Całe szczęście moja, że mama nie rozważała aborcji w ogóle. Wiedziała, że tego nie zrobi. Dla niej to nie był „wybór”.
– Dzieci, które zgodnie z tzw. „przesłanką eugeniczną” mogą być legalnie abortowane to dzieci z takim samym kariotypem jak mój – mówi Katarzyna Waliczek, która urodziła się z Zespołem Turnera. Nawiązując do protestów wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego uznającego przesłankę eugeniczną za niezgodną z Konstytucją, Katarzyna Waliczek wyraża smutek, że tak wiele osób w imię prawa kobiety do wyboru godzi się na pozbawianie dziewczynek takich jak ona prawa do życia. Dlaczego angażuje się w działalność pro – life? Jak podkreśla, pierwszym impulsem była dla niej lekcja historii w szkole podstawowej, na temat starożytnej Sparty. Uświadomiła sobie wówczas, że jej samej nikt nie dałby tam żadnych szans.
KAI: Urodziła się Pani z Zespołem Turnera. Zgodnie z tzw. „przesłanką eugeniczną” to schorzenie, które kwalifikuje dziecko do aborcji.
– Zespół Turnera to problem dziewczynek. Polega on na tym, że jeden z chromosomów ”x” jest nieobecny lub uszkodzony. Wiąże się to z obrzękiem płodu, częsta jest wada serca. Potem ujawniają się problemy hormonalne, powodujące opóźnione dojrzewanie, bezpłodność, niskorosłość, choć dziewczynki odpowiednio leczone hormonem wzrostu osiągają wzrost zupełnie przeciętny.
Gdy moja mama była ze mną w ciąży widać było, że nie rozwijam się prawidłowo, byłam mniejsza niż być powinnam. Gdy się urodziłam, miałam bardzo poważne problemy zdrowotne, choć diagnoza zapadła dopiero, gdy miałam ok. 10 lat.
Dziś mam lat 28. Oczywiście doświadczam pewnych trudności zdrowotnych, leczę się. Natomiast ukończyłam dwa kierunki studiów – filozofię na UJ i pedagogikę specjalną. Kończę studia doktoranckie z filozofii. Dwa lata uczyłam etyki. Obecnie pracuję jako nauczyciel wspomagający ucznia z niepełnosprawnością. Od kilku lat jestem w szczęśliwym związku. Nie wydaje mi się, że moje życie jest jakieś gorszej jakości niż życie kobiety zdrowej.
KAI: Czy Pani rodzicom proponowano aborcję?
– Oczywiście. Nie było wprawdzie konkretnej diagnozy ale widać było, że coś jest nie tak, więc lekarze proponowali mamie aborcję jako optymalne rozwiązanie. Ja urodziłam się w 1992 r., czyli rok przed uchwaleniem ustawy o ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Warto przypomnieć, że aborcja była wówczas szeroko dostępna i proponowana przez lekarzy wcale nie koniecznie w związku z jakąś wadą czy chorobą dziecka. Jak wspomina moja mama, gdy ja się rodziłam, w tej samej części szpitala leżały kobiety w ciąży i te, które urodziły dziecko oraz te, które miały skierowanie na aborcję. Natomiast moje siostry – bliźniaczki – przyszły na świat w 1994 r. Już rok po uchwaleniu ustawy atmosfera była zupełnie inna.
Całe szczęście moja, że mama nie rozważała aborcji w ogóle. Wiedziała, że tego nie zrobi. Dla niej to nie był „wybór”.
KAI: Od 10 lat związana jest Pani z ruchem pro – life. Czy Pani osobista sytuacja miała wpływ na to zaangażowanie?
– Myślę, że bardzo duży. Pamiętam, że kiedy byłam w 4 klasie szkoły podstawowej, nie wiedziałam jeszcze, co to jest Zespół Turnera, ale miałam świadomość, że po urodzeniu potrzebowałam wsparcia i poważnych interwencji medycznych. Wtedy na historii rozmawialiśmy o starożytnej Sparcie, gdzie dzieci chore i niepełnosprawne – były eliminowane. Przyszło mi wtedy do głowy, że dziecko takie jak ja nie miałoby tam żadnych szans.
W liceum z kolei przeżywałam tzw. sprawę R. R przeciwko Polsce. R. R. to kobieta, która złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, z uwagi utrudniania przez szpitale i ostatecznie uniemożliwienie dokonania aborcji córki z Zespołem Turnera. Skarga tej Pani została uwzględniona i otrzymała ona ogromne odszkodowanie. Uświadomiłam sobie wówczas, że sprawa ta dotyczy tego samego schorzenia, które mam ja i moje znajome z grupy wsparcia.
Niedługo potem pojawiła się inicjatywa zbierania podpisów za zniesieniem tzw. „przesłanki eugenicznej” i wtedy postanowiłam się w to zaangażować, ze świadomością, że to jest sprawa, która mnie osobiście dotyczy. Podobną decyzję podjęło wówczas kilka moich koleżanek z Zespołem Turnera.
KAI: Jak Pani ocenia wyrok Trybunału Konstytucyjnego uznający „przesłankę eugeniczną” za niezgodną z Konstytucją?
– Całkowicie się z nim zgadzam. Sprzeciwiam się aborcji eugenicznej od wielu lat. Modliłam się też w tej intencji. Początkowo bardzo się cieszyłam z tego wyroku. Potem, gdy widziałam skalę protestów przeciw orzeczeniu, przyszedł smutek i gorzka refleksja, że bardzo wielu Polaków jednak popiera aborcję.
Oczywiście bardzo wiele osób uczestniczących w tych protestach deklarowało – „nie jesteśmy za aborcją, jesteśmy za wyborem kobiety”. Ale co to naprawdę znaczy? Moim zdaniem to, że w „pewnych przypadkach” aborcja jest dobrym, jak najbardziej dopuszczalnym rozwiązaniem. Niestety te „pewne przypadki” dotyczą też takiego przypadku jak mój, osób z takim samym kariotypem jak ja.
KAI: Czy te protesty dotykały Panią osobiście?
– W pewnym sensie odbierałam to jako podważanie mojego prawa do życia. Wprawdzie od wielu osób słyszałam „to nie chodzi o ciebie”, „ty jesteś dorosła i dobrze funkcjonujesz”, ale czy te osoby nie wiedzą, że diagnoza, która może stać się przyczyną aborcji dotyczy dokładnie takich samych dzieci jak ja? Nie rozumiem, jak można to oddzielać. Jeśli ja mam 28 lat i mam konto na Facebooku, tzn. że jestem fajna i mam prawo do życia a jeśli miałabym te 28 lat mniej, to już mi to prawo nie przysługuje i ktoś mógłby zgodnie z prawem „wybrać”, że mi moje życie odbierze? To jest dla mnie w ogóle nie do pojęcia! Myślę też, że bardzo wiele osób, które są przekonane, że walczą o czyjąś godność, nie mają w ogóle świadomości, jak bardzo to, co robią może kogoś dotykać i ranić.
Bolesne było dla mnie również to, że poparcie dla protestów w wielu środowiskach traktowane było jako coś oczywistego, bezdyskusyjnego. Stykałam się z tym nawet w środowiskach, w których bym się tego nie spodziewała, lub w miejscach wydawałoby się całkowicie neutralnych światopoglądowo, np. na stronach związanych z historią i kulturą, które na co dzień obserwuję. Nawet księgarnia internetowa, gdzie kupuję książki uznała za stosowne wypowiedzieć się w tej sprawie – po stronie protestujących. Bardzo to przeżywałam. Odbierałam to jako wszechobecny komunikat – jeśli jesteś dobrym, myślącym człowiekiem, jeśli chcesz być z nami, jeśli chcesz kupować nasze książki – to przecież oczywiste, że popierasz przesłankę eugeniczną.
Mam świadomość, że ludzie uczestniczyli w protestach i Strajku Kobiet z różnych powodów – i politycznych, i antykościelnych i wielu innych. A jednak to co ich łączyło to wyrażana w różnej formie – również pod hasłami „godność kobiet”, czy „wybór, nie nakaz” – akceptacja dla aborcji osób niepełnosprawnych.
KAI: Poparcie dla protestów wypływało jednak również od części osób niepełnosprawnych i ich rodzin.
– To było dla mnie szczególnie trudne, choć mam wrażenie, że dla części tych osób popieranie prawa wyboru wiąże się z tym, że jest im bardzo ciężko i pozbawieni są odpowiedniego wsparcia. Czują, że społeczeństwo, państwo i cały system, w którym funkcjonujemy kompletnie ignoruje ich i ich dziecko, chcą więc wystąpić przeciw temu, głośno powiedzieć, jak bardzo to jest niesprawiedliwe.
Chcę jasno podkreślić, że wszystkie postulaty dotyczące konieczności wsparcie matek, rodzin i osób niepełnosprawnych – w pełni popieram. Z tym, że dla mnie to się wiąże z postawą pro – life, nie pro – choice. Mówi się, że środowiska pro-life interesują się ludzkim życiem tylko do momentu narodzin. To nieprawda. Walczymy też o to, by opieka nad matką i dzieckiem była priorytetem, by osoby niepełnosprawne mogły żyć godnie, by ich rodzice mogli czuć się normalnymi rodzicami a nie terapeutami czy męczennikami. Niestety wciąż na tym polu jest bardzo, bardzo dużo do zrobienia.
Do naszej grupy wsparcia dla osób z Zespołem Turnera, dołącza wiele mam w ciąży, których dzieci mają taką diagnozę. Nikt nigdy żadnej z nich nie powie: „zastanów się, masz wybór”, „to mogą być tortury”, „możesz dokonać aborcji”. Zawsze usłyszą głosy wsparcia, zobaczą przykłady pozytywne. Choć bywa, że ich córki nie dożywają do porodu. A jednak również w naszej grupie pojawiły się głosy poparcia dla Strajku Kobiet. Mam wrażenie, że w naszym środowisku są różne podejścia do tych spraw. Część moich koleżanek z Zespołem Turnera, podobnie jak ja, ma bardzo silne nastawienie pro – life. Część dziewczyn natomiast wyraża poparcie dla aborcji w przypadku głębszych wad. Oddzielają własny przypadek, który umożliwia im w zasadzie zupełnie normalne życie, od przypadków cięższych niepełnosprawności lub wad letalnych. Ja nie potrafię tego oddzielić. Dla mnie życie każdej osoby, nawet z najcięższą niepełnosprawnością to życie, które ma taką samą wartość, jak moje własne. Myślę, że osoby z niepełnosprawnością nie powinny być dzielone na „fajne” i „niefajne”, na tych którzy są warci i niewarci życia.
Niestety w środowiskach opowiadających się za aborcją eugeniczną, również tych, które jednocześnie wspierają osoby niepełnosprawne, stosunkowo rzadko słyszę argumentację, która w jakikolwiek sposób przyjmowałaby za punkt wyjścia lub choćby uwzględniała „punkt widzenia” niepełnosprawnego dziecka, które ma być abortowane. Ja, gdy studiowałam to zagadnienie i zastanawiałam się nad tym, myślałam o tym również z tej perspektywy – żeby to dziecko było zaopiekowane, żeby jego cierpienie było zminimalizowane, a życie – nawet jeśli byłoby krótkie – miało jak najlepszą jakość. Mam wrażenie, że w gronie zwolenników aborcji brakuje zupełnie tej perspektywy. „Dziecko powoduje cierpienie kobiety i trzeba to cierpienie skrócić.” „Niepełnosprawne dziecko niszczy życie mamie, jest problemem dla rodziny, zagrożeniem”. Brakuje refleksji, że niepełnosprawny jest podmiotem, że jego życie ma samo w sobie wartość. Jest raczej myślenie – „Brońmy kobiety i rodziny przed kontaktem z niepełnosprawnością, bo to powoduje cierpienie”.
KAI: Jak ocenia Pani pojawiające się propozycje rozwiązania sporu wokół wyroku Trybunału Konstytucyjnego poprzez zakaz aborcji w przypadkach niepełnosprawności umożliwiających życie a umożliwienie jej w przypadkach wad letalnych?
– Gdyby dzieci np. z podejrzeniem Zespołu Downa, czy Zespołu Turnera (który przecież również widnieje w statystykach, jako przyczyna skierowań na terminację ciąży) były prawnie chronione, miałoby to z pewnością przynajmniej częściowy wpływ na realna ochronę życia znacznej grupy dzieci zagrożonych aborcją eugeniczną.
A jednak takie rozwiązanie jest dla mnie problematyczne, przede wszystkim z uwagi na dzielenie ludzi na „lepszych” i „gorszych”, których życie nie jest warte ochrony. A przecież również takie osoby rodzą się, żyją, organizujemy dla nich rehabilitację, opiekę w hospicjach. Przecież nie chcemy myśleć, że są dla innych „torturą”. Jest w tym dla mnie jakaś wielka niespójność.
Kolejny temat, to nieprecyzyjność sformułowania wada letalna. Słodkie przedszkolaczki z Zespołem Turnera, to często dziewczynki, których szanse na dożycie do porodu były bardzo niewielkie. Występował ogromny obrzęk płodu, ciężka wada serca, konieczna była poważna operacja. Dziecko mogło być nawet w cięższym stanie niż inne dziecko ze zdiagnozowanym poważnym uszkodzeniem.
Pamiętam – bardzo to przeżyłam – gdy w jednym z programów telewizyjnych mówiono o Zespole Edwardsa jako przypadku, który w 100 procentach kwalifikuje się do aborcji. Tymczasem my na pedagogice specjalnej oglądaliśmy reportaż o dziewczynce z tą wadą, która żyła szczęśliwie ok. 9 lat.
O które dziecko i dlaczego mamy walczyć? Czy możliwe jest stworzenie usystematyzowanej listy schorzeń kwalifikujących się do aborcji? Kto jest na granicy życia? Bardzo wiele zależy przecież od indywidualnego podejścia i interpretacji lekarza.
KAI: Wiele kobiet deklaruje jednak, że konieczność donoszenia ciąży w przypadku wielkiej deformacji i nieuniknionej śmierci dziecka wiązałaby się dla nich z traumą nie do przezwyciężenia.
– Tak, rodzice mogą być przerażeni taką diagnozą i to jest wielkie cierpienie. Chciałabym jednak w tym kontekście zwrócić uwagę na podejście i język, jakim mówimy o tych wadach. Ja sama podczas dyskusji nt. aborcji dostaję zdjęcia dzieci z różnymi poważnymi wadami. Ktoś wyszukuje te obrazy w Internecie, ktoś je rozsyła, nie znając ani tego dziecka, ani jego rodziców ani jego historii. Nie ma tam szacunku do człowieka – to zdjęcie „potworka”, który ma straszyć. Mówi się o takim dziecku jak o jakimś nowotworze. Jak inaczej wyglądają zdjęcia z hospicjum perinatalnego, gdzie dzieci mają ubranka i zabaweczki. Zdarza się, że wyjeżdżają w wózeczkach do ogródka. A przecież to są takie same dzieci!
Obserwuję stronę chłopca z wadą, która polega na deformacji kończyn. Jego mama publikuje informacje o nim i o jego postępach ilustrując to pięknymi zdjęciami. A przecież temu samemu chłopcu można by było zrobić zdjęcie, którym by można było straszyć innych nim i jego niepełnosprawnością…
KAI: „Sprzeciwiam się aborcji, ale kobieta powinna mieć wybór”, albo „prawem nie zmienia się sumień” – takie opinie pojawiają się często, również w środowiskach ludzi wierzących. Jak Pani by się do tego odniosła?
– Być może część osób wyraża w ten sposób swój dystans do działań politycznych i ogólne rozczarowanie polityką. Mam jednak wrażenie, że większość deklaruje jednak trochę coś innego, a mianowicie „jestem katolikiem i sam nie dokonałbym aborcji ale uważam, że są przypadki, w których może być ona rozwiązaniem akceptowalnym, czyli w praktyce, w pewnych sytuacjach ją popieram”. Nie wiem, czy te osoby widzą, że coś tu się jednak nie zgadza. Hasło „wybór nie nakaz” w praktyce oznacza poparcie dla przesłanki eugenicznej umożliwiającej legalną aborcję.
Jeśli chodzi o przekonanie, że „prawem nie zmienia się sumień”, wydaje mi się ono przynajmniej w tym sensie fałszywe, że prawo na pewno uczy ludzi i wpływa na ich wybory. Karin Struck, lewicowa działaczka i pisarka niemiecka bardzo popularna w latach 70-tych i 80 –tych, dokonała w pewnym momencie aborcji, gdyż znajdowała się w środowisku, w którym to było zupełnie normalne. W związku z zabiegiem przeżyła gigantyczny kryzys psychiczny, o którym zaczęła mówić bardzo otwarcie, co zresztą spowodowało, że całe to środowisko zupełnie się od niej odwróciło. W swojej książce „Widzę moje dziecko we śnie” Karin Struck pisze, że nie poddałaby się aborcji, gdyby nie byłaby ona legalna. Ta legalność uspakaja. Przecież nie może być czymś dramatycznie złym coś, co jest dostępne normalnie jako zabieg w szpitalu!
Wspominałam już o tym, jak zmieniła się atmosfera wokół aborcji po uchwaleniu ustawy w 1993 r. Skądinąd myślę też, że szerokie społeczne poparcie dla aborcji eugenicznej wynika również z zawartych w tej ustawie przesłanek: ludzie nauczyli się, że aborcja niepełnosprawnego dziecka to może być dobry wybór.
Oczywiście na nasze podejście do ochrony życia wpływa nie tylko polskie prawo ale również to, jak to wygląda w innych państwach. Dlatego w dużej części społeczeństwa głęboko zakorzenione jest przekonanie, że aborcja to coś zupełnie normalnego i że nie warto nawet na ten temat dyskutować.
KAI: Jak rozmawiać ze zwolennikami aborcji?
– Wszyscy zadajemy sobie to pytanie. Sama mam Zespół Turnera, mam kontakt z bardzo wieloma osobami niepełnosprawnymi w różnym stopniu – i na polu zawodowym i prywatnym. Interesuję się, jak działają hospicja perinatalne, związane z tymi najgłębszymi wadami. Chcę się angażować i pomagać i mam już w tym pewne doświadczenie. Jednak, zdaniem wielu zwolenników aborcji, z którymi zdarza mi się rozmawiać, to moje doświadczenie nie daje mi nawet prawa bycia wysłuchaną. Moje refleksje i argumenty nie są w ogóle przyjmowane. Po prostu dobry człowiek popiera aborcję i już. Mam wrażenie, że to jest główny argument niektórych osób.
Trzeba będzie rozmawiać długo a efekty nie przyjdą od razu. Na pewno rozmawiać z szacunkiem.
I to co bardzo ważne – pokazywać, że nie chodzi tylko o ochronę życia nienarodzonych niepełnosprawnych dzieci ale również realne wsparcie i godne życie dla narodzonych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |