Brytyjskiej ambasady w Warszawie pilnuje policja. Ale przed budynkiem nie ma agresji. Jest głęboka modlitwa za Alfiego.
Policyjny patrol stoi przy ul. Kawalerii 12 od wczoraj. Ale jest spokojnie. Na daleki Ujazdów, na uliczkę schowaną w przyparkowej zieleni, trudno trafić. Nie ma więc tłumów, jednak co chwilę ktoś przystaje, modli się, żegna. Przed wejściem do ambasady, na brukowej kostce leżą pluszaki, świeże kwiaty, dziecięce rysunki. Płoną znicze i świeczki ustawione w imię "Alfie". Ktoś przykleił zdjęcie małego Alfiego Evansa, któremu brytyjscy lekarze nie dają szans na przeżycie,i któremu równocześnie tamtejszy sąd nie zezwolił na leczenie w dziecięcej klinice we Włoszech.
- Przyszłam tutaj, żeby poprzeć rodzinę chłopca. Sama mam wnuczka w podobnym wieku i bardzo tę sprawę przeżywam. Wyobrażam sobie przez co przechodzą rodzice. Opiekują się bardzo chorym dzieciątkiem, a na dodatek muszą walczyć z państwem i lekarzami. To okropne! - oburza się emerytka, która przyszła przed ambasadę ze zniczami.
Wczoraj wieczorny różaniec za Alfiego, przed ambasadą odmówili studenci. Zwołało ich na portalu społecznościowym Akademickie Stowarzyszenie Katolickie "Soli Deo".
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
Na znak solidarności z chorym chłopcem, wielu mieszkańców przynosi maskotki
- Byłem tutaj wczoraj, przyszedłem także dzisiaj, bo chciałem zaprotestować wobec polityki, jaką w tej sprawie prowadzi Wielka Brytania. Można powiedzieć, że takie jest brytyjskie prawo, ale jak pokazuje przypadek Alfiego - ono jest nieludzkie. Oburza też postawa moralna sędziów - mówi Konrad Wieczorek, student prawa na Uniwersytecie Warszawskim. - To wielka hipokryzja, bo Wielka Brytania uważa się za państwo praworządne i prawa człowieka uważa za jedne z najważniejszych w swoim prawodawstwie, a sądy wydały wyroki sprzeczne z podstawowym prawem, jakim jest prawo do życia. Mam nadzieję, że te wszystkie wystąpienia, gesty solidarności, nie tylko w Wielkiej Brytanii czy w Polsce, ale i na całym świecie, poruszą sumienia sędziów. Jest to też przyczynek do tego, żeby przyjrzeć się prawodawstwu brytyjskiemu i unijnemu pod tym kątem. Także dyskusji o prawie rodzicielskim, które w przypadku rodziny Evansów zostało naruszone. Nie może być tak, żeby rodzice nie mieli wpływu na leczenie dziecka, nie mogli go po prostu wypisać ze szpitala i zabrać do domu lub innego szpitala.
- Nie jestem lekarzem i może stan chłopca jest rzeczywiście zły. Ale odmawiać mu możliwości leczenia w innym kraju, to okrucieństwo - mówi Anna Dobroczyńska, mama dwójki dzieci, komentując wczorajszą decyzję sądu apelacyjnego, który nie zezwolił na przewiezienie Alfiego do oferującej pomoc rzymskiej kliniki dziecięcej. - Ile razy słyszeliśmy o tym, że lekarze się pomylili, postawili złą diagnozę, że jeden szpital rozłożył ręce, a w innym pacjenta wyleczyli. Jeśli jest szansa, trzeba ją wykorzystać - dodaje pani Anna.
Dzisiaj również o godz. 22 odbędzie się wspólna modlitwa przed ambasadą, przy ul. Kawalerii 12.
Czytaj także:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |