Razem przeżyli już 50 lat. Mówią, że swojego współmałżonka nie zamieniliby na nikogo innego. Gdyby mieli wybierać drugi raz, wybraliby tak samo.
Wraz z mężem nie kryją, że trzeba wkładać wiele wysiłku w zrozumienie współmałżonka. – Nie można myśleć tylko o sobie, na egoizm w małżeństwie miejsca nie ma – mówi pan Joachim. – Mam duszę romantyczki, ale wiem, że mój mąż kwiatów mi nie przyniesie, jednak prawie co niedzielę w kuchni ze mną tańczył – opowiada wzruszona pani Irmgarda, chwaląc męża za to, że i kuchnią się zajmie, i w przeszłości pieluszki dzieci prał. – Mówi się, że ciężki kamień młyński, ale jeszcze cięższy stan małżeński. To prawda, ale gdy braliśmy ślub, byliśmy przekonani, że cokolwiek by się działo, będziemy razem. Zawsze stajemy po swojej stronie – zgodnie podkreślają. A kłótnie? Były i są. Jakby inaczej, ale wiedzą, że zawsze ktoś musi odpuścić.
Po ślubie zamieszkać na swoim
W Zdzieszowicach, w mieszkaniu państwa Elżbiety i Huberta Krupopów na ścianie zawieszone są zdjęcia ślubne trójki ich dzieci i liczne fotografie ośmiorga wnucząt. – Wszyscy mieszkają w Niemczech, ale mimo odległości jesteśmy ze sobą bardzo blisko – mówią złoci jubilaci. Poznali się na zjeździe księgowych w Ustroniu. Później pana Huberta czekała niełatwa przeprawa, by dojeżdżać pociągiem i autobusem na zaloty do Bierunia w ówczesnym województwie katowickim, rodzinnej miejscowości pani Elżbiety. Pobrali się po dwóch latach. Opowiadając o ślubie, z uśmiechem dorzucają kolejne fakty. Do kościoła szli pieszo. Mieli przecież tylko 10 minut drogi. – Dziś młodzi stawiają na coraz to okazalsze samochody i drogie stroje. Nam to zupełnie nie było potrzebne – mówi pan Hubert. Sukienka pani Elżbiety, skromna i krótka, jeszcze kilka godzin przed uroczystością była w rękach krawcowej – sąsiadki. Przyjęcie odbyło się w domu, tańce były w sieni. – Ważne jest, by jak najszybciej po ślubie małżonkowie zamieszkali na swoim, nawet jeśli na początek miałoby to być jednopokojowe mieszkanie – radzi pani Elżbieta, tłumacząc, że bliska obecność rodziców bądź teściów zakłócałaby budowanie młodego związku, wchodzenie w role żony i męża. – Na początku naszego małżeństwa mieliśmy oparcie w rodzinie, mogliśmy liczyć również na pomoc sąsiadów, ale mieszkaliśmy na swoim – opowiadają.
Warto podpatrywać i naśladować
– Zawsze chciałam, żebyśmy w małżeństwie jak najwięcej ze sobą rozmawiali, byli blisko siebie. Na początku musiałam Huberta do tego przyzwyczajać – opowiada pani Elżbieta, podkreślając, że trzeba wystrzegać się „cichych dni”, bo one są zabójcze dla każdego małżeństwa. Z rozmowy dowiaduję się również, że mają do siebie zaufanie, wiedzą, że mogą na sobie polegać, nie brakuje im wspólnych tematów i zainteresowań, choć każde z nich ma też swoje odrębne hobby. Są radośni, dużo żartują, czasem ostro wymieniają zdania, ale zawsze się godzą. Razem oglądają mecze, w zimowe wieczory grają w scrabble. Na spacer chodzą pod rękę, na peronie nie wstydzą się pocałować na pożegnanie. W każdej sytuacji po prostu doceniają siebie wzajemnie. Pani Elżbieta chwali męża za to, że nauczył dzieci szacunku do pracy, dzielenia się domowymi obowiązkami, wędkowania czy pływania. – To wszystko jest bardzo ważne – mówi. W ich domu życie rodzinne budowane było wokół wspólnego stołu. Niezwykle ważna była i jest modlitwa, która – jak podkreślają – jest ich ratunkiem. – Moja chrześnica powiedziała mi, że tak buduje swoje małżeństwo, jak my nasze – mówi pani Elżbieta. I to chyba jest piękny dowód na to, że warto sięgać po dobre wzory.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.