Miały urodzić kalekie dzieci, mogły stracić zdrowie, umrzeć podczas ciąży lub porodu. Wytrzymały presję lekarzy i własnego lęku. Dzięki szaleństwie miłości.
Rodzice, którzy w czasie trwania ciąży dowiadują się o śmiertelnej chorobie dziecka, reagują różnie. Jeśli podejmują decyzję, by pozwolić mu się urodzić i otoczyć je opieką, są często pozostawiani sami sobie z arcytrudnymi problemami. Na Dolnym Śląsku mogą już korzystać z profesjonalnej pomocy.
Kiedyś pani Stasia powiedziała: „Wie ksiądz, modlę się, żeby Pan Bóg najpierw zabrał Jurka, a potem mnie”. I tak się stało.
Lepiej dokonać aborcji niż skazać dziecko na cierpienie? Polemika Zbigniewa Kaliszuka.
Amelia Rita miała być chora. A Zosia wcale się nie urodzić. Obie są „księżniczkami” swoich rodziców. Cudami.
Kelly, Gina, Brego, Akma… przez uzdrowienie emocji pracują nad przywróceniem do zdrowia całego człowieka.
- To miejsce dla dzieci, które mają problemy z przyswajaniem wiedzy w zwykłych szkołach - mówi dyrektor Beata Michniewicz.
Od 25 lat udowadniają światu, że każde, nawet niepełnosprawne dziecko zasługuje na miłość.
Mają po 20, 30, 40 lat i poczucie, że wreszcie żyją. Przez siedem godzin dziennie stoją przy wolno przesuwającej się taśmie, wybierając z niej szkło, plastik, kartony. Nudne? Ależ skąd. Brudne? Może trochę… Ale jakie ważne!
Jego działalność bardzo dobrze wpisuje się w trwający Rok Miłosierdzia. W prowadzonym przez nie Środowiskowym Domu Samopomocy podopieczni odrywają się od szarości codziennych dni, a ich życie nabiera sensu.