Trudno przecenić znaczenie seriali telewizyjnych w promocji „postępowych” przemian obyczajowych.
Prawie wszyscy zgadzają się w sprawie szkodliwej roli pornografii. Temat ten poruszany jest najczęściej w kontekście łatwego dostępu do tych treści w internecie. Wiąże się to jednak z innym, nie mniej groźnym zagadnieniem, jakim jest seksualizacja kultury masowej. Już w latach 60. ubiegłego wieku w swoim studium „Miłość i odpowiedzialność” poruszył tę sprawę bp Karol Wojtyła. Jego uwagi o przenikaniu treści pornograficznych do dzieł sztuki i kultury wydają się prorocze. Nigdy zjawisko to nie miało jednak tak masowej skali jak obecnie, kiedy w imię wolności artystycznej granice tego, co można pokazywać na ekranie, przesuwają się coraz bardziej. Każda próba zahamowania tego nurtu ściąga oskarżenia o ograniczenie wolności twórczej.
Do najpopularniejszych, obok transmisji sportowych, programów telewizyjnych należą seriale. Najpierw oglądamy je w telewizji, potem trafiają na płyty DVD, a w końcu na coraz bardziej popularne platformy VOD. Walczymy z pornografią w internecie, ale należy zapytać, czy nie jest pornografią prezentacja w telewizyjnych produkcjach wyrazistych scen gwałtu i różnych rodzajów seksualnej przemocy. W najpopularniejszych, dostępnych również w Polsce serialach przykładów takich znajdziemy mnóstwo. Zdarza się, że niektóre sceny wzbudzają protesty bardziej wrażliwych widzów.
Pornografia przemocy
W „Grze o tron” - serialu będącym ekranizacją bestsellerowego cyklu George’a R.R. Martina - podobnie jak w wielu innych współczesnych filmach, nie brakuje brutalnych scen. Można by to nawet określić jako swoistą pornografię przemocy. Pewien fan „Gry o tron” obliczył, że do sezonu piątego w serialu znalazło się około 50 scen gwałtów. Protesty widzów wywołała scena gwałtu dokonanego przez Ramsaya Boltona, jednej z najbardziej odrażających postaci, na Sansie Stark. Widzami bardziej wstrząsnął emocjonalny kontekst czynu, bo akurat w tym wypadku twórcy skierowali kamerę na przymusowego świadka wydarzenia. Ale nie brakuje epizodów bardziej wyrazistych, jak np. scena nocy poślubnej młodziutkiej Daenerys Targaryen i wodza dzikich Dothraków czy stosunku kazirodczego Cersei i Jaime’a Lannisterów, kiedy obok spoczywa ich zamordowany syn. Na kierowane przez widzów zarzuty twórcy mają prostą odpowiedź: „Gwałt i przemoc były udziałem każdej toczonej wojny od czasów starożytnego Sumeru aż do dzisiaj”. Kiedy zarzuty dotyczą serialu o tematyce współczesnej, słyszymy, że to, co dzieje się na ekranie, jest odbiciem rzeczywistości i zwraca uwagę na palące problemy współczesności.
Idąc śladem tego rozumowania, można dojść do wniosku, że im więcej molestowania w filmach, tym mniej go w realu. W imię tej racji aktorzy, a szczególnie aktorki występujące w „odważnych” scenach, poświęcają się dla dobra ogółu. Oczywiście dobrowolnie. Wszyscy wiemy, że to czysta hipokryzja, bo tak naprawdę seks i przemoc w produkcjach mają przede wszystkim walor komercyjny.
„Gra o tron” to tylko jeden z przykładów, bo gwałty, różnego rodzaju orgie czy seks w połączeniu z ogromną dawką przemocy stały się nieodzownym składnikiem wielu seriali. Wystarczy przypomnieć niektóre sceny „Rzymu”, „Spartakusa” czy „Wikingów”. Historycznym produkcjom nie ustępują wcale współczesne. Wymieńmy choćby najpopularniejsze, jak wampiryczna „Czysta krew”, gdzie ilościom krwi lejącej się z ekranu pozazdrościć mogłyby stacje krwiodawstwa, a sceny seksu są tak bulwersujące, że zostały nawet usunięte z YouTube z powodu – jak czytamy na stronie portalu – „zasad dotyczących nagości i treści pornograficznych”. Podobne sceny znajdziemy m.in. w „Outlanderze”, „Dziewczynach” czy – chyba najpopularniejszym ze współczesnych seriali – „Californication”, gdzie zachwyt niektórych poważnych krytyków wzbudziła scena seksu oralnego w kościele. Dlaczego? Ponieważ serial przełamuje tabu. Wymienione wyżej tytuły stanowią tylko wierzchołek góry lodowej, a inwencja twórców w tej dziedzinie nie ma granic.
Pornograficzne akcenty, jakie znajdujemy w mainstreamowych produkcjach przeznaczonych dla masowej widowni, to tylko jedna strona medalu. Druga jest równie groźna, chociaż bardziej złożona.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.