Jedni popuszczają wodze fantazji i realizują plany, na które w ciągu roku nie mieli szans. Drudzy chcą się po prostu wybyczyć. Inni reperują swój budżet. Są wreszcie tacy, dla których odpoczynkiem jest walka. O idee.
Jej sztukę w dużej mierze opanowali, przystąpili bowiem do niej już po raz szósty. Wsiedli jednak nie na wozy bojowe, lecz rowery, i ruszyli trasą, która okala całą Polskę. Rowerzyści 6. Rajdu dla Życia w ostatnich dniach czerwca gościli w naszej diecezji. Popasali w Ustroniu Morskim, zmokli w Kołobrzegu, nocowali w Koszalinie, objechali Górę Polanowską, w Miastku zjedli obiad. Towarzyszą im relikwie bł. Karoliny Kózkówny i modlitwa za dzieci poczęte. Ofiarowują w tej intencji swój wysiłek i świadczą o tym, że młode pokolenie Polaków opowiada się za kulturą życia.
Branie w Ustroniu
W północnej nitce rajdu bierze udział 9 cyklistów, cała ekipa liczy 13 osób. Pochodzą głównie z diecezji legnickiej, lecz zapraszają na przyszłe rajdy także naszych diecezjan. Po drodze rozmawiają z mieszkańcami mijanych miejscowości o idei swojej podróży: ochronie życia poczętego oraz przyszłorocznych Światowych Dniach Młodzieży.
– Takiego „brania” jeszcze nie mieliśmy – komentuje pobyt w Ustroniu Morskim ks. Janusz Wilk, asystent kościelny legnickiego KSM-u. – Skończył się nam tam cały zapas ulotek reklamujących ideę pro life, toteż na kolejny dzień przygotowaliśmy podwójną porcję. Rajd przejeżdża przez 22 diecezje i 13 województw. Rozpoczął się w Świnoujściu i przez nasze tereny po 630 km dotarł do Giżycka. Tam przekazał relikwie bł. Karoliny drugiej grupie, która powiozła je dalej, tym razem na południe do Przemyśla. Potem trzecia grupa zawiezie je na zachód do Świdnicy, a czwarta znów do Świnoujścia, gdzie 26 lipca rajd zamknie 2260. kilometr. Rajd co roku w inny sposób opisuje Polskę – raz kształtem krzyża, innym razem – okręgu lub trójkąta symbolizującego Trójcę Świętą. To podkreśla ideę Sztafety dla Życia, która chce objąć całą ojczyznę.
Zanim dorosną
Zapraszanie młodych stojących na progu dorosłości do udziału w projektach, które nie zawężają się tylko do spraw lokalnych, ale mają szersze znaczenie, jest ważne. Młodzi potrzebują kształtować w sobie zdolności, które w późniejszym życiu będą popychały ich do walki nie tylko o własne podwórko, ale też o dobro ogólne. Na tym etapie życia mądry animator ma szansę zaszczepić w swoich podopiecznych zacięcie do społecznikostwa, polityki, służby dobru wspólnemu, i to nie dla profitów. Ks. Janusz Wilk poświęca temu zadaniu już swoje szóste wakacje. – Rajd dla Życia całkowicie je przeorientował. To nie takie proste, bo to nie jest lekki wypoczynek – przyznaje duszpasterz.
Wie, co mówi – w ubiegłym roku w samochód, którym pilotował kilkunastoosobowy peleton, wjechał dużych rozmiarów suv. – Dziękuję Bogu, że to był wysoki pojazd, bo już by mnie na żadnym rajdzie nie było – komentuje wypadek, który dla niego i dziennikarki siedzącej wówczas na miejscu pasażera skończył się pobudką w szpitalu. Sam się dziwi, że potem nie miał pokusy, by zrezygnować z organizowania następnych rajdów. – Męczyła mnie raczej myśl: skąd weźmiemy nowy samochód.
Nie na ślepo
Dużo zależy od inspiracji. Młodym wystarczy niekiedy rzucić hasło, by zapalili się do jakiejś idei. Nie muszą od razu być jej zagorzałymi zwolennikami. Poświęcając się jej, pracując w gronie osób, które ją wyznają, coraz lepiej ją rozumieją, utwierdzają się w niej. Sylwia Gorzelany wspomina akcję na wrocławskim rynku, gdy kilka miesięcy temu rozdawała ulotki pro life. Czuła się niewprawna w rozmowie o in vitro i argumenty jej rozmówczyni dotyczące tzw. sprawy prof. Chazana pozornie wydawały się mocniejsze. – Ale to tak okrutnie brzmiało… Ta pani domagała się śmierci takich dzieci – wspomina z bólem Sylwia. Dziś umiałaby lepiej bronić swoich racji. Rajd tę postawę jeszcze umocni.
Doświadczył tego już dwukrotnie Kamil Duc, wie, co dały mu poprzednie edycje. – Nie chcę wierzyć w sprawę na ślepo – mówi. – Wciąż szukam potwierdzenia, że walczę w tej naprawdę dobrej. Rajd mi w tym pomaga. Na rajdzie łatwiej przełamać się, by wręczyć ulotkę, rozpocząć rozmowę na drażliwy temat. Ludzie są naturalnie zaciekawieni oznakowaną grupą wjeżdżającą do ich miejscowości. Pytają, skąd i dokąd zmierza, i w jakim celu. Zaczyna się rozmowa. To wtedy rajdowcy mogą zobaczyć, że nie taki diabeł straszny, że ludzie często opowiadają się za aborcją, eutanazją lub in vitro ze zwyczajnej niewiedzy. – Dla wielu jest to takie „co z tego, niech sobie będzie”. Ale gdy się z nimi rozmawia, to można usłyszeć, że nie zdają sobie sprawy, z czym to się wiąże. Dlatego właśnie spotkania z ludźmi są dla mnie na trasie najważniejsze. Mówimy im, co o tym myślimy, ale też pytamy ich o zdanie – opowiada Kamil. Zresztą częściej niż ataku ze strony rozmówców doświadczył wsparcia. – Ludzie doceniają nasz wysiłek. Zwłaszcza ci, którzy zetknęli się w jakiś sposób z aborcją, umacniają nas, by mówić o tym dalej.
Kamil sam należy do osób, które zetknęły się z nią w bliskim otoczeniu. Jakiś czas temu zdecydowała się na nią jego znajoma. – Były już nawet tabletki poronne. Zażyła je. Jednak w końcu to dziecko urodziło się, jakimś cudem. Teraz ona jest szczęśliwą mamą. Bardzo szczęśliwą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.