Wojciech Lis, autor ksiązki „Decybelowy obszar radiowy”, o swej niesłabnącej fascynacji radiem.
Marta Woynarowska: Radio, telewizja czy internet są najczęstszym gościem w Pańskim domu?
Wojciech Lis: Kiedyś zdecydowanie radio. O czym zresztą świadczy moja najnowsza książka, traktująca o audycjach i dziennikarzach, którzy na przestrzeni ostatnich czterech dekad prezentowali w nim swoje autorskie programy muzyczne. Audycje te były dla mnie na tyle istotne i kształtujące mój, jak i wielu innych młodych ludzi, gust muzyczny, że postanowiłem o nich napisać. Dlatego jeśli miałbym dokonać owego kategoryzowania, to kiedyś na pierwszym miejscu było radio. Dzisiaj natomiast z wielu powodów internet. Choćby dlatego, iż wiadomości dotyczące świata muzycznego, polityki, kultury, sportu czerpię z internetu, jest bowiem najszybszym źródłem informacji. A jeżeli szukam muzyki to mogę sobie wybrać wyprofilowane stacje nadające jej konkretny rodzaj. Ale chciałbym dodać, że radio jest stale obecne w moim domu. Żona bowiem pracuje w lokalnym Radiu Leliwa.
Kiedy narodziła się Pańska miłość do radia?
Jestem pasjonatem muzyki. Będąc młodym chłopakiem zacząłem słuchać „Listy przebojów” prowadzonej przez Marka Niedźwieckiego w Programie III Polskiego Radia. Pamiętam dokładnie moment, kiedy w 1985 r. był nadany utwór „Horror” Oddziału Zamkniętego. Ponieważ był w „poczekalni”, zatem nie został puszczony w całości. Czekałem więc na następne wydanie „Listy”, licząc na pełną wersję. Jednak moje początki radiowe, to Program I PR, którego słuchali moi rodzice, w tym takich audycji jak „Sygnały Dnia”, „Radio kierowców” czy „Lato z Radiem”. Naturalnie kręcąc gałką odbiornika natrafiałem na inne stacje nadające muzykę. W ten sposób odkryłem m.in. „Rozgłośnię Harcerską”, gdzie muzyki było bardzo dużo, i to z nurtu tej niepokornej. Dzięki niej poznałem moich radiowych mentorów, którzy w fascynujący sposób opowiadali o prezentowanych utworach i ich wykonawcach.
W pewnym momencie pasja spowodowała, że sam stał się Pan radiowcem.
Od 2000 r. przez osiem lat byłem związany z naszą lokalną rozgłośnią Radiem Leliwa mającym swoją siedzibę w moim rodzinnym Tarnobrzegu. Jeszcze jako uczeń podstawówki bardzo chciałem pracować w radiu i prezentować muzykę. Nagrywałem się nawet na kasety magnetofonowe, zapowiadając utwory różnych zespołów. Nagrania te zachowały się do dzisiaj, chociaż w głosie kilkuletniego chłopca trudno rozpoznać siebie. (uśmiech) Później, już jako nieco starszy i bardziej świadomy, zacząłem odczuwać stres, że nie podołam wyzwaniu. W Leliwie trafiłem do działu informacji lokalnych. Był to fascynujący i bardzo dobry okres w moim życiu. Tam bowiem nie tylko mogłem realizować marzenia, ale spotkałem także miłość życia – moją żonę Ewę, która pracuje w tarnobrzeskiej rozgłośni do dzisiaj.
Z zamiłowania do radia powstały Pańskie książki. Najnowsza to „Decybelowy obszar radiowy”.
Pierwsza była „Jaskinia hałasu”, napisana wspólnie z Tomkiem Godlewskim, traktująca o narodzinach muzyki heavy metalowej w ówczesnej PRL. Gromadząc materiały do niej przepytałem kilku dziennikarzy radiowych, m.in. Romana Rogowieckiego i Krzysztofa Brankowskiego. Po ukazaniu się drugiego wydania „Jaskini” uznałem, że dobrze stałoby się, gdybym rozwinął temat, ale skupiając się na muzycznych audycjach i ich autorach, promujących polskiego rocka. Zwróciłem się z prośbą o podzielenie się wspomnieniami do tuzów polskiej radiofonii. Różnymi sposobami udało mi się dotrzeć do wielu z nich, w tym do nestora pana Marka Gaszyńskiego, na którego audycji „Muzyka Młodych” się wychowałem. Naturalnie parę osób nie odpowiedziało z różnych względów. Niemniej aż 70 radiowców udało mi się zaprosić na łamy książki. Tak powstał „Decybelowy obszar radiowy”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |