Czasami musimy mu umiejętnie przypomnieć, że za rogiem nie czai się żaden prehistoryczny drapieżnik.
Możesz zdjąć małpę z pleców, ale to jeszcze nie znaczy to, że cyrk wyjechał z miasta – Anne LaMott
Poniekąd pocieszająca jest świadomość, że perfekcjonizm ma po części podłoże genetyczne i biologiczne. Z ewolucyjnego punktu widzenia nasze mózgi są „zestrojone negatywnie”, co oznacza, że częściej myślimy o tym, co może pójść źle, niż o tym, co może pójść dobrze. Ma to głęboki sens. Szanse na przetrwanie naszych prehistorycznych przodków wzrastały, jeśli zachowywali ostrożność, zdając sobie sprawę, że w krzakach może czaić się tygrys szablozębny. Dlatego też i my skłonni jesteśmy częściej zapamiętywać doświadczenia negatywne niż te pozytywne.
W naszych zmaganiach z perfekcjonizmem w mniejszym stopniu obawiamy się szkód fizycznych, a bardziej tych emocjonalnych. Jednak część naszego mózgu, która łatwo ulega pobudzeniu, nadal zakłada, że stawką jest nasze fizyczne przetrwanie. Na jakimś poziomie obawa przed krytyką, zawstydzeniem lub odrzuceniem może okazać się dla nas równie niebezpieczna, jak czające się wygłodniałe dzikie zwierzę, które chce nas pożreć na obiad.
Nasz mózg myli się w tej kwestii. Warto być wyrozumiałym względem samego siebie, kiedy targają nami takie obawy. Nie chcemy jednak nadawać tym naszym wyolbrzymionym lękom większego znaczenia i większej mocy, niż na to rzeczywiście zasługują. W głębi duszy boimy się, że gdyby inni ludzie wiedzieli o naszych niedoskonałościach, słabościach i niepowodzeniach, odrzuciliby nas. Być może podświadomie przyjmujemy, że gdyby dostrzegali oni nasze wady lub wiedzieli, jakie ponieśliśmy porażki, zostalibyśmy sami, niekochani i narażeni na wszelkie niebezpieczeństwa w tym groźnym świecie. A zatem, nawet nie zdając sobie sprawy, że to robimy, aby uniknąć odrzucenia, stawiamy przed sobą niewiarygodnie wysokie wymagania.
W głębi duszy być może już zakładamy, że inni oceniają nas według tych samych wyśrubowanych standardów. Kiedy natomiast nie spełniamy owych narzuconych sobie oczekiwań – co jest właściwie nieuchronne – nasz niepokój, frustracja i zniechęcenie rosną.
Czy twój mózg jest twoim przyjacielem? Podobnie jak w przypadku wszystkich ważnych kwestii, odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Komik Emo Philips rozśmieszył mnie na dobre, kiedy ujął to w następujący sposób: „Kiedyś myślałem, że mój mózg jest najważniejszą częścią mojego ciała. Potem zdałem sobie sprawę, że to właśnie mój mózg mi to mówi”. W jego żarcie kryje się pewna istotna prawda – ważne jest, aby umieć spoglądać na własne myśli z dystansem i obiektywizmem. I ważne jest, aby być świadomym skutków niektórych z naszych nie zawsze uświadamianych schematów myślenia.
Wyświadczymy sobie wielką przysługę, gdy zidentyfikujemy, bez osądzania, takie myśli o sobie i świecie, które są fałszywe i szkodliwe – i nie pozwolimy im zdominować naszego myślenia. Zamiast tego możemy podjąć pracę nad wykształceniem w sobie zdrowszych i życzliwszych sposobów postrzegania świata i naszego miejsca w nim.
Z pewnością rozmaite nasze niepokoje i lęki nie znikną ot tak po prostu za sprawą prostej zmiany naszego mentalnego nastawienia. Niektóre z nich są w nas tak głęboko zakorzenione, że przerodziły się w odruchową reakcję na to, co przynosi nam rzeczywistość. W ogóle nie ma sensu zakładanie, że uda nam się wyzbyć wszystkich naszych niepokojów i lęków. Mimo to, jeśli możemy nauczyć się zdrowszych, bardziej adekwatnych do sytuacji, bardziej przenikniętych miłością sposobów postrzegania siebie i tego, kim jesteśmy w tym świecie, może to diametralnie wszystko zmienić.
Niektórzy powiedzieliby, że przebycie drogi prowadzącej od głowy do serca jest jedną z najdłuższych i najtrudniejszych podróży, jakie w ogóle kiedykolwiek odbywamy w życiu. Niemniej taka udana wędrówka jest możliwa i każdy z nas może ją odbyć, o ile po drodze skorzysta z mądrej pomocy. W przypadku większości ludzi właściwe okazuje się wsparcie zaufanej osoby, kogoś, komu możemy z pełną ufnością wyjawić nasze obawy i opowiedzieć o swoich zmaganiach. Jednocześnie ważne jest, aby zachować bezpieczny dystans od tych ludzi, którym nie zależy na naszym dobru, od tych, którzy próbują nas zniechęcić czy zawstydzić.
W podróży drogą wiodącą od głowy do serca współczucie dla samego siebie oraz dbałość o własne fizyczne potrzeby może stać się uzdrawiającym balsamem dla duszy. Istnieją skuteczne praktyki duchowe, które potrafią otworzyć nas na wszystko to, co w nas samych i we wszechświecie jest kochające, dobre i szczere.
Oczywiście mózg nie jest naszym wrogiem. Ale czasami musimy mu umiejętnie przypomnieć, że za rogiem nie czai się wspomniany na początku drapieżnik – tygrys szablozębny.
Musimy dać mu do zrozumienia, że w tej chwili jesteśmy bezpieczni. I właściwie w każdej chwili dobrze jest uprzytomnić sobie, że już mamy w sobie wszystko to, czego potrzebujemy, aby czuć się dobrze, że jesteśmy silni i wytrzymali, zdolni i zaradni, ważni i dobrzy, dostrzegani i doceniani, kochani tacy, jacy jesteśmy.
*
Powyższy tekst pochodzi z książki "Jesteś już wystarczająco dobry?". Autor: Joe Kempf. Wydawnictwo PROMIC
W poniedziałek minie miesiąc od przejścia przez południowo-zachodnią Polskę katastrofalnej powodzi.
To choroba powszechna: na depresję na świecie choruje blisko 300 mln osób.