Tu uczą się życia, wiedzą, że komuś na nich zależy. Dom dziecka stał się ich rodziną.
Kliknął z postanowieniem: teraz albo nigdy więcej. Oniemiał. Kliknęła: „Odbierz” – i życie już miało sens.
Tadek, Józek, Julek, Wojtek, Andrzej, Mietek, Maciek, Władek, Krysia i Staś – wśród nich jeden szafarz, dwóch księży i biskup – owoce miłości małżeńskiej Emilii i Józefa Słaby z Żeleźnikowej.
Choć młodzi ludzie trafiają tu za karę, dla niektórych z nich pobyt w tym miejscu jest jak los na loterii. Jeśli tylko chcą, mogą zacząć na nowo.
Agata Wątroba najbardziej lubi wieczory. Wcześniej, kiedy próbowała objąć Rafałka, gryzł ją, wbijał w nią paznokcie. Teraz przed snem prosi: „Mamo, przytul mnie bardziej”. A młodszy Wojtuś spogląda na nią z iskierkami w oczach. Nie może się tym nacieszyć. Przez lata patrzał niby na nią, a jak przez ścianę.
Jak wydostać się ze ślepej uliczki? To adwentowa historia o zmartwychwstaniu: z grzechu do nadziei, z bólu do szczęścia, z pijaństwa do trzeźwości, z tułaczki do własnego domu.
– Do Józefa Bóg przyszedł we śnie. A on się nie zastanawiał, czy to był sen, czy nie sen. Miał pewność. Był mężczyzną konkretnym – wstał i zrobił, co mu Pan polecił. Maryja pozwoliła mu być decyzyjnym w domu. I o to w małżeństwie chodzi! – mówią Anita i Krzysztof.
Kiedy z ciemności wychodzi się na światło, nie od razu można zauważyć samo słońce. Najpierw jest po prostu światłość.
Jedni popuszczają wodze fantazji i realizują plany, na które w ciągu roku nie mieli szans. Drudzy chcą się po prostu wybyczyć. Inni reperują swój budżet. Są wreszcie tacy, dla których odpoczynkiem jest walka. O idee.
– Nigdy nie zapomnę, jak w trzęsących się dłoniach trzymałam zawiniątko z moim dzieckiem, wyjętym z lodówki przez panią doktor – Agnieszka Rajman płacze, wspominając, jak wydawali jej zwłoki martwo urodzonego 13-tygodniowego Filipka. – Miał maleńkie, 12-centymetrowe ciało, a my czuliśmy ogromny ból.