Są kolorowe, wyposażone w sprzęty kojarzące się raczej z zabawą niż nauką. Czy powstające w szkołach sale integracji sensorycznej to edukacyjna moda, czy jednak forma koniecznej pomocy dziecku?
Podczas happeningu niepełnosprawni i ich opiekunowie uczyli w Lubinie tolerancji i tego, jak zwalczać krzywdzące stereotypy.
Zmieniają się kursy, ale nie zmienia się podstawowa idea. Od lat pomaga w starcie życiowym i zdobywaniu nowych umiejętności.
– Nie wyobrażam sobie, żeby tego domu nie było – stwierdza pani Agata. – Nie mogłam się doczekać końca przerwy wakacyjnej, bo zaczynałam się okrutnie nudzić. Zresztą nie tylko ja, ale my wszyscy.
- Taka placówka powinna być w każdej gminie. To lepsze rozwiązanie niż Ośrodek Pomocy Społecznej. Tutaj osoby mają szansę wyjść z „zasiłkowni” - uważa Michał Nieroda.
Z ks. dr. Stanisławem Paszkowskim, diecezjalnym duszpasterzem rodzin i inicjatorem powstania Archidiecezjalnej Poradni Adopcyjnej – Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego, rozmawia Karol Białkowski.
- Lekarka mówiła nam, że jesteśmy nieodpowiedzialni, ale my nigdy nie stawialiśmy Panu Bogu i naszym dzieciom przeszkód, chcieliśmy przyjąć każde życie. I nie żałujemy - podkreślają zgodnie Bernadetta i Potr Pikulowie.
Trzeba obalić mit, że kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi niekorzystnie wypływa na rozwój intelektualny ich rówieśników – uważają nauczycielki z „Wesołego Słoneczka” w Katowicach-Ligocie.
Wśród tłumu roztańczonych maluchów na rodzinnym festynie w bielskim Przedszkolu nr 49 pojawiły się też dzieci z zespołem Downa. Choć nie jest to placówka integracyjna, one również mają tu swoje miejsce.
Tułają się od 10 lat po Polsce, próbując normalnie żyć. Ale żadna instytucja nie mogła im do tej pory pomóc. Może gdyby ćpali, pili lub bili, byłoby łatwiej...