- Dzięki temu, że chodzę do kościoła i jestem ministrantem, czuję się lepszym człowiekiem - mówi 12-letni Paris z domu dziecka w Gdańsku-Sobieszewie.
Gdańskie Domy dla Dzieci są jedną z najnowocześniejszych placówek tego typu w Polsce. Kilka lat temu, dzięki staraniom władz miasta, osiemdziesięcioro dzieci przeprowadziło się z czerwonobrunatnego ceglanego, starego budynku do pięciu nowoczesnych, przypominających domy jednorodzinne, willi. Teraz domków – filii – jest już sześć. Każdy ma swoją własną nazwę. Jest Dom na Wzgórzu, Jodłowy Dom, Dom na Polanie, Dom przy Lesie, Zielony Zakątek i Wiślany Dom. W każdym z tych domów mieszka czternaścioro dzieci, którymi opiekuje się odrębna grupa wychowawców podlegających wspólnej administracji. Dzięki temu dzieci zyskały większą przestrzeń dla siebie, lepsze warunki socjalne, a wszyscy w grupie mają ze sobą lepszy kontakt.
Paris będzie piłkarzem
Ma 12 lat. Do Polski przyjechał z Rumunii razem z rodzicami, którzy wierzyli, że tutaj będzie żyło im się łatwiej. Niestety, nie udało się. Chłopiec mieszka w domu dziecka – a dokładnie w Wiślanym Domu – już cztery lata. W tym czasie od podstaw nauczył się mówić po polsku, poszedł do szkoły, zyskał przyjaciół. Dwa lata temu przyjął chrzest i przystąpił do Pierwszej Komunii.
– Moimi rodzicami chrzestnymi byli wychowawcy z domu, pani Mariola i pan Leszek – opowiada Paris. – Dzięki nim zacząłem poznawać wiarę chrześcijańską. Polubiłem chodzenie do kościoła. Któregoś dnia poszedłem na spotkanie ministrantów w naszej parafii. Przekonał mnie do tego ksiądz Łukasz. Spodobało mi się, zostałem aspirantem – kandydatem na ministranta. Od tej pory chodzę w soboty na spotkania ministrantów, uczę się, przygotowuję do służby przy ołtarzu. Niestety, nie zawsze jest na to wszystko czas… Mimo że chłopiec nie jest jeszcze pełnoprawnym ministrantem, już pomaga księdzu podczas Mszy świętej. Jest odpowiedzialny za patenę. – Najbardziej lubię dźwięk dzwonków i gongu. No i to, że można pomagać księdzu w jego obowiązkach – przyznaje. Chłopiec dzieli swój czas między szkołę, służbę przy ołtarzu i treningi piłkarskie. Jest zapalonym futbolistą. – Jestem zaangażowany w religię – deklaruje. – Chodzę na Msze i przyjmuję Komunię św. Ale w przyszłości chcę zostać piłkarzem – dodaje z przekonaniem.
Ministranci na boisku
Ksiądz Łukasz Stachura MS dziś pełni swoją służbę w sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej w Dębowcu. Jeszcze niedawno pracował na drugim końcu Polski, w sanktuarium na Wyspie Sobieszewskiej. Opiekował się wtedy ministrantami. Doskonale pamięta Parisa. – Rzeczywiście, on uwielbia piłkę nożną – przyznaje kapłan. – Poznałem go na boisku. Od czasu do czasu grywałem z ministrantami w piłkę i któregoś dnia zjawił się ten dzieciak. Zagraliśmy mecz. Od razu było widać, że ma talent. Zaproponowałem, żeby przyszedł na spotkanie ministrantów, inni chłopcy też zaczęli go namawiać. I tak to się zaczęło. Prowadziłem wiele zajęć sportowych z ministrantami, bo oni bardzo to lubili. Paris świetnie daje sobie radę nie tylko na boisku, ale i doskonale jeździ na rolkach. Poza tym brał udział w piłkarskich turniejach. Był między innymi na zawodach w Mrągowie. Tak naprawdę dotarłem do niego i przekonałem go do ministrantury właśnie przez sport. Ks. Łukasz Stachura mówi, że Paris ma dobre serce. – Jest spokojny, chociaż niepozbawiony temperamentu, czasem lubi zrobić coś po swojemu. Ale można się z nim dogadać. Nie ma co do tego wątpliwości także wychowawczyni chłopca, Katarzyna Wasilewska. – To jest nasze słoneczko – mówi pani. – Parisa wszyscy lubią, bo nie da się go nie lubić. Jest bardzo sumienny i pogodny. Starsi wychowankowie opiekują się nim i pomagają mu, kiedy potrzebuje pomocy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.