Było tak: Zakochanie, narzeczeństwo, przygotowania do ślubu, wesele. Potem też miało być pięknie, „póki śmierć nas nie rozłączy”, ale bywało różnie.
Dotychczas młodzi sławoborzanie palmy robili razem. Potem rozprowadzali je w parafii. Choć sytuacja nie pozwala im się spotkać, postanowili nie zaniechać zwyczaju.
Jak na górala przystało, przygotowuje całą wieczerzę wigilijną. Potem przy choince śpiewa podhalańskie kolędy, które w sercu Ukrainy brzmią wyjątkowo.
- To zupełnie tak, jak u „Małego Księcia” - opowiada ks. Bogusław Suszyło, duszpasterz niepełnosprawnych. - Najpierw jest wzajemne oswajanie, obserwowanie, a potem prawdziwa przyjaźń.
Najpierw Marsz dla Życia i Rodziny, a potem Piknik Rodzinny. Ostatnia niedziela czerwca tego roku upłynęła pod znakiem świętowania i wielkiego "tak" dla rodziny.
Na początku się woła: „Jak to możliwe”?, „Dlaczego my?”. Potem przychodzi czas na szukanie odpowiedzi; jak pokazać dziecku świat, jak nauczyć go żyć.
Ostro pociągnął za linkę hamulca. Drzwi pociągu gwałtownie się otworzyły. Sebastian wyleciał wprost pod jego koła. Potem zapanowała już tylko ciemność.
Największy ruch na parkingu jest rano, kiedy na półki trafia pieczywo. Ale i potem nie brakuje chętnych do skorzystania z oferty, która codziennie jest inna.
Dzisiaj mówimy o związkach partnerskich, jutro porozmawiamy o małżeństwach gejów, a potem o adopcji dzieci przez takie pary - mówił w "Kropce nad i" John Godson.
Kiedy przyjechał do Polski, jego dniówka wynosiła 5 zł. On jednak nie poddawał się. Znalazł dobrą pracę, a potem żonę, z którą połączyły go… kartofle.