Sejm obecnej kadencji jest zbyt podzielony i nie uchwali żadnego prawa ws. in vitro - ocenia w rozmowie z KAI Jarosław Gowin, twórca jednego z projektów ustawy ws. sztucznego zapłodnienia.
Tłumaczy, dlaczego nie oczekuje jednoznacznego poparcia dla swojego projektu przez Episkopat, ocenia świadomość bioetyczną społeczeństwa i odnosi się do ataków ze strony prof. Magdaleny Środy. B. redaktor naczelny miesięcznika "Znak" dzieli się też spostrzeżeniami na temat współczesnej kondycji Kościoła w Polsce wyrażając opinię, że brak w nim silnego przywództwa duchowego, brak proroków to znaczy takich osób, które potrafiłyby sformułować wizję chrześcijaństwa na miarę XXI wieku tu, w Polsce.
KAI: Co pana jeszcze trzyma w PO?
– Jestem zdeklarowanym liberałem gospodarczym. Uważam, że wolny rynek jest najlepszą gwarancją dobrobytu jednostki, wspólnoty narodowej i bezpieczeństwa rodziny. PO jest partią najbardziej liberalną spośród wszystkich istniejących w Sejmie. Program Platformy odpowiada też mojej koncepcji państwa. Uważam, że państwo powinno być ograniczone i że jak najwięcej władzy trzeba przekazać w ręce samych obywateli poprzez praktykę samorządów. W pana pytaniu domyślam się natomiast oczywistego kontekstu ostatnich dyskusji i sporów dotyczących wartości. Otóż, we współczesnej demokracji, czy nam się to podoba czy nie, duże partie mają charakter partii-worka, partii szerokich, wielonurtowych i dopóki tej różnorodności towarzyszy wzajemny szacunek czyli respektowanie zasady, że w kwestiach światopoglądowych obowiązuje wolność sumienia, to nie mam żadnych problemów z byciem w jednej partii z politykami, którzy na sprawę aborcji, in vitro czy związków partnerskich patrzą inaczej niż ja.
KAI: Ale polityka jest też sztuką realizowania nakreślonych sobie celów. Pojawia się pytanie jaką funkcję w partii-worku ma realizować ktoś, dla kogo kwestie wartości są dość zasadnicze i w tych zasadniczych sprawach – jak in vitro czy konwencja o przemocy wobec kobiet – we własnej partii nie zyskuje większości. Jaka jest tu dla pana granica kompromisu?
– Po pierwsze: dziś jestem ministrem sprawiedliwości. Moim obowiązkiem, także moralnym, jest przede wszystkim koncentrowanie się na innych sprawach niż kwestie światopoglądowe. Mam na myśli doprowadzenie do usprawnienia działalności sądów czy poszerzenie wolności gospodarczej, ponieważ premier poszerzył moje kompetencje o kwestie deregulacji. Natomiast nie mam wrażenia, by w sprawach światopoglądowych ktokolwiek zmuszał mnie do odstępowania od moich przekonań. W sprawie konwencji o przemocy wobec kobiet bardzo zdecydowanie artykułuję pogląd odmienne – zarówno od stanowiska premiera jak i większości Platformy. Natomiast demokracja ma to do siebie, że można swoje cele realizować w ograniczonym zakresie. Rozumiem, że za pańskim pytaniem kryje się tęsknota za gestem Marka Jurka. Bardzo szanuję go jako człowieka ale uważam, że popełnił polityczny błąd.
KAI: Bo go nie ma?
– Bo go nie ma.
KAI: Nieobecni nie mają racji...
– Oczywiście, istnieją granice kompromisu ale jak do tej pory moje sumienie nie zostało w tej kadencji wystawione na ciężką próbę.
KAI: A stanie się to wówczas jeśli PO zdecyduje, że jedynym partyjnym projektem w sprawie in vitro będzie ten autorstwa Kidawy-Błońskiej?
– Zapadła inna decyzja, taka, że szukamy porozumienia czyli, że w bardzo wielu sprawach uda nam się osiągnąć wspólne stanowisko. Natomiast tam, gdzie porozumienie nie będzie możliwe – dotyczy to przede wszystkim kwestii mrożenia zarodków – przegłosowana mniejszość będzie miała prawo zgłaszać swoje postulaty. W tym sensie uważam, że rozwiązania, które zaproponował premier respektują zasadę wolności sumienia.
KAI: A jeśli zostanie zarządzona dyscyplina partyjna na rzecz poparcia projektu posłanki Kidawy-Błońskiej, to?
– Taki scenariusz został wykluczony. Na wniosek premiera prezydium klubu zaakceptowało rozwiązanie, że dyscypliny nie będzie.
KAI: A który projekt zyska ostatecznie sejmową większość?
– Szczerze mówiąc uważam, że nie dojdzie do przegłosowania żadnego projektu. Ten Sejm jest zbyt podzielony w sprawach bioetycznych aby udało się wyłonić większość, która taki bądź inny projekt przegłosuje. Moim zdaniem projekty utkną w komisjach i niekończących się sporach.
KAI: Tymczasem, pana celem i misją było wypracowanie projektu, który sprawi, że ta niezwykle delikatna kwestia moralna doczeka się prawnych ram. Jeśli do tego nie dojdzie to będzie pan miał poczucie klęski czy może przegranej bitwy w wielkiej wojnie?
– Raczej przegranej bitwy, ale nie wojny. Wojnę przegralibyśmy tylko wtedy, gdyby zaczęła obowiązywać zła regulacja. Paradoks sytuacji związanej z in vitro polega jednak na tym, że w tej chwili nie ma żadnych regulacji i to jest sytuacja najgorsza.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.