On widzi dalej

Straciła własne dziecko, świadomie adoptowała chore. Mówi, że Bóg, zabierając, daje, a kiedyś wytłumaczy sens.

Błogosławiona strata

Po utracie dziecka V. Tomczyk potrzebowała kilku lat, by przepracować w sobie tę sytuację. – Ból, jaki rodzi śmierć dziecka, niezależnie od tego, w którym momencie jego życia to następuje, zawsze jest tragedią osobistą, rodzinną i niczym nie da się go pomniejszyć. Mówią: „Czas goi rany”. Powiem z całą odpowiedzialnością: bzdura, nie da się odłożyć na bok, zapomnieć czy „zastąpić” zmarłego dziecka kolejnym. To dziecko miało naszą miłość, nasze oczekiwanie, troskę – ono już miało swoje imię. Każde kolejne będzie nosiło inne – własne. A to, które odeszło, nigdy nie powie do nas: „mamo, tato”... – przekonuje. Kobiety w takim położeniu spotykają się często z niezrozumieniem otoczenia, które niejednokrotnie bagatelizuje lub pomniejsza tę tragedię, bo przecież poronienie zdarza się na takim etapie, gdy ciąża jest jeszcze niewidoczna. Tymczasem matka widzi to zupełnie inaczej. – Gdy wrócimy ze szpitala do pustego domu, popatrzymy na pierwsze zrobione już zakupy i uświadomimy sobie, że naszemu maluszkowi nie założymy tych śpioszków z misiem, łóżeczko będzie puste, grzechotki pozostaną nietknięte i gryzaka nikt nie pogryzie, to wtedy nie ma nic – nie ma radości, nie ma sensu, nie ma perspektyw na jutro, nie ma nas w nas. Na ulicy widzimy niemal same ciężarne lub potencjalnie do tego zdolne. My jesteśmy ten inny, „wybrakowany” gatunek – mówi V. Tomczyk.

Rodzina, znajomi w takiej sytuacji często wychodzą z założenia, że lepiej tego tematu nie dotykać, bo wtedy rozdrapuje się ranę. Tymczasem rodzicom osieroconym potrzeba wsparcia, potrzeba, by ktoś był obok, czasem porozmawiał, a czasem pomilczał. Próba pomniejszania czy bagatelizowania wywołuje jeszcze większy ból. Dobrze, że dzisiaj rośnie świadomość prawa do odebrania ze szpitala dziecka utraconego na każdym etapie ciąży. Rośnie także świadomość, że takie dzieci mają prawo do pogrzebu. Gdy pani Violetta utraciła dziecko, wyglądało to dużo gorzej. – Idąc na cmentarz, przeżywamy, że nawet świeczki nie mamy gdzie postawić, bo nikt nam nie powiedział, że mamy prawo do odebrania doczesnych szczątków naszego dziecka. Nie mamy aktu zgonu. Mogliśmy ubiegać się o ten dokument, ale nikt nie traktował nas poważnie, bo to dopiero któryś tydzień – żali się V. Tomczyk. W końcu, po długim procesie przepracowania, mama utraconego dziecka nazywa to przeżycie błogosławioną stratą.

– Jestem osobą wierzącą i jestem przekonana, że nie ma przypadków w naszym życiu. Nie zawsze muszę widzieć sens wydarzeń, moja zdolność widzenia to co najwyżej najbliższy zakręt. Bóg widzi nie tylko dalej, ale widzi całość, i w tej perspektywie poszczególne wydarzenia nabierają innego charakteru. Gdyby nie to doświadczenie, bolesne i przerażająco trudne do zniesienia, nie byłoby tego, co teraz, nie byłoby pokory w przyjęciu obecnych doświadczeń. Nie rozumiem, buntuję się – pewnie, w końcu pragnęłam ich fizycznej obecności w naszym życiu, ale wiem, że moje dzieci, te, których nie dane mi było przytulić, są w ramionach najlepszego Ojca, choć wolałabym, żeby było inaczej. Choć trudno w to uwierzyć, to zabierając, Bóg daje. A kiedyś pewnie wytłumaczy sens, którego teraz jakby nie widać – mówi V. Tomczyk.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg