Prawdziwa kobieta męskiej końcówki się nie boi. Gdyby oszalał to koniecznie upierałbym się by nazywano mnie KIEROWIEC zamiast KIEROWCA. W końcu gramatycznie słowo kierowca jest formą żeńską bo ma żeńską końcówkę A na końcu, a ja mam końcówkę męską.
Za to prawdziwy mężczyzna żeńskiej końcówki zawsze się boi. I nie chodzi o wyraz "kierowca", bo w języku polskim jest wiele wyrazów rodzaju męskiego, kończących się na "a" (np. "mężczyzna"). Nie tak dawno mężczyźni wywalczyli sobie słowo "pielęgniarz", bo "pan pielęgniarka" brzmiało głupio. Pamiętam też chłopaka, który walczył o urzędową zmianę dyplomu, bo jako jedyny facet w historii pewnej szkoły kończył kierunek "opiekunka środowiskowa". No i przypomnę, że język polski ma możliwość tworzenia nowych wyrazów przez odmianę przez rodzaje, jak choćby "Wiedźmin" Sapkowskiego.
Z tego co się orientuje to każdy język jest odrębny a po łacinie dziś nie mówimy. Wg mnie dotychczasowe końcówki były wystarczające, jako kobietę śmieszy mnie dowartosciowywanie się za pomocą jakiś literek, w angielskim jakoś nie mają z tym problemu (nie żeby w angielskim było wszystko super :)
Angielski nie odmienia się przez rodzaje. Jak chcesz porównywać, to popatrz np. na niemiecki, gdzie wyrazy się odmienia. Tam nikt nie ma problemu z wyrazami w stylu die Ministerin, prędzej głupio by wyglądało tam użycie formy męskiej w przypadku kobiety.
A co ma wspólnego odmiana przez rodzaje... jest npwriter i waitress jest ale wielu cudakow jakie się teraz wprowadza do polskiego nie ma. Te końcówki to dziwacznie osób które nie mają prawdziwych problemów
Kto ma problem? Są tacy ludzie, którzy bardzo często wiedzą i widzą kto ma problem. Dla takich ludzi problem zawsze mają inni. Czasami problem mają katolicy, czasami Polacy, czasami po prostu osoby mające inne poglądy. Kim są tacy ludzie? Skoro problem wyrzucają Polaków uznając, że oni sami nie mają problemu zapewne nie czują się Polakami. Skoro problem dostrzegają u katolików nie widząc w tym swojego problemu, nie są zapewne katolikami. A jeśli nader często odnajdują problem w poglądach innych ludzi, wysoce prawdopodobne jest, że tacy ludzie są problemem sami dla siebie. Są tacy którzy zakochali się w słowach kłamstwo, jesteś w błędzie, mylisz się, masz problem. Nie potrafią żyć i wysławiać się bez użycia pewnych słów, jakby mieli je wypisane na ściągawce do obowiązkowego użycia w każdej wypowiedzi. A ja coraz bardziej upewniam się że nadużywają tych słów ponieważ sami zanurzeni w kłamstwach, błędach, pomyłkach i problemach nie potrafią bez nich żyć. Zatem sami kłamią, błądzą, mylą się i mają z tym ogromny problem. A żeby było im lżej wolą widzieć to w jakimś krzywym zwierciadle przypisując wciąż i nieustannie innym własne problemy z życiowym błądzeniem, logicznymi pomyłkami, kłamstwem. A żeby nie było tak smutno ( bo życie otoczone błędami, błądzeniem, kłamstwami musi być smutne) przypomnę stary dowcip o człowieku jadącym autostradą pod prąd, słysząc z radia ostrzeżenie o szaleńcu jadącym autostradą pod prąd wykazał ogromne zdumienie: Jeden szaleniec jedzie pod prąd? Tu wszyscy jadą pod prąd. Jednak przypominając ten dowcip już zaczynam przeczuwać że kłamię, mylę się albo jestem w błędzie.
CSOG, zwróć uwagę, że poniżej wypowiadasz się na temat używając słów "może", "zakładam", "powinna". Czyli snujesz domysły, choć wystarczy zwyczajnie sięgnąć do źródła i sprawdzić jak było.
A było tak: posłanki nie miały problemu z jakimiś końcówkami, po prostu poszły do pani Witek i poprosiły, żeby na drukach sejmowych zamieścić słowo "posłanka". Marszałkini nie robiła z tego problemu, po prostu takie druki się pojawiły. Lada chwila mają się też pojawić identyfikatory w tej wersji. Posłanki nie zwoływały w tym celu żadnych spotkań, nie robiły konferencji. Tym bardziej, że słowo "posłanka" używane jest w polskim Sejmie od 1992 roku. Podobnie było z tym całym całowaniem w rękę. Zwyczajnie Jachira zwróciła na to uwagę, bo jej grupa posłów obśliniła dłoń.
Teraz sam odpowiedz sobie na pytanie, kto ma problem? Posłanki z Sejmu, które po prostu załatwiły sobie odpowiedni druczek, czy pani Puścikowska, która na łamach GN robi z tego aferę, sugerując, że ktoś robi z sejmu cyrk?
Polska forma żeńska do wyrazu minister to ministerka, podobnie jak premierka dla premiera oraz posłanka dla posła. Problem w tym, że wyrazy ministerka i premierka są bardzo podobne do wyrazów ministerek i premierek, których się używa do dewaluacji osób pełniących te funkcje. Z wyrazem posłanka nie ma takiego problemu, dlatego wyraz się przyjął. Ministra i premiera nie są formami polskimi (drugie zresztą jest już zajęte dla innego znaczenia) i zawsze będą zgrzytać. Z tego względu na samicę kota mówi sie kotka a nie kota, a samica psa w ogóle nie ma formy żeńskiej zawierającej ten temat. Dlatego najlepiej zostać przy formie Pani Premier i Pani Minister. Nikogo to nie obraza. Upieranie się przy formach ministra czy premiera nie ma innego uzasadnienia niż ideologiczny upór i wygląda niepoważnie.
Rada Języka Polskiego wypowiedziała się, że obie formy są poprawne. Forma żeńska "ministra" jest tworzona według tej samej zasady, co "przewodniczący-przewodnicząca". Istnieje też zasada, by do wyrazów będących zapożyczeniem z łaciny stosować w miarę możliwości formy łacińskie, stąd minister-ministra, magister-magistra.
"Zajecie" danego słowa dla innego znaczenia nie jest w języku polskim jakimś problemem, mamy ogromną ilość wyrazów, które mają identyczny zapis, a różne znaczenie. Choćby klasyczny "zamek", będący nazwą budowli warownej, zamknięcia w drzwiach, czy suwaka w kurtce. Albo kozak, będący nazwą buta, grzyba, narodowości, lub określenia osoby wyróżniającej się brawurą i fantazją (np. "spójrz jak on jedzie, ale z niego kozak!"). Tak więc wyrażenie "premiera" może być stosowane zarówno jako określenie pierwszego spektaklu, lub też jako żeńska forma zawodu "premier", język polski na to pozwala.
Pani Redaktor! Proszę pozwolić mi napisać, że bardzo cenię Pani dziennikarstwo - ale, mam wrażenie że tym razem Pani przestrzeliła. Żadna z Pań posłanek nie ogłaszała, że oto podejmuje misję dziejową i że ograniczy się tylko do tego. Z pewnych marginalnych działań Pani usiłuje uczynić wielką sprawę. Kwestie językowe są, jak Pani świetnie wie, bardzo umowne. Zatem próby modyfikacji według swoich preferencji są - moim zdaniem - dopuszczalne jak najbardziej. Okazjonalna wypowiedź p. Jachiry (niezależnie co się o Niej myśli) też żadnym trzęsieniem ziemi nie jest - nie Ona pierwsza i nie Ona jedna wyraża zdegustowanie całowaniem w rękę, cy kobieta chce, czy nie. Mam przykre wrażenie, że niejawnym przesłaniem Pani tekstu jest sugestia: "Patrzcie, te z lewicy to idiotki, które zajmują się tylko głupotami..." Nie fair. I nieprawda.
Rada Języka Polskiego wypowiedziała się w tej kwestii, apelując o możliwie pełną symetrię nazw męskich i żeńskich. Na marginesie, zabawny jest zapał, z jakim dzisiejsza prawica broni owoców komunistycznej rewolucji językowej, która dążyła do wyeliminowania żeńskich form zawodowych w imię rzekomej równości.
Znacznie mniej zabawnymi są zapał, upór i determinacja z jakimi pozytywistyczno komunistyczni rewolucjoniści walcząc o nowy porządek świata atakują zawsze i wszędzie, wszystko co pojawi się w prasie katolickiej :/
Akurat bezsensowna walka "katolickiej" prasy z zupełnie naturalnymi żeńskimi końcówkami wyrazów warta jest "ataku". Bo zwalczanie żeńskich końcówek jest głupie. Język polski ma żeńskie końcówki i zgodnie z zasadami gramatyki powinno się je stosować.
Taka drobna uwaga (bo niektórzy próbują tutaj udowodnić, że to publicystka niepotrzebnie wyolbrzymia sprawę) - spróbujcie się przypatrzeć działalności "poślin" które dopominają się o końcówki i innego tego typu kwestie, a także które ze swoich działań starają się nagłośnić (nie kupuję naiwnego toku rozumowania "biedne panie tylko przy okazji chciały zawalczyć o coś dobrego, a złe media rozmuchały").
No właśnie, wystarczy przyjrzeć się ich pracy. Podczas spotkania parlamentarnego zespołu ds. praw kobiet poruszono kwestie przemocy domowej, molestowania w pracy i nierównych zarobków. Następnie już po zakończeniu spotkania Jachira, z zaznaczeniem, że wie że są ważniejsze kwestie wspomniała o całowaniu w rękę i to tylko dlatego, że przed spotkaniem 10 posłów na siłę ją całowało, mimo, że wyraźnie dała znać, że sobie nie życzy. Teraz zauważ, czy media napisały cokolwiek na temat samego posiedzenia, czy zainteresowały się tylko jedną wypowiedzią po spotkaniu?
"po zakończeniu spotkania J......, z zaznaczeniem, że wie że są ważniejsze kwestie wspomniała o całowaniu w rękę " - Właśnie. Może "po zakończeniu spotkania J......" powinna wspomnieć o tych ważniejszych kwestiach a nie o tym ilu posłów, w co ją całowało i czego sobie życzy, a czego nie? Może dziennikarze piszą po prostu o tym co ludzie do nich mówią? Tu zakładam, że mówimy o ludziach, którzy wiedzą co mówią do dziennikarzy i po co to do nich mówią.
To jest takie na marginesie, trochę pół żartem, pół serio, bo mam świadomość, że są ważniejsze problemy, z jakimi Polki mają do czynienia. Ale to grono jest idealne by poruszyć kwestię całowania rąk w Sejmie - powiedziała posłanka KO.
Czyli z wypowiedzi na marginesie zrobiono "temat numer jeden", głównie po to, by ośmieszyć starania kobiet w ogóle. Widać skutecznie, skoro wielu uwierzyło, że grupa ds. praw kobiet zajmuje się tylko takimi tematami.
"...to grono jest idealne by poruszyć kwestię całowania rąk..." Grono okazało się idealne i kwestię całowania rąk poruszyło medialnie. Mając idealne grono do poruszenia kwestii należało poruszyć kwestię ważną, wówczas wielu uwierzyłoby że grupa ds. praw kobiet zajmuje się ważnymi tematami. Jeśli idealne grono wykorzystano do poruszenia kwestii całowania rąk to jak widać "głównie po to, by ośmieszyć starania kobiet w ogóle." Więc jeśli ktoś sam siebie ośmiesza nie ma sensu szukać winnych gdzieś dalej od siebie.
Co w takim razie sugerujesz? Może Jachira miała w ogóle nie poruszać tej kwestii, tylko pokornie dać sobie ślinić dłoń przez niewychowanych posłów? Wyłącznie z obawy, by prawicowa prasa nie miała czasem tematu do używania sobie z głupich feministek, co nie mają ważniejszych tematów?
O kulturze osobistej płci. O kulturze osobistej i zasadach savoir vivre, jako społeczeństwo zapominamy dosyć szybko. Na poziomie indywidualnym to zjawiskom dla wielu nieznane kompletnie. Nie wykształcone w dzieciństwie i młodości dobre nawyki, nawyki złe zaobserwowane w otoczeniu i powielane własnym zachowaniem, robią swoje. Niski poziom kultury społecznej zaniża poziom kultury indywidualnej, ta ostatnia utrwala i pogłębia regres kultury powszechniej. Mówiąc brutalnie w zamkniętym kole degradacji kultury, chamiejemy i indywidualnie i grupowo. I jest to zjawisko niezależne od płci. Zacznijmy jednak od tego, że różnica płci jest wyraźnie określona zarówno w naturze jak i w kulturze. W każdej kulturze, nie tylko w słowiańskiej, narodowej czy europejskiej. I istnieją zasady dobrego zachowania podkreślające, czy też może wskazujące na różnicę płci. W drzwiach przepuszczamy kobietę pierwszą. W szatni to mężczyzna podaje płaszcz kobiecie nie odwrotnie. Przy stoliku mężczyzna powinien przysunąć kobiecie krzesło i usiąść dopiero kiedy kobieta już siedzi. Przy samochodzie powinien otworzyć kobiecie drzwi i zamknąć za nią, dopiero samemu wsiąść do samochodu. Wszystko to wyrażać ma oznakę szacunku. A jak jest z całowaniem w rękę? Zapominane zasady można wciąż odnaleźć w zakurzonych annałach podręczników savoir vivre. Po pierwsze to kobieta pierwsza powinna podać mężczyźnie dłoń na powitanie. Sposób w jaki podaje dłoń wskazuje czy życzy sobie uścisku ( płaszczyzna dłoni pionowo) czy chce pozwolić sobie na bardziej poufałe powitanie pocałunkiem w uniesioną wyżej dłoń (płaszczyzna rozluźnionej dłoni poziomo). I wszystko jasne. Wystarczy wiedzieć tylko tyle, aby obie strony zachowały się zgodnie z zasadami kultury, nie przekraczając granic zbytniej poufałości. Nie oszukujmy się tutaj, że panowie parlamentarzyści w miejscu publicznym lizali namiętnie dłoń pani posłanki śliniąc ją przy tym obficie i niehigienicznie. Zazwyczaj markuje się jedynie dotknięcie dłoni ustami, wykonując pewien symboliczny gest. Chcąc zastosować się do zasady, że na powitanie kobiety z mężczyzną to kobieta pierwsza wyciąga dłoń, wielokrotnie spotkałem się z zarzutem, że z mężczyznami witam się podając dłoń, a do kobiet nie wyciągam ręki, co miałoby wskazywać, że je ignoruję. Cóż … Jeśli chce się psa uderzyć, zawsze bez trudu znajdzie się kamień. Tym łatwiej im mniej zna się ustalone i obowiązujące zasady. Kierowany własnymi doświadczeniami w sferze powitań z kobietami, jestem skłonny zrozumieć mężczyzn, wyciągających w powitalnym geście dłoń jako pierwszy. W powszechnej nieznajomości zasad savoir vivre, mogą nie chcieć narażać się na zarzut niegrzecznej nieuprzejmości. Zwłaszcza w kontakcie z osobą która każdą najlepszą intencje potrafi przekuć na focha, zarzut lub oskarżenie. Parlamentarzyści nie są tu jednak całkiem bez winy. Nawet zachowując się asekuracyjnie i wyciągając pierwszemu dłoń do kobiety, zawsze można zwrócić uwagę czy podawana nam dłoń oczekuje potrząśnięcia czy symulowanego pocałunku. Zajmowanie się tą drobną kulturową kwestią na spotkaniu prasowym z dziennikarzami uważam za dyplomatyczny wielki błąd. I wcale nie dziwię się dziennikarzom, obojętnie której strony sceny politycznej, że piszą o tym, co się do nich mówi na konferencji prasowej. Tak drobną (choć może i ciekawą kwestię) można sobie opisać na blogu, Twitterze, Faceboku. Chyba, że uznaje się ją za sprawę wysokiej wagi, wówczas dobrze jest skorzystać z okazji idealnego grona dziennikarskiego, na konferencji prasowej. :)
No popatrz, Jachira jakoś te zasady zna, jak mówiła, nie dawała ręki do całowania, wręcz próbowała ją wyrywać. Mimo to panowie na siłę ciągnęli dłoń do ust, nie markując, tylko cmokając rękę. W tym wypadku posłanka miała trzy wyjścia, albo zrobić awanturę i na przykład kopnąć posła w nogę, nic nie robić, tylko spuścić uszy po sobie, albo znaleźć cywilizowane rozwiązanie. Wybrała to trzecie. Poruszyła sprawę po spotkaniu. Bez żadnej konferencji prasowej, jak próbujesz sugerować. I jak widać podziałało, posłowie pewnie usłyszeli, że zachowują się niestosownie. Może dziękuj
...dzięki temu jeden z drugim sięgnie do publikacji o dobrym wychowaniu. Słowem, sprawa została załatwiona tak, jak powinna. Bez zbędnych awantur, czy milczenia i udawania, że problemu nie ma, albo pisania gorzkich żali na FB, zamiast poruszyć sprawę jak należy. Oburzenie jest tylko po prawej stronie piaskownicy, bo paru dziennikarzy robi z igły widły i na siłę próbuje przedstawić kwestię poruszoną poza spotkaniem jako istotę działalności grupy kobiet w Sejmie. Stąd wyolbrzymianie spraw mniej istotnych, przy przemilczeniu tych ważnych, które posłanki poruszyły na spotkaniu.
A o czym dokładnie "dyskutowano", dlaczeggo miałoby to być istotne? Zero detali? Tak jak myślałem. Swoją drogą - trzeba naprawdę manipulacyjnego kunsztu, żeby Jachirę, która notorycznie daje przykład niekompetencji (członkini sejmowej komisji ochrony środowiska nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, ile w Polsce mamy lasów, twierdzi też, że kornik drukarz nie niszczy "przyrody" (w domyśle - lasów) i warcholstwa (obraźliwe happeningi).
*żeby Jachirę - bronić i uznawać jej działalnośc za merytoryczną. Nie rozumiem, czemu tak trwonisz czas na manipulacjach w komentarzach pod artykułami. Po co? Wystarczy kilka minut korzystania z internetu, aby je zweryfikować.
Podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds praw kobiet omawiano plan pracy zespołu oraz poruszono sprawy organizacyjne. Wcześniej dokonano wyboru prezydium. Spośród tematów, jakie będzie podejmować zespół wymieniono przemoc domową, problematykę nierówności płac. Kontynuacja planu pracy przewidziana jest na 11 grudnia. Tymczasem mamy tu medialne wyolbrzymianie jednej wypowiedzi, którą sama zainteresowana określiła jako "marginalna" i "pół żartem, pół serio". Pytanie, jaki jest cel dyskredytowania prac zespołu poprzez fałszywe sugestie, że problematyka końcówek i całowania w rękę stanowi przedmiot prac komisji?
Tak na marginesie, Barbara Dziuk, Paweł Rychlik, Paweł Lisicki, Robert Warwas. Wszyscy z klubu PiS. Tworzą wspólnie Parlamentarny Zespół ds. Nordic Walking. Takiego spacerowania z kijami, jakby ktoś nie wiedział. Czy autorka felietonu również o tym napisze tekst, że posłowie robią cyrk z Sejmu?
Pragnę zauważyć, że rodzaj żeński od "cyrkowiec" i to jeszcze od czasów przedwojennych, zawsze brzmiał "cyrkówka". I może tego się już trzymajmy, nie mnożąc bytów ponad potrzebę :)
A jeszcze wcześniej, w okolicach III-IV wieku w rzymskich katakumbach pochowano kobiety, które miały tytuł "presbytera" i "episkopa". Być może niedługo będziemy szukać nazw żeńskich dla wyrazów "ksiądz" i "biskup".
Gdyby oszalał to koniecznie upierałbym się by nazywano mnie KIEROWIEC zamiast KIEROWCA. W końcu gramatycznie słowo kierowca jest formą żeńską bo ma żeńską końcówkę A na końcu, a ja mam końcówkę męską.
Są tacy ludzie, którzy bardzo często wiedzą i widzą kto ma problem. Dla takich ludzi problem zawsze mają inni. Czasami problem mają katolicy, czasami Polacy, czasami po prostu osoby mające inne poglądy. Kim są tacy ludzie? Skoro problem wyrzucają Polaków uznając, że oni sami nie mają problemu zapewne nie czują się Polakami. Skoro problem dostrzegają u katolików nie widząc w tym swojego problemu, nie są zapewne katolikami. A jeśli nader często odnajdują problem w poglądach innych ludzi, wysoce prawdopodobne jest, że tacy ludzie są problemem sami dla siebie. Są tacy którzy zakochali się w słowach kłamstwo, jesteś w błędzie, mylisz się, masz problem. Nie potrafią żyć i wysławiać się bez użycia pewnych słów, jakby mieli je wypisane na ściągawce do obowiązkowego użycia w każdej wypowiedzi. A ja coraz bardziej upewniam się że nadużywają tych słów ponieważ sami zanurzeni w kłamstwach, błędach, pomyłkach i problemach nie potrafią bez nich żyć. Zatem sami kłamią, błądzą, mylą się i mają z tym ogromny problem. A żeby było im lżej wolą widzieć to w jakimś krzywym zwierciadle przypisując wciąż i nieustannie innym własne problemy z życiowym błądzeniem, logicznymi pomyłkami, kłamstwem.
A żeby nie było tak smutno ( bo życie otoczone błędami, błądzeniem, kłamstwami musi być smutne) przypomnę stary dowcip o człowieku jadącym autostradą pod prąd, słysząc z radia ostrzeżenie o szaleńcu jadącym autostradą pod prąd wykazał ogromne zdumienie: Jeden szaleniec jedzie pod prąd? Tu wszyscy jadą pod prąd. Jednak przypominając ten dowcip już zaczynam przeczuwać że kłamię, mylę się albo jestem w błędzie.
A było tak: posłanki nie miały problemu z jakimiś końcówkami, po prostu poszły do pani Witek i poprosiły, żeby na drukach sejmowych zamieścić słowo "posłanka". Marszałkini nie robiła z tego problemu, po prostu takie druki się pojawiły. Lada chwila mają się też pojawić identyfikatory w tej wersji. Posłanki nie zwoływały w tym celu żadnych spotkań, nie robiły konferencji. Tym bardziej, że słowo "posłanka" używane jest w polskim Sejmie od 1992 roku.
Podobnie było z tym całym całowaniem w rękę. Zwyczajnie Jachira zwróciła na to uwagę, bo jej grupa posłów obśliniła dłoń.
Teraz sam odpowiedz sobie na pytanie, kto ma problem? Posłanki z Sejmu, które po prostu załatwiły sobie odpowiedni druczek, czy pani Puścikowska, która na łamach GN robi z tego aferę, sugerując, że ktoś robi z sejmu cyrk?
- Właśnie. Może "po zakończeniu spotkania J......" powinna wspomnieć o tych ważniejszych kwestiach a nie o tym ilu posłów, w co ją całowało i czego sobie życzy, a czego nie? Może dziennikarze piszą po prostu o tym co ludzie do nich mówią? Tu zakładam, że mówimy o ludziach, którzy wiedzą co mówią do dziennikarzy i po co to do nich mówią.
O kulturze osobistej i zasadach savoir vivre, jako społeczeństwo zapominamy dosyć szybko. Na poziomie indywidualnym to zjawiskom dla wielu nieznane kompletnie. Nie wykształcone w dzieciństwie i młodości dobre nawyki, nawyki złe zaobserwowane w otoczeniu i powielane własnym zachowaniem, robią swoje. Niski poziom kultury społecznej zaniża poziom kultury indywidualnej, ta ostatnia utrwala i pogłębia regres kultury powszechniej. Mówiąc brutalnie w zamkniętym kole degradacji kultury, chamiejemy i indywidualnie i grupowo. I jest to zjawisko niezależne od płci.
Zacznijmy jednak od tego, że różnica płci jest wyraźnie określona zarówno w naturze jak i w kulturze. W każdej kulturze, nie tylko w słowiańskiej, narodowej czy europejskiej. I istnieją zasady dobrego zachowania podkreślające, czy też może wskazujące na różnicę płci. W drzwiach przepuszczamy kobietę pierwszą. W szatni to mężczyzna podaje płaszcz kobiecie nie odwrotnie. Przy stoliku mężczyzna powinien przysunąć kobiecie krzesło i usiąść dopiero kiedy kobieta już siedzi. Przy samochodzie powinien otworzyć kobiecie drzwi i zamknąć za nią, dopiero samemu wsiąść do samochodu. Wszystko to wyrażać ma oznakę szacunku. A jak jest z całowaniem w rękę? Zapominane zasady można wciąż odnaleźć w zakurzonych annałach podręczników savoir vivre. Po pierwsze to kobieta pierwsza powinna podać mężczyźnie dłoń na powitanie. Sposób w jaki podaje dłoń wskazuje czy życzy sobie uścisku ( płaszczyzna dłoni pionowo) czy chce pozwolić sobie na bardziej poufałe powitanie pocałunkiem w uniesioną wyżej dłoń (płaszczyzna rozluźnionej dłoni poziomo). I wszystko jasne. Wystarczy wiedzieć tylko tyle, aby obie strony zachowały się zgodnie z zasadami kultury, nie przekraczając granic zbytniej poufałości. Nie oszukujmy się tutaj, że panowie parlamentarzyści w miejscu publicznym lizali namiętnie dłoń pani posłanki śliniąc ją przy tym obficie i niehigienicznie. Zazwyczaj markuje się jedynie dotknięcie dłoni ustami, wykonując pewien symboliczny gest. Chcąc zastosować się do zasady, że na powitanie kobiety z mężczyzną to kobieta pierwsza wyciąga dłoń, wielokrotnie spotkałem się z zarzutem, że z mężczyznami witam się podając dłoń, a do kobiet nie wyciągam ręki, co miałoby wskazywać, że je ignoruję. Cóż … Jeśli chce się psa uderzyć, zawsze bez trudu znajdzie się kamień. Tym łatwiej im mniej zna się ustalone i obowiązujące zasady. Kierowany własnymi doświadczeniami w sferze powitań z kobietami, jestem skłonny zrozumieć mężczyzn, wyciągających w powitalnym geście dłoń jako pierwszy. W powszechnej nieznajomości zasad savoir vivre, mogą nie chcieć narażać się na zarzut niegrzecznej nieuprzejmości. Zwłaszcza w kontakcie z osobą która każdą najlepszą intencje potrafi przekuć na focha, zarzut lub oskarżenie. Parlamentarzyści nie są tu jednak całkiem bez winy. Nawet zachowując się asekuracyjnie i wyciągając pierwszemu dłoń do kobiety, zawsze można zwrócić uwagę czy podawana nam dłoń oczekuje potrząśnięcia czy symulowanego pocałunku. Zajmowanie się tą drobną kulturową kwestią na spotkaniu prasowym z dziennikarzami uważam za dyplomatyczny wielki błąd. I wcale nie dziwię się dziennikarzom, obojętnie której strony sceny politycznej, że piszą o tym, co się do nich mówi na konferencji prasowej. Tak drobną (choć może i ciekawą kwestię) można sobie opisać na blogu, Twitterze, Faceboku. Chyba, że uznaje się ją za sprawę wysokiej wagi, wówczas dobrze jest skorzystać z okazji idealnego grona dziennikarskiego, na konferencji prasowej.
:)