Pilski Teatr Tańca

Kiedy wychodzą na scenę, niepełnosprawność ani ich nie ogranicza, ani nie definiuje. Ruchem oddają to, czego nie potrafiliby zrobić słowem − on zaciera deficyty.

Nie o nagrody

Z „Samotnością” pojechali na festiwal organizowany przez Annę Dymną. Z Wrocławia wrócili z trzecim miejscem. Tańczą też na gdyńskim Przeglądzie Teatrów Amatorskich „Kurtyna”. – Na otwartym festiwalu jesteśmy doceniani, ale nigdy nie wygramy. Nie jesteśmy w stanie konkurować z aktorami pełnosprawnymi. Niepełnosprawność nie jest sprawiedliwa. Przygotowanie naszego spektaklu trwa rok, spotykaliśmy się nawet w wakacje. Razem wychodzi prawie 600 godzin. Gdyby sprawne dziecko tyle ćwiczyło, mogłoby śmiało stratować w Mam Talent – konstatuje Ewa, ale przyznaje, że walczą nie o nagrody. – Naszym celem jest pokazywać ideę szerzenia twórczości osób niepełnoprawnych. I nie dać wyrwać sobie radości z tego, co się robi – dodaje.

Ich spektakle nie są łatwe. Na pewno nie przypominają teatru szkolnego. Za to widać wyraźnie inspiracje (i to nie tylko w nazwie) Polskim Teatrem Tańca. Na kursie instruktorskim Ewa poznała Piotra Chudzickiego, tancerza poznańskiego teatru i choreografa. Kiedy do nich przyjechał, pokazali mu, co potrafią i czego oczekują. Wykorzystując potencjał aktorów, razem przygotowali „Obcego”.

Niepełnosprawny: kosmita

Tancerze są w prochowcach. Zdejmą je dopiero po prysznicu. Zrzucą jak symboliczne płaszcze strachu. – Obcy budzi wiele pytań. Skąd się wziął, dlaczego? Jest obcy, więc lepiej nie patrzeć mu w oczy, bo może się stać coś strasznego. Obcy to niepełnosprawny. Nie wiadomo, skąd pojawia się w rodzinie, na osiedlu, w szkole. Wszyscy się go boją. Niepełnosprawni są jeszcze w Polsce traktowani jak kosmici – kiwa ze smutkiem Ewa. – Czuję się tarczą dla dzieci, które nie zawsze rozumieją świat wokół nich. Dla nich wszystko jest prostsze, łatwiejsze w intencjach. Na przykład śmiech. Śmiech jest śmieszny, niezależnie od tego, z czego ktoś się śmieje. Jest śmieszny, nawet jeśli ktoś śmieje się ze mnie. Raz na rekolekcjach, na które często jesteśmy zapraszani, trzech chłopców się śmiało. Nie wiem z czego, nie pytałam. Poprosiłam, żeby wyszli – opowiada. Traktuje swoich uczniów z szacunkiem. Nie obiecuje czegoś, czego nigdy nie będą mieli. Nie będzie księcia na koniu, białego welonu, własnego mieszkania i fajnej pracy. Za to mogą być budujące ego oklaski, satysfakcja z dobrze zagranego spektaklu, rozwijana pasja.

Ryczeć i tańczyć

Emilkę i Weronikę zawsze zjada trema. – Kiedy mam wychodzić na scenę, to coś mnie w żołądku ściska. Boję się, żeby wszystko poszło dobrze, żeby niczego nie pomylić, bo wtedy i inni się pomylą – przyznaje obcięta na chłopaka Emilka. Marta przysłuchuje się rozmowie i w końcu oznajmia: – A ja nie mam wcale tremy – zapewnia. Takie jak Marta tancerki z zespołem Downa są w grupie jeszcze trzy. – Moje największa zaskoczenie to Asia. Dołączyła do zespołu, bo Marta, jej koleżanka z klasy, tańczy. Jeździła z nami, ale była całkowicie poza grupą, obok. Z nikim nie rozmawiała, nie wchodziła w interakcje. Aż nagle zaczęła gadać, częstować ciastkami, soczkami. Otworzyła się niesamowicie. Ja bym już dała jej diagnozę autystyka, a to petarda komunikacyjna! – cieszy się Ewa. Każdy z jej podopiecznych zrobił jakiś postęp, każdy coś zyskał: lepszą koordynację ruchową, kompetencje społeczne, większą wrażliwość. Jeden przez drugiego opowiadają, że fajnie jest tańczyć i jeździć na występy (z obowiązkowym przystankiem w McDonaldzie) i miło odbierać gratulacje od całej szkoły. – Dużo ćwiczymy. Codziennie. To ciężka praca – machają głowami. – Ale: ryczeć i tańczyć! – za śmiechem cytują nieformalne hasło zespołu.

Żeby widz nie mógł spać

Na barkach drobniutkiej Wiktorii spoczywa ciężar głównych ról. Jej talent doceniło jury festiwalu u Anny Dymnej, przyznając tancerce nagrodę indywidualną dla najlepszej aktorki. Gdy proszę, żeby coś zatańczyli, to ona czuwa nad tym, żeby reszta wiedziała, kiedy się obrócić, a kiedy podskoczyć. W rytmie latynoskiego przeboju deficyty się zacierają. Nawet Martyna, która chwilę wcześniej milczała i uciekała wzrokiem, w tańcu łapie kontakt z obcym światem. – Po występie we Wrocławiu podeszła do mnie Wiktoria. „Daleko zaszliśmy, proszę pani” − powiedziała. Pomyślałam, że to prawda. Wyróżnienia, nagrody? Pewnie, że są ważne i miłe. Ale jedną z najważniejszych nagród był… SMS od mojego teścia. Taki niewylewny facet, twardy Kaszub, napisał mi, że po spektaklu nie mógł spać, całą noc oglądał go w głowie. Pomyślałam sobie, że skoro udało się kogoś tak poruszyć, to to działa. Zmieniam więc swoje sportowe myślenie: nie o złote medale chodzi, ale o to, żeby widz nie mógł spać – śmieje się Ewa, z zadowoleniem patrząc na swoich tancerzy.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg