Jako jedne z nielicznych nie muszą się martwić niżem demograficznym. Kandydatów nie brakuje. To zasługa nie tylko wysokiego poziomu, choć większość z nich może być dumna z wyników uczniów na egzaminach każdego stopnia.
Rozmowa z prof. Mirosławem Handke.
Miłosz Kluba: W Polsce – w porównaniu z innymi krajami – działa niewiele szkół katolickich. Dlaczego?
Prof. Mirosław Handke: – W innych krajach szkolnictwo katolickie mogło rozwijać się przez kilkaset lat. Nawet rewolucja francuska nie była w stanie go zniszczyć. Tymczasem w PRL szkoły katolickie były masowo likwidowane i do tej pory nie udało się tego odbudować. Kiedy byłem ministrem, tych szkół było tylko 200. W tej chwili jest ich około 500. To wciąż malutka liczba. Wynika to także z ogólnej atmosfery antykatolicyzmu. Nawet dobrze wykształceni rodzice ulegają propagandzie i zaczynają myśleć: „Tam nam zrobią z dzieci moherowe berety”.
Pięćset szkół to mało?
– Chętnych do posłania dzieci do szkoły katolickiej jest przynajmniej kilka razy więcej niż dostępnych miejsc!
Co przyciąga rodziców?
– Opowiadanie, że tam lepiej uczą, że mają lepszych nauczycieli jest bez sensu. Potrzebujemy obiektywnego kryterium, które można zmierzyć. Możemy użyć wyników egzaminów – sprawdzianu kompetencji, egzaminu gimnazjalnego czy matury. Wtedy okaże się, że przeciętne wyniki uczniów szkół katolickich są znacznie wyższe niż w innych szkołach. Widać, że uczą efektywnie. Jest też drugi obszar – nie tylko kształcimy, ale mamy młodego człowieka wychować. Tutaj zaczyna się prawdziwa rola szkoły katolickiej, która ma bardzo sprecyzowany i jasny system wartości. W szkołach publicznych obowiązuje polityczna poprawność, a to jest odwrócenie systemu wartości, totalna relatywizacja. Tego nie ma w szkołach katolickich i to jest ogromną wartością.
Czy to znaczy, że szkołom katolickim łatwiej jest wychowywać?
– Tylko w tym sensie, że po swojej stronie mają również rodziców. Posyłając dziecko do szkoły katolickiej, dokonują świadomego wyboru. To są ludzie, którym zależy na wychowaniu. Nie jest łatwiej, ale jest jaśniej – jest określony punkt wyjścia, spójny system.
Szkół katolickich będzie przybywać?
– To mogłoby być rozwiązanie problemów, jakie mają samorządy z utrzymaniem szkół. Dlaczego nie przekazać tych, które sobie nie radzą, parafiom czy zakonom? Nadal będą to szkoły publiczne – rodzice nie będą płacić czesnego, samorząd przekaże tyle pieniędzy, ile ma, a o resztę będą się martwić prowadzący szkołę. Brakuje tylko chęci. W Krakowie były zgromadzenia, które chciały przejąć likwidowane szkoły i zaoferować w nich więcej miejsc, ale samorząd się nie zgodził.