Albo jedzie. Albo zderza się z innym składem, gdy pan Tadeusz się zagapi. Ale bez obaw. Tylko w jego ogrodzie.
Gang Olsena
Można to wszystko podejrzeć przez siatkę posesji na obrzeżach Czarnego. Właśnie robi to Marcel, kilkulatek od sąsiadów, który chętnie zamieszkałby tu na stałe, a nie tylko bywał od czasu do czasu, znajomością miniaturowego taboru zyskując miano „zawiadowcy”. Dzięki uprzejmości gospodarza makietę oglądają także przygodni zainteresowani (niektórzy dowiedzieli się o atrakcji z telewizji), uczestnicy turnusów rehabilitacyjnych z Domu Pomocy Społecznej czy przybywający z daleka miłośnicy modelarstwa kolejowego. Tych ostatnich, specjalizujących się w skali G, jest w Polsce co najmniej kilkunastu.
T. Żyła ma okazję podziwiać ich zbiory i prezentować elementy własnego podczas zjazdów kolekcjonerów w Iławie, Piotrkowie Trybunalskim, Poznaniu. Z tych spotkań rodzą się niekiedy nowe pomysły, na przykład by wgrać muzykę z filmu „Gang Olsena” do jednej z lokomotyw, która pociągnie pełen złota zielony wagon filmowego Egona. Tu można też podpytać kolegów, jak wykonać sprawnie działające rogatki lub za kilka miesięcy powiadomić ich, że opracowało się już na to własny patent. Wiele rozwiązań to bowiem kwestia smykałki, bo choć niektóre modele lub ich elementy są kupione na internetowej aukcji eBay, to w dużej mierze makieta jest wykonana własnoręcznie z odpadków: rurek, blachy miedzianej, drewna, plastiku.
Bez rozgłosu
Na posesji państwa Żyłów katastrofa kolejowa jest na porządku dziennym – wystarczy, że wiatr przerzuci żwir na tory i wykolejenie składu pędzącego z prędkością 16–28 km/h gotowe (w odwodzie na jednym z przydworcowych parkingów czekają: nysa „erki”, milicyjny polonez, pojazd straży pożarnej, jelcz PKS). Albo wystarczy, że żona pana Tadeusza zbyt zamaszyście wyjedzie z garażu i zahaczy błotnikiem samochodu o makietę. Uuu... Nie, nie, to żadna katastrofa, uspokaja pan Tadeusz, wdzięczny małżonce za cierpliwość wobec jego pasji, która pochłania nie tylko pieniądze. Bo, jak to na kolei: on kładzie się późno spać, a wstaje wcześnie, by w piwnicy dopracowywać dworce, nastawnie, rogatki... – To się może zdarzyć. Dzisiaj to naprawię, to żaden problem – zerka na zmiażdżoną makietę i dodaje zadowolony, że żona polubiła nie tylko kolejki pędzące po całym ogrodzie, ale i podziwianie ich z mężem ciepłymi wieczorami. – Jej wyrozumiałość jest ogromna. Dlatego ja też muszę być wyrozumiały, gdy ona mi lampę przejechała... Pan Tadeusz czuje satysfakcję, że to, nad czym pracuje od dwóch lat, podoba się innym, choćby Marcelkowi. – Specjalnie tego nie nagłaśniam, bo to przecież nie jest park rozrywki, ale przychodzi tutaj wiele osób, chętnie je oprowadzam. No i mnie samego to cieszy: że nie marnuję czasu przed telewizorem, że wykorzystuję go, tak sądzę, odpowiednio – zastanawia się. – Bo myślę, że to dobrze, gdy coś robimy – jeden łowi ryby, inny zbiera grzyby. Wszyscy jesteśmy do czegoś stworzeni. A do czego jest stworzony Tadeusz Żyła? Do kolejek? – Tak, myślę, że tak – przytakuje (acz zaznacza, że to tylko jedna z jego wielu pasji). I zaraz rozwija nowe modelarskie „powołanie”: dwie gondole kolejki linowej, przesuwające się leniwie nad oczkiem wodnym...
Modelarstwo kolejowe
Sięga początków historii kolejnictwa. W połowie XIX w. pojawiły się modele kolejek z drewna i metalu, które ciągnęło się na sznurku. Te z własnym napędem na szynach zaprezentowała w 1891 r. niemiecka fabryka Märklin (co ciekawe – wyspecjalizowana w produkcji zabawek dla dziewczynek).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |