienie udzielania się w duszpasterstwie akademickim.
– Chodziłam na spotkania DA „Na Czarnej” we Wrzeszczu. Tam spotkałam siostry misjonarki ze wspólnoty Słudzy Ewangelii Miłosierdzia Bożego. Na czas wakacji siostry zaproponowały studentom wyjazd na misje ewangelizacyjne na Ukrainę. Czułam, że jest to zaproszenie dla mnie. Pojechałam i dzisiaj widzę, że to był moment, w którym Bóg pokazał mi, jak ważne jest dla Niego moje życie. Później, w czasie 5-letnich studiów, pojawiały się kolejne wyjazdy, misje m.in. w Argentynie i Hiszpanii. Wtedy zaczęłam odkrywać, że moje życie się zmienia. Miałam potrzebę i chęć dzielenia się Bogiem z innymi – mówi. Po studiach, mając stały kontakt z siostrami, wróciła do Wielkopolski, podejmując pracę zawodową i angażując się w życie rodzinnej parafii.
– Dla mnie to jednak było za mało. Chciałam więcej. Po roku pracy w laboratorium postanowiłam wrócić do Gdańska, by zamieszkać we wspólnocie z siostrami. Nigdy nie myślałam, że zostanę siostrą zakonną. Zresztą zakon kojarzył mi się wyłącznie z klasztorem i habitem, a my jesteśmy misjonarkami funkcjonującymi „w świecie” i nie mamy habitów. Żyjąc według rad ewangelicznych, jestem osobą konsekrowaną – oddaną w całości Chrystusowi – mówi s. Magdalena, misjonarka.
Na wyłączność
Życie w kontemplacyjnym zakonie, oddzielonym od świata, dla większości jest czymś trudnym do zrozumienia. Jego wartość ukazał Jan Paweł II w adhortacji „Vita consecrata” (Życie konsekrowane). „Wybierając zamkniętą przestrzeń jako środowisko życia, mniszki klauzurowe mają udział w całkowitym wyniszczeniu się Chrystusa poprzez radykalne ubóstwo, którego wyrazem jest wyrzeczenie się nie tylko rzeczy, ale także »przestrzeni«, kontaktów i wielu dóbr stworzonych”. – Nasze życie podporządkowane jest modlitwie i kontemplacji. Sama decyzja i pierwsze kroki za klauzurą bywają trudne. Jednak wraz z powołaniem Pan udziela łaski, dzięki której mam za sobą 20 szczęśliwych lat w Karmelu – mówi s. Elżbieta od Miłości i Pokoju Jezusa Chrystusa z klasztoru sióstr karmelitanek bosych w Gdyni-Orłowie.
– Najważniejsze jest dla nas to, co dotyczy Boga. Człowiek żyjący „w świecie” ma jakieś plany, zobowiązania, goni za codziennością, a my żyjemy tak, jakby czas się dla nas zatrzymał. Liczy się tylko Boży czas – dodaje mniszka. W klasztorze są też chwile rekreacji. – Każdego dnia po obiedzie i kolacji spotykamy się wspólnie, żeby ze sobą pobyć, porozmawiać, podzielić się tym, co przeżywamy, co dla nas ważne. Z okazji świąt i uroczystości tego czasu jest nieco więcej. A ponieważ Pan Jezus pragnie, byśmy mieli w sobie Jego radość, nie brak także wspólnej zabawy przy ognisku czy przedstawieniach teatralnych – opowiada s. Faustyna od Krzyża. Siostry żyją w klauzurze, której widocznym znakiem jest krata przypominająca niektórym koronę cierniową Chrystusa. – Dla mnie ta krata jest jak obrączka symbolizująca całkowite oddanie życia Jezusowi – wyjaśnia s. Elżbieta.
– To jest coś, co pozostanie tajemnicą. Mam wrażenie, że osoby, które do mnie przychodzą, czegoś z tej tajemnicy doświadczają. Klauzurowa krata przypomina także, że w nasze życie wpisane są ofiary, przez które łączymy się z jedyną Ofiarą Jezusa Chrystusa – dodaje s. Faustyna.
Przedsionek nieba
2 lutego mija 70 lat od pierwszej profesji zakonnej s. Walerii, zmartwychwstanki z Wejherowa. Od samego początku siostra pracowała jako nauczycielka i katechetka. Całym sercem była oddana swoim „aniołkom” – dzieciom, które uczyła. Wielką troską otaczała chorych, ubogich i samotnych.
– Każdy dzień przeżyty w zakonie daje mi szczęście, ponieważ jestem z Panem Jezusem pod jednym dachem i mogę codziennie przyjmować Go w Komunii św. To jest największa radość – mówi s. Waleria, pochodząca z Wileńszczyzny. – Zawsze, kiedy pisałam list do moich rodziców, zaznaczałam. „Mamusiu, Tatusiu, cieszcie się razem ze mną, bo jestem w przedsionku nieba” – podkreśla jubilatka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |