I już wiadomo, o co chodzi: gdy dziecko wkracza w wiek kilkunastu lat, świat staje na głowie. Jak nie zwariować?
Niby nic w tym nowego: gdy dziecko zaczyna dorastać, z miłego i kochanego dzieciaczka przepoczwarza się w pełną hormonów, zbuntowaną istotę. Poziom tego sprzeciwu bywa różny. Od łagodnego okresu „burzy i naporu”, przez ostrzejsze wyskoki, aż do sytuacji skrajnie trudnych, gdy rodzice załamują ręce i czują się zupełnie bezradni. Jak przetrwać czas trzaskających drzwi z dobrym dla dziecka i rodziców skutkiem? Jakimi zasadami się kierować, by wesprzeć nastolatka w trudnym procesie dojrzewania, a kiedy prosić o pomoc specjalistów? Podpowiadamy.
Początki…
Gdy rodzice maluszków płaczących w nocy, mających kolki albo w okresie buntu dwulatka słyszą: „Małe dzieci – mały kłopot…”, zupełnie w to nie wierzą. Ostatecznie co może być trudniejszego niż nieprzespane noce? Potem, gdy dzieci są kilkuletnie, urocze i kochane, rodzice myślą sobie: „Moje dziecko jako nastolatek będzie równie świetne. Pewnie błędy wychowawcze sprawiły, że syn sąsiadów szaleje”. Czas jednak pędzi. Gdy dziecko wchodzi w nastoletniość, u rodziców pojawia się zaskoczenie i powątpiewanie w kompetencje wychowawcze. Bardzo mocno czas ten uczy pokory. Wielu rodziców dorosłych już nastolatków mówi wprost: czas dojrzewania dziecka był też czasem… dojrzewania rodziców.
„Od 11. urodzin zaczynamy mieć pewne przeczucia, gdy skończy 13 lat, nie mamy już najmniejszych wątpliwości, że nasze dziecko wkroczyło w okres dojrzewania. Obawiamy się trzaskających drzwi, głośnej muzyki, skłonności do brawury. (…) rzeczywistość jednak przerasta nasze najśmielsze oczekiwania – nigdy tak naprawdę nie spodziewamy się tego, co się wydarzy, bo właśnie do tego sprowadza się dorastanie: zaskoczyć rodzica! Tak, dziecko rośnie i szykuje się, aby na dobre nam się wymknąć. (…) Dojrzewanie to okres przejściowy zarówno dla nastolatka, jak i rodzica. Mieliśmy dziecko, później będzie ono dorosłe. A w międzyczasie? To skomplikowane!” – to fragment książki „Już się nie rozumiemy!” Isabelle Filliozat, który dość trafnie definiuje stan, w który wpadają całe rodziny. Bo nastoletni czas córki lub syna dotyka wszystkich: rodzeństwa, rodziców, czasem dalszych krewnych. I mimo że teoretycznie wszyscy wiedzą o buntach, wcale nie jest łatwo podejść do tego czasu w sposób mądry. Przecież wszystko dzieje się pod jednym wspólnym dachem.
– Pamiętam, gdy sama byłam nastolatką, a moi bracia mieli po kilkanaście lat. Trochę wariowali, trochę ja się buntowałam. Jednak czasy były inne – mówi pani Magda, matka 16-letniego Bartka. Chłopak sprawia ostatnio wiele problemów: ma bardzo słabe oceny w szkole, próbuje wagarować. Matka obawia się, że eksperymentuje z alkoholem i trawką. – Nigdy nie sądziłam, że na nas to trafi. Jesteśmy dobrą, kochającą się, pełną rodziną. Jednak mam wrażenie, że współczesne nastolatki żyją w bardzo szybkim świecie, pełnym zasadzek, ryzyka i wielu niebezpieczeństw. Nie przed wszystkimi jesteśmy w stanie cały czas je chronić…
Rodzice mają świadomość, że spoczywa na nich ogromna odpowiedzialność, by wyprowadzić rozwichrzonego potomka na człowieka. Nastolatek tymczasem robi wszystko, żeby zniechęcić rodzica do działań wychowawczych. – Staramy się z mężem dawać Bartkowi poczucie bezpieczeństwa, pomagać, mówić, że może na nas liczyć, ale też pokazywać granice. I napotykamy agresję, mur. Syn nie życzy sobie żadnej ingerencji w skomplikowany proces dorastania – mówi pani Magda.
To sytuacja niby patowa…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |