– Miarą wartości warsztatów są osobiste sukcesy uczestników – podkreśla Zofia Trochimowicz-Warga.
Pani Ania...
dzisiaj w niczym nie przypomina dziewczynki sprzed wielu już lat, kiedy pierwszy raz zobaczyła ją Z. Trochimowicz-Warga. – To była właściwie interwencja – wspomina szefowa.
– Mieliśmy informację, że w jednej z wiosek w chlewie, razem ze świniami, mieszka dziecko. Kiedy weszliśmy, trudno było wypatrzyć jakieś ludzkie stworzenie. Dopiero gdy Ania poruszyła się, zobaczyłam, jak w kopie słomy zmieszanej z obornikiem błysnęły oczy. Dziewczyna była w opłakanym stanie. Musieliśmy obciąć jej włosy, bo był to jeden wielki kołtun. W całe ciało miała powbijaną słomę, którą trzeba było wyciągać źdźbło po źdźble. Odkażać rany, smarować je, by się goiły i pozostawiały jak najmniej widoczne w przyszłości blizny. To trwało bardzo długo. Niestety, na twarzy Ani ślady po rankach pozostały, choć nie są aż tak bardzo wyraźne. Dziewczynka nie potrafiła mówić, nie wspominając już o pisaniu czy czytaniu. Była zamknięta w sobie, bardzo nieufna, wycofana. Na warsztatach nauczyła się liter, potrafi przeczytać, napisać i stała się bardziej otwarta. Nabrała także pewności siebie.
– Kiedyś podczas jednej z uroczystości gościliśmy władze miasta – opowiada Z. Trochimowicz-Warga. – Wspomniałam o Ani. Wszyscy wyrazili chęć poznania tej niezwykłej dziewczyny. Poprosiłam którąś z koleżanek, by ją zaprosiła do mojego gabinetu. Po kilku minutach wróciła sama z nietęgą miną, informując, że Ania nie przyjdzie. Otóż, zapytała terapeutkę, kim są osoby, które chcą ją poznać – panie czy panowie. Słysząc, że sami panowie, stwierdziła krótko: „Jestem kobietą, więc jeżeli chcą się ze mną przywitać, muszą się pofatygować do mnie”. Powiem szczerze, że mimo bladości koleżanki z obawy na reakcję oficjeli, mało nie pękłam z dumy. To była jedna z najwspanialszych chwil w mojej pracy. Ta dziewczyna, która mieszkała razem ze świniami, stała się prawdziwą kobietą, ceniącą swoją godność.
Pani Ania najbardziej lubi rysować, ale chętnie bierze udział także w innych zajęciach. – Bardzo lubię warsztaty, ponieważ jest mi tu bardzo, bardzo dobrze – zaznacza. – I nie lubię, gdy są wakacje i panie mają urlopy, bo nie mamy wtedy zajęć.
W ciągu 35 lat działalności WTZ, prowadzonych przez tarnobrzeskie Koło Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, przewinęło się przez nie 1300 uczestników. – Jedni odchodzą, bo znajdują pracę, inni zakładają rodziny i wyjeżdżają do większego miasta lub za granicę, gdzie łatwiej o zatrudnienie. I to cieszy, bo oznacza, że nasza praca, starania przynoszą wymierne efekty i pozwalają ludziom normalnie żyć, pracować, cieszyć się swoimi dziećmi – zaznacza Z. Trochimowicz-Warga.
6 maja zainaugurowane zostały obchody 35-lecia tarnobrzeskiego Koła PSOUU, które swój huczny finał będą mieć jesienią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |