O twardej miłości, ćpaniu i wierze, za którą można dostać w twarz, z ks. Mirosławem Kurkiem, rezydentem parafii św. Jakuba i terapeutą uzależnień, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Od października w Skierniewicach razem z Krystianem Plaskotą uruchomił Ksiądz przy Towarzystwie Przyjaciół Dzieci punkt konsultacyjny dla osób uzależnionych. Od razu znaleźli się potrzebujący pomocy?
Ks. Mirosław Kurek: – W pierwszy wtorek października przyszły 3 osoby. Zaczęliśmy z niczego, bazując jedynie na moim i Krystiana doświadczeniu z uzależnionymi. Na początku myśleliśmy, że pierwszy dzień to sobie spokojnie posiedzimy i pogadamy o starych znajomych. Okazało się, że od razu trzeba było zabierać się za robotę. Jak widać, jesteśmy tu potrzebni. I choć nie mamy jeszcze wszystkiego zorganizowanego, już pracujemy.
Przychodząc do parafii, od początku miał Ksiądz w planach otwarcie takiego miejsca?
– Tak. Nie miałem złudzeń. Jeżdżąc po szkołach i na różne spotkania profilaktyczne, wiem, jak jest. Ostatnio byłem w jednym z gimnazjów w okolicy. Dowiedziałem się tam o uczennicach, które sprzedają się za garstkę prochów. To było coś strasznego! Widzę, co się dzieje. I nie mam wątpliwości, że na poziomie każdego miasta, dyskoteki tak właśnie jest. Dlatego podczas spotkań z rodzicami, którzy myślą, że ich córki na dyskotekach się modlą, pozbawiam ich złudzeń, mówiąc: „Tak, modlą się, ale pod stołami”. W Skierniewicach kilka razy głosiłem rekolekcje dla młodzieży. Wtedy np. rozmawiałem z dziewczynami z jednej z okolicznych miejscowości, gdzie działa dyskoteka. Patrząc na nie, wiedziałem, że dopiero co odstawiły towar. Jedna z nich pokazała mi nawet, co bierze. Tak jest wszędzie.
Jakie są Wasze najbliższe plany? Czy poza spotkaniami z uzależnionymi myślicie o jakichś zajęciach dla młodzieży, o profilaktyce?
– Przygotowujemy projekt profilaktyczny, który pozwoli nam zdobyć jakieś pieniądze. Chcemy młodzież zachęcić do działania. Wyrwać ich z klatek schodowych, które są wylęgarnią ćpalstwa i opilstwa. Poza pracą z uzależnionymi i młodzieżą, szukamy wolontariuszy z otwartą głową, chętnych do współpracy, którzy nas wspomogą w różnych działaniach. Zawsze powtarzamy, że uzależnieni nie mają problemu z piciem, ćpaniem czy hazardem. Oni mają problem z życiem. Nic ich nie interesuje, nie wiedzą, co zrobić z sobą i swoim czasem.
Czy poza uzależnionymi mogą z Waszej pomocy korzystać także rodziny uzależnionych? Czy dla nich też są otwarte Wasze drzwi?
– Jasne! Czekamy na wszystkich, którzy mają problem. Rodziny osób uzależnionych też mają problem. Żyją nie swoim życiem, tylko problemem tego, kto w uzależnienie popadł. Pracując z nimi, chcemy uczyć ich twardej miłości. Ale, oczywiście, pierwszy krok musi zrobić uzależniony. Czasem jakaś matka czy ojciec chcieliby wytrzeźwieć za swojego syna. Tak się nie da. I – co ważne – u nas nie ma co szukać litości. Uczymy twardej miłości, która – na zasadzie podpisanego kontraktu – w chwili, gdy pijane dziecko wraca do domu, nie wpuszcza go, a gdy kradnie i wynosi rzeczy z mieszkania, dzwoni na policję. Sposobem jest zgoda na maksimum dyskomfortu w jego życiu. Ono musi poczuć konsekwencje swoich działań. Ukrywanie i wspieranie jest gwoździem do trumny dla uzależnionego. I to staramy się pokazywać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |