„Wiem, że Kościół to ludzie, ale jakieś prawa mają nawet złoczyńcy, mordercy, grzesznicy, a ja tak tęsknię i cierpię, że nie mogę przyjąć Komunii! Czy w ogóle ktokolwiek zastanawia się nad takimi grzesznikami jak ja?” – napisała do GN Magdalena, żyjąca w związku niesakramentalnym.
Kościół jest dla grzeszników
„Niesakramentalni są wszędzie. Na moim osiedlu spore stado. Ale tylko my z mężem chodzimy do kościoła. Mąż raz powiedział: »Schowaj tę palmę, bo wygląda na demonstrację«. Zwłaszcza że sąsiad właśnie wypakowywał zakupy z bagażnika. Nikogo nie oceniam, bo nie mam prawa, ale wielu takich jak ja wyobraziło sobie, że Kościół ich nie chce. A może nikt im wyraźnie nie powiedział, że także oni są Kościołem” – pisze Iwona. Niepokojący jest sygnał, że wielu z tych małżonków czuje się odrzuconych i zapomnianych przez Kościół. Ojciec Pałyga: – Czasem brutalnie odpowiadam: „Wy sami zostawiliście Kościół”. A potem czule przygarnia. Godziny spędza na rozmowach, słucha często o poranieniach, wstydzie, walce z samym sobą, o tęsknocie za Bogiem. Mówi, że można leczyć rany, że mogą w spowiedzi wyznać Bogu swoje grzechy. – Postawa pokuty u takich osób jest bezcenna, bo wierzymy, że doprowadzi kiedyś do pełnego pojednania. Człowiek, który wyznaje grzechy, jest godzien szacunku – dodaje o. Pilśniak.
Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź” , ekspert od duchowości małżeńskiej i autor książki „Parami do nieba”, przestrzega, by nie zamykać problemu w prostym wniosku „przecież sami postawili się na marginesie Kościoła”. – Każdy, kto ma doświadczenie życia chrześcijańskiego, ma też doświadczenie grzechu. Każdy grzech ma też reperkusje społeczne i narusza łączność z Kościołem – tłumaczy. – W przypadku niesakramentalnych par nie zawsze jednak można mówić o grzechu z obu stron. I mimo że nie mogą w pełni uczestniczyć w Eucharystii, są przecież nadal pełnoprawnymi członkami Kościoła. A Kościół składa się wyłącznie z grzeszników i jest dla grzeszników.
Mamy o czym myśleć
Listy od małżonków czyta się, jakby pisali je ludzie niemal z podziemia. Jest w tym ich krzyku coś, co nie powinno dać nam spokoju. Duszpasterstwo niesakramentalnych to wciąż kropla w morzu potrzeb. Ale chodzi o coś więcej, o zmianę mentalności, o trwałe spojrzenie na miarę spojrzenia Chrystusowego. By pierwszemu wyciągnąć rękę, ale też by dbać o jedność małżeństw sakramentalnych. By dobrze przygotowywać siebie i innych (nasze dzieci!) do małżeństwa. Bo tu tkwi jądro problemu. – Społeczna akceptacja rozwodów, przyzwolenie społeczne, ale także rodziców, na wspólne mieszkanie przed ślubem – wymienia o. Pilśniak. – Tworzymy taki świat, w którym trudno jest budować nierozerwalne małżeństwo. Trzeba sobie też zadawać pytanie, czy nie ma w nas akceptacji dla rozpadu związków małżeńskich wśród znajomych, czy o nich walczymy? Mamy o czym myśleć – dodaje.
Niech nie daje nam spokoju też to rozpaczliwe wołanie par niesakramentalnych o Komunię, by zobaczyć, że tęsknota za dotykiem żywego Boga, za karmieniem się Nim, jest jak rana. Czytelniczka GN pisze: „Moje życie biegnie daleko od stołu Pańskiego. Dwadzieścia lat bez rozgrzeszenia i bez zrzucania ciężaru. (…) Ale to dwadzieścia lat bez pomocy. Bez pomocy mocnych w wierze. Ktoś może zapytać: A czy prosiłaś o pomoc? Nie prosiłam, bo nie miałam odwagi”. Teraz prosi: „Gdy wracacie na swoje miejsca z Chrystusem w sercu, pomyślcie, proszę, także o nas. Przyjmijcie nas do swoich wspólnot, bo i my pragniemy poczuć, jak blisko jest nasz Pan. Powiedzcie to wyraźnie, że nas tam chcecie”. Nie można być obojętnym na takie wołanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.