Otwarte niebo

Kiedy z ciemności wychodzi się na światło, nie od razu można zauważyć samo słońce. Najpierw jest po prostu światłość.

Trudności zmieniają patrzenie na świat. Jola unika dzieci. Nabiera dystansu do matek. Za bardzo boli ją ich małżeńska niepłodność. Szukają przyczyn. Mały zabieg pomaga jej. Więcej jednak problemów jest z nim. Tak czy inaczej oboje cierpią. Coraz bardziej. – Nie mogą państwo mieć dzieci – pada z ust lekarza. Staszek godzi się z wyrokiem. Przyjmuje go pokornie. Tak po prostu w życiu bywa. Jola nie dopuszcza do siebie znaczenia słów. Słyszy je, ale cała jej istota krzyczy: „Nie!”. – Na in vitro szkoda pieniędzy – dorzuca lekarz, jakby chciał do końca odrzeć ich ze złudzeń. – „Urodzę!” – brzmi uporczywie w sercu kobiety. A po policzkach płyną łzy upokorzenia. I tak jest już za każdym razem, gdy w myślach, w pragnieniach czy w rozmowie pojawia się pytanie o ciążę. „Urodzę!” – łudzi się serce, a łzy sygnalizują: – „Dajcie mi święty spokój. Mam dosyć. Jestem już zmęczona”.

Teraz albo nigdy

– Na co państwo czekają, lata płyną – rzuca proboszcz, ks. Edward Dzik z Pieszyc. Jest kolęda, duchowny nieświadomie rani swych gospodarzy. Reakcja jest automatyczna. Łzy w oczach kobiety i rzeczowe: – Nie możemy mieć dzieci – mężczyzny. Ksiądz jednak nie odpuszcza. – Nie wiecie, jak to się robi? – zaczepia pogodnie. – Do Częstochowy trzeba się wybrać, poza tym jest Wielki Jubileusz, niebo jest otwarte jak rzadko kiedy. Nie przegapcie tej szansy – zachęca na odchodne. Nie ma jednak czasu. Zresztą byli kiedyś w Częstochowie, wprawdzie przy okazji, no ale czy to jakaś różnica? Owszem – dociera do nich któregoś dnia, podczas pacierza: „Zróbcie wszystko, co On wam powie” – a przecież ksiądz przyszedł do nich w Jego imię. Jasna Góra – tym razem specjalnie, z jedną intencją. Spowiedź i Msza św. Co dziwne, ksiądz zapowiada, że modlą się o dar macierzyństwa. Jola niemal fizycznie czuje się poruszona tym zbiegiem okoliczności. – Maryjo, żebyś nas w tym tłumie też zauważyła! – szepcze i gorliwie modli się w intencji innej kobiety i innego mężczyzny, którzy znają ból niepłodności. Rozumie ich doskonale. Współczuje.

Dwa miesiące później jest w ciąży. Ich życie nabiera nowego znaczenia. Ich przyszłość staje się tak różna od tego, co było dotąd. Trwają więc przygotowania do nowego otwarcia na siebie i na nowe życie. Chcą zapanować nad wszystkim. Uczą się rodzicielstwa z mądrych książek, a te mówią, że jeszcze nie czas na rodzenie. – Ale czuję, że to może być już teraz! – upiera się którejś nocy ciężarna. – Jak nie boli, to jeszcze nie teraz – wyrokuje mąż po sprawdzeniu wszystkiego w podręczniku. – Idę wziąć kąpiel – wie swoje i ma rację. Zaskoczeni swoim wcześniakiem pospiesznie decydują o imieniu. – Zajrzyj w kalendarz, co sobie przyniósł? Jakiego patrona? – radzi szczęśliwy ojciec. – Grzegorz i Bożydar – czyta matka. Nie może uwierzyć, że Bóg aż tak bardzo wmieszał się w ich życie. Że aż tak bardzo pochylił się nad ich biedą, okazał im miłosierdzie. Ostatecznie swemu pierworodnemu, urodzonemu w środę w samo południe, gdy na „Anioł Pański” biją dzwony, dają imię Grzegorz. Jola żałuje tylko, że wieczorem nie może jak zwykle wziąć udziału w nabożeństwie do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Tego dnia jest za słaba. Pójdzie za tydzień.

Matka i Syn

– Przez wiele lat od tych wydarzeń czułam niepokój, że nie daję świadectwa o tym, co się wydarzyło. O roku miłosierdzia, bo jubileuszowym roku otwartych drzwi; o Matce Miłosierdzia, która strzegła mnie i moją rodzinę, którą prosiłam o dobrego męża; o godzinie łaski, bo godzinie śmierci Pana; godzinie miłosierdzia, kiedy braliśmy ślub – wylicza Jolanta. Przypominała kogoś, kto zafascynowany światłem, nie dostrzega jego źródła. Teraz widzi już bez cienia wątpliwości, jak Bóg przygotował ją samą i jej męża do udziału w swej chwale. – Wystarczyło brać to, co On zaproponował, wystarczyło wypełnić wszystko, czego chciał od nas – uśmiecha się. Kiedy urodził się Grzegorz, lekarze nie mieli wątpliwości, że to się nie powinno wydarzyć. – Nasz przypadek miał służyć jednemu z naszych lekarzy jako materiał do pracy naukowej – dodaje Jolanta. Jednak nie było już na to czasu, bo jedno dziecko absorbuje bardzo, a co dopiero dwoje. Tak, dwoje, bo po dwóch latach od narodzin pierwszego na świat przychodzi drugi syn – Dawid. Cud za cudem.

– Najpierw jako dziecko z domu, gdzie było wiele problemów, potem jako nastolatka, która nie miała życia dla siebie, w końcu jako żona, która nie może być matką, czułam się przez życie upokorzona, napiętnowana. Wciąż gorsza w oczach własnych i innych – mówi Jola. – A jednak Bóg wie, że istnieję, że cierpię, że mam marzenia i kocham. On o tym wszystkim wie i nie jest obojętny. Jest miłosierny – zapewnia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg